Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

pomocy - mój narzeczony bije mnie. BłAGAM o pomoc i radę
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
joa



Dołączył: 18 Mar 2007
Posty: 3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie Mar 18, 2007 21:39    Temat postu: pomocy - mój narzeczony bije mnie. BłAGAM o pomoc i radę Odpowiedz z cytatem

Jestem w związku od 5 lat. od ok. pół roku mieszakam wspólnie z moim narzeczonym. Niemal od początku zdarzały się nam kłótnie. ale bardzo się kochaliśmy i świetnie rozumieliśmy więc szybko się godziliśmy i było nam wspaniale. po ok. 2 latach w związku mój narzeczony zaczął stosować przemoc fizyczną w kłótniach. Zaczęło się od popychania, wykręcania rąk, rzucania o ścianę. Potem bicie po twarzy, kopanie. ostatnio dostałam tak mocno w ucho że miałam zakłócenia słuchu, dziś bił mnie tak po twarzy że zleciałam z krzesła. potrafi też przewracać mnie i kopać kiedy leżę na ziemi.
Zawsze potem okazywał skruchę, a na codzień jest czułym, łagodnym, spokojnym i mądrym człowiekiem. Mój probem polega na tym że nie potrafię z nim zerwać ani zgłosić sprawy policji. Kiedy przeglądam wasze forum, to mam wrażenie że on różni się od opisanych w nim tyranów, którzy też na codzień terroryzują swoje kobiety, manipulują poprawą i byciem dobrym na pewien czas. Ale on jwydaje się być inny, poza kłótniami nie przejawia żadnych patologicznych cech. Kłotnie są na banalne codzienne tematy. On jest często nieodpowiedzialny, spóźnia się, kłamie dla świętego spokoju w drobnych sprawach, nie angażuje się w wystarczającym stopniu w sprawy domowe, nie umie nic zrobić ani nic z siebie dać, póki ja go o to nie poproszę (sprawy typu zakupy itp). Kiedy zgłaszam uwagi, że źle to znoszę, bo codzienne życie składa się z takich spraw, i że trzeba się w nie mocniej angażować, on wpada w szał, mówi że mnie nienawidzi, że życie ze mną to koszmar. Robi piekielne awantury i jednocześnie mnie obarcza odpowiedzialnością za nie, bo jak twierdzi ciągle się go czepiam. Ja wtedy też tracę panowanie, bo wydaje mi się to skrajnie niesprawiedliwe, i nie mogę znieść jego okrutnych słów, które przekreślają cały nasz związek i zdarza się że go wyzwę. On mnie wtedy brutalnie bije. wczoraj mnie za to pobił, a następnego dnia - kiedy zrobiłam mu awanturę o to że mnie bije, on....pobił mnie jeszcze mocniej, bo uznał że robię mu piekło z życia i się czepiam.
Jestem bezradna, bo nie poznaję wtedy tego człowieka, nie rozumiem jego agresji, przecież nawet jesli jestem upierdliwa to są inne sposoby na wyrazenie swojego zadowolenia.
Nie wiem co mam zrobić, nie wzywałam policji, o wydawało mi się że to ostateczność, po którą się sięga kiedy człowiek czuje się pernamentnie zagrożony. A ja wiem, że jesli go nie sprowokuję swoimi uwagami to on nie zrobi mi krzywdy. Ale moja godność nie pozwala na cenzurę w wyrażaniu swoich emocji, uwag krytycznych, wtedy kiedy czuję że on nie postępuje własciwie i olewa ważne dla mnie sprawy. I tak trwa to piekło przemocy. Proszę podzielcie się ze mną swoimi doświadczeniami i radami
pozdrawiam
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Roz



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 15
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie Mar 18, 2007 22:12    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Miałam kiedyś taką znajomą, starszą kobietę, miała ona taki na narzeczonych… Bardzo fajny test, jak dzisiaj o tym myślę, pytała: „czy on jest dobry?” Nie dla mnie dobry, tylko w ogóle czy jest dobrym człowiekiem? Ty zadaj sobie to i jeszcze jedno pytanie: czy na pewno chcesz z nim być, takim jaki jest, do końca życia, na zawsze. Myślę, że nie masz się co łudzić, że się on zmieni. Czy chcesz stracić siebie, żeby go nie rozjuszać? Dojedziesz do takiego stanu, że już nie będzie czego tracić, będziesz miała poczucie, że nie istniejesz. Że jesteś nikim. Pamiętam, jak kiedyś sama zastanawiałam się czy mój mąż naruszył już moją godność czy jeszcze nie. Dzisiaj już wiem, że samo takie zastanawianie się oznacza że coś bardzo jest nie w porządku, że właśnie moja godność była już naruszana. Ludzie w normalnych związkach nie mają takich dylematów. Zważ, że potem będzie tylko trudniej: dzieci, małżeństwo, lub kościelny i jego konsekwencje, wspólny majątek etc. Weź odpowiedzialność za siebie i swoją przyszłość, za swoje przyszłe dzieci (wyobraź sobie, ze one będą świadkami, takich akcji jak tu opisujesz). Ratuj się dziewczyno, póki jest stosunkowo prosto.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
joa



Dołączył: 18 Mar 2007
Posty: 3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie Mar 18, 2007 23:05    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

dziękuję Roz. sprawa trudna, schizofreniczna, szczerze myślę - że on jest dobrym, wrażliwym człowiekiem w większości sfer swojego życia i w swoich czynach. ale kiedy dostaje szału staje się bydlakiem, nie panuje nad sobą
wiem ze potem cierpi. nie usprawiedliwiam go, ale ja sama nie mam łatwego charakteru, w dzieciństwie kłóciłam się często z rodzicami, bratem, uważali że mam za mocny charakterek, tylko że oni nie przekroczyli granicy przemocy.
nie rozumiem jak to sie dzieje ze on przekracza te granice, on tez sprawia wrazenie ze nie poznaje sam siebie. szkoda mi konczyc nasz zwiazek bo wydaje mi sie ze prosze go o bardzo proste codzienne rzeczy realistyczne do spelnienia a on mimo wszystko w wielu sprawach poszedl mi na reke. Kiedy go poznalam byl duzo bardzie nieodpowiedzialny, niedbaly, a wiele ze swoich zlych nawykow zmienil ze wzgledu na mnie na trwale. Wiem tez ze on zaczal cenic ze zaczelismy wspolnie mieszkac, tworzy wspolna przyszlosc, dom, plany, ze bardziej uporzadkowalo nam sie zycie. A jednoczesnie zdarza sie to piekło! Jestem strasznie skołowana, bo naraz doswiadczam tyle dobrego i ogrom zła
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Agata24



Dołączył: 27 Wrz 2006
Posty: 147

PostWysłany: Pon Mar 19, 2007 0:13    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zastanów się, czy człowiek, który kopie leżącego dosłownie i w przenośni może być dobry i na czym ta dobroć polega. Spróbuj też pomyśleć, że poświęcenia w związku to jest normalna sprawa i nie stawiak go na piedestał za to, że się trochę zmienił. Spróbuj też zastanowić się, czy Twoja upierdliwość (jakże częsty i standardowy "problem" sprawców przemocy a raczej ich kobiet) ma być powodem do awantur, a raczej zadaj sobie pytanie, czym Ty się od niego różnisz, że nie możesz wypowiedzieć własnego zdania w obawie przed siniakami lub wyzwiskami. Zastanów się, czy warto żyć tymi paroma chwilami spokoju i czy chcesz, by taki człowiek był ojcem Twoich dzieci. Bo gdy przyjdą dzieci, to już droga nie będzie taka otwarta, Gdybym wiedziała 5 lat temu to co teraz, to dziecko na pewno bym i tak urodziła, ale przenigdy nie założyłabym białej sukni. Niestety czasu nie cofnę, a Ty jesteś na etapie, na którym możesz wyjść z przemocy i zacząć nowe życie.
_________________
Agata
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Trissi



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 474
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon Mar 19, 2007 17:15    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A jeśli kiedyś uderzy Cię tak mocno, że po prostu Ciebie zabije? Nie myślałaś nigdy o tym? Jak będziesz znosić to jak będzie bił Twoje dzieci?

Nie macie ślubu, uciekaj... ten człowiek nie ma żadnych skrupułów, bije Ciebie i nie waha się nawet sekundy!!!
_________________
I am not your senorita I don't aim so high In my heart I did no crime.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Roz



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 15
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon Mar 19, 2007 18:05    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Droga Joa, Jak czytam Twoje słowa, to trochę czuję tak jakbym sama to pisała. Też doszukuję się dobra w moim meżu i często znajduję różne pozytywy, których się chwytam jak tonący brzytwy (dosłownie). Wyobraż sobie, że mam nawet coś takiego, że kiedy on zachowuje się poprawnie (bestia gdzieś uśpiona), to odczuwam rodzaj wstydu, że w ogóle mogłam tak źle o nim myśleć.

Dla mnie przełomowe znaczenie miało kilka odkryć: pierwsze takie, że jest jakiś taki mechanizm w człowieku, że zapomina się złe rzeczy. Zwyczajnie - gumka w mózgu. Jak tylko Twój ukochany pokaże ludzką twarz, to Ty już przestajesz myśleć o tym, że kiedyś zrobił Ci krzywdę, albo umniejszasz ją. Sposób mam na to taki, że piszę pamiętnik. Opisuję wszystko ze szczegółami. Potem.... niechętnie to czytam, niechętnie przyznaję się do przeszłości, ale niestety dowody są twarde. NIe mogę samej siebie oszukiwać.

Drugie to będzie cytat z książki "Kochać zbyt mocno" ostatnio wszędzie reklamowana, mozesz kupić ją w empiku, jest o mnie, pewnie o Tobie i innych dziewczynach z forum. Apropos ewentualnej dobroci Twojego narzeczonego, trochę wyrwane z kontekstu, ale celne:

"Myślisz, że dobre rzeczy bilansują się z tymi złymi? Jeżeli dostałabyś dwanaście róż i tylko jedno podbite oko, to myślisz, że w takiej sytuacji przyjaciele powiedzieliby 'zostań'?

Pomyśl, że przecież tego zła, żadne dobro nie unieważnia.

Moje dzieci kochają swojego ojca. Ja niemieszkając z nim kolejny tydzień odżywam, one coraz bardziej tęsknią i nie rozumieją dlaczego musimy być "oddzieleni od taty". Zapewniam Cię cierpienie moich dzieci jest dla mnie stokroć straszniejsze niż moje cierpienie. Nie chcesz tego dla swoich dzieci.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
pola



Dołączył: 19 Mar 2007
Posty: 8
Skąd: wrocław

PostWysłany: Pon Mar 19, 2007 19:38    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

jest tylko jedno wyjście - odejść.
wiem że nie jest łatwo, najgorsze jest że to ty czujesz się winna tego, że on cię bije, prawda? myślisz, że jest z tobą coś nie tak? pamiętaj- żadna agresja nie jest uzasadniona!! nie ważne co byś zrobiła, NAWET gdybyś go zdradziła- on nie ma prawa cię uderzyć! wiesz o tym, ale pamiętaj- żadne jego "dobre zachowanie" nie anuluje "złego". a to ty musisz potem z tym żyć- w ciągłym strachu i poczuciu winy.

nim sama przeżyłam podobną historię, myślałam, że to niemożliwe, żeby jakakolwiek kobieta mogła tak żyć, że przecież trzeba poprostu wyjść i zacząć nowe życie...myslałam, że mi się nigdy coś takiego nie przydarzy.
a potem wierzy się w każde "kocham cię, to się już nie powtórzy" tylko, że to się powtarza, a ty tracisz siebie, poczucie wartości maleje, a smycz się skraca. i nachodza cię myśli "no tak, ale co ja zrobię, jeśli odejdę? mam zacząć wszystko od zera? a jeśli nikt mnie już nie pokocha??"...

...a jeśli nikt cię nie pokoha to chociaż siniaków nie będziesz miała...nie ma już gorszej możliwości niż bycie z nim. NAPRAWDĘ NIE MA!
uwierz...

odejście to pierwszy trudny krok. dopiero po kilku miesiącach popatrzysz jak to strasznie wyglądało.

mam jeszcze jeden argument- spytaj się siebie czy chciałabyś, żeby ten człowiek był ojcem twoich dzieci? wyobraź sobie, że on skatuje twoją córkę, tak jak robi to z tobą...

powodzenia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaszasa



Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 2

PostWysłany: Wto Mar 20, 2007 0:26    Temat postu: Boimy się przyszłości bo jest nieznana Odpowiedz z cytatem

Miałam kiedyś takieo chłopaka na szczęście mimo, ze o kocałam a może i nadal kocham udało mi sie od niego odejść. Na codzień był wspaniały ;wspólne wyjazdy, wycieczki , szanował mnie przy innych ale gdy dostał szału bałam sie nawet"mrugnąć okiem", nawet moje łzy byly dla niego powodem do zdenerwowania i nieraz bałam sie , że mnie uderzy bo to tak jakby postawili przedemna inna osobe ...... Moe tylko powiedzieć , ze ważne byś przed taką decyzją otoczyła sie groonem osób które Ciebie wesprą , nie jesteś sama, nawet wygadaie się w telefonie zaufania pomaga...... Życze dużo siły ... mój związek trwał 2 lata On był policjantem , czasem tym o tłumaczyłam , lecz teraz wiem , że mimo miłości istnieje jeszcze wiele ważnych równoległych emocji które są potrzebne by dzielić życie z 2 osobą a podstawą jest bezpieczeństwo ....
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
joa



Dołączył: 18 Mar 2007
Posty: 3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto Mar 20, 2007 1:40    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

bardzo dziękuję za Wasze wsparcie. to dla mnie ważne. jak pewnie wiecie takim sytuacjom towarzyszy wstyd, nikt z moich bliskich nie wie że byłam bita, bo wstydzę się że na to pozwoliłam i nie odeszłam natychmiast.
dziękuję
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
wrzos



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 80
Skąd: opole

PostWysłany: Sro Mar 21, 2007 12:20    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witaj,moze najwyzszy czas powiedziec o tym komus bliskiemu.Jesli zdecydujesz sie od niego odejsc ,bedziesz potrzebowac wsparcia rodziny lub przyjaciol.Ja rowniez znam ten wstyd,ktory cie pali od srodka.Ja rowniez przez dziewiec lat zylam z agresywnym facetem.Dzisiaj jestem wolna,nie zyje w ciaglym strachu i dopiero teraz przelamuje wstyd i moge rozmawiac o krzywdach jakie mi wyzadzil.To nie bylo latwe,bylo mi go zal i bylo ciezko.Jednak warto odejsc dla samej siebie.Poczytaj polecane na forum ksiazki,skorzystaj z terapii.Przede wszystkim pamietaj ,ze nie jestes sama.Trzymam za ciebie kciuki.Pozdrawiam Very Happy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Eva



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 11

PostWysłany: Sro Mar 21, 2007 15:03    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Joa,
czytam ciebie i myślę, że piszesz o mnie.
Jestem nadal w takim związku - już 9 lat, poczatki piekne, potem lekkie zdenerwowania, popchnięcie, ugryzienie, potem pobicie jedno, drugie....aż zrobiłam pierwszy raz obdukcję (powykrecane palce w stawach).
Chodzę na terapie, chciałabym odejść - nie potrafię. Odchodziłam, wracałam, potem już nawet nie odchodziłam, bo po co - i tak wróciłabym.
Problem dlaczego tak dajemy sie traktować i nie potrafimy odejść jest w nas samych głęboko zakorzeniony. Chodzę na terapię, aby to zrozumieć, on też miał chgodzic - ale okłamał, że chodzi. Małe kłamstewka, ale uwierz są i duże - ty ciągle wierzysz, ale jeśli on sam nie zechce się zmienić, nie zacznie nad sobą panować ty niczego nie wskórasz. Mój się tłumaczy, że jak wpada w szał to nie potrafi się opanować - a psycholog mi powoedzieł, że każdy potrafi nad sobą panować, bo gdyby zamiast ciebie stał przed twoim 140 kg. wielki facet, jakiś bokser, to czy twój by go uderzył?? Nigdy w życiu, bo by wiedział, że spotka go za to kara. A w naszym przypadku oni wiedzą, że kary nie bedzie - i to musisz zmienić, aby on nie czuł się bezkarnie (stąd np. moje pierwsze zrobienie obdukcji). Jeżeli masz szansę dziewczyno, jeśli masz na tyle sił (bo ja nie mam, stąd ten psycholog, stąd moja niemoc)) to odejdź i nie daj się skusić na powrót.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
agas



Dołączył: 21 Mar 2007
Posty: 2

PostWysłany: Sro Mar 21, 2007 20:43    Temat postu: Myślałam że to mój wpis Odpowiedz z cytatem

Witaj,

Twoja historia to również moja. Ja nie ptrafię odjść, może Tobie się uda i napiszesz jak to zrobiłaś.

Pozdrawiam

Aga
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Roz



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 15
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Mar 22, 2007 22:38    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cześć Dziewczyny,
Od kilku tygodni mieszkam sama. Myślę, że gdyby mąż nie rozjuszył się do tego stopnia, żeby w spektakularny sposób wyrzucić mnie z domu, pewnie dałabym się mu w końcu zabić. Rozumiem was, że nie umiecie odejść. Cały mechanizm takich związków polega na tym, żeby po skatowaniu dać ofierze tyle marchewki, żeby odzyskała nadzieję, siłę, wiarę i co tam jeszcze pięknego w sobie mamy, żeby potem znowu móc zaatakować.

Ja już z nim nie jestem, ale psychicznie miotam się jak szalona. Żal mi go, czuję coś w rodzaju odpowiedzialności za niego, dzieci za nim tęsknią, zależy mi na nim ciągle. Chciałabym utulić jakoś to jego szaleństwo, to dzikie zwierzę... ale przerażenie ogarnia mnie nawet wtedy jak w telefonie widzę jego imię. Kanał.

Wspieram się różnymi lekturami, terapią, tym forum i podzielę się z wami swoim znaleziskami:

W starciu z agresorem u ofiary występuje gwałtowny napływ adrenaliny. Okazuje się, że od tego można się ZWYCZAJNIE uzależnić. To się zaczyna jak miłość, ale powtarzające się akty przemocy i reakcji adrenalinowej powodują uzależnienie.

I jeszcze jedno: syndrom sztokholmski: w którym ofiara sympatyzuje ze swoim prześladowcą. Zaczyna się to jako strategia przetrwania, żeby uniknąć cierpienia , chcesz zadowolić swego prześladowcę, więc próbujesz go zrozumieć, przewidywać jego żądania. Ale im bardziej się z nim identyfikujesz, tym bardziej się przywiązujesz, a jednocześnie dystansujesz emocjonalnie poprzez wyparcie tego co się dzieje.

Spójrzcie na tych swoich ukochanych przez pryzmat zachodzących w Was zjawisk psychologicznych... może to pozwoli Wam na chłodniejszy ogląd sytuacji i na ucieczkę od tego piekła.

Dla mnie radością i ulgą wielką było odkrycie, że nie zwariowałam, że znalazłam opis tego co się działo w moim życiu, że ludzie z tym sobie radzą choć to cholernie trudne. Dlaczego ja sobie miałabym sobie nie poradzić? Dlaczego Wy nie mogłybyście? Czy oni są warci Waszego przywiązania?. Very Happy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Roz



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 15
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw Mar 22, 2007 22:45    Temat postu: Porady z cyklu: JAK ODEJŚĆ Odpowiedz z cytatem

Przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz w ramach porad z cyklu: jak odejść. Wydaje mi się ważne rozpracowanie odejścia w kategoriach logistycznych, z wszelkimi najdrobniejszymi szczegółami: przygotowania: pakowanie (w co? walizki, pudełka?), co zabrać, co zostawić, kto pomoże to przenieść, czym przewieźć, gdzie przewieźć, wynająć mieszkanie? wrócić do rodziców, kiedy to zrobić, kiedy go nie będzie wystarczająco długo, zmienić nr telefonu...etc. Myślę, że to Wam pomoże. To jest zajmujące na tyle, że pozwala nie myśleć o ewentualnym cierpieniu Waszego prześladowcy, poczuciu winy, miłości, przywiązaniu etc. Powodzenia Rolling Eyes
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
akacja



Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 88

PostWysłany: Nie Kwi 29, 2007 10:48    Temat postu: Re: Porady z cyklu: JAK ODEJŚĆ Odpowiedz z cytatem

Roz napisał:
Przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz w ramach porad z cyklu: jak odejść. Wydaje mi się ważne rozpracowanie odejścia w kategoriach logistycznych, ......


Czasem tak bardzo nie wiem jak to zrobić, jak odejść, jak odzyskać rzeczy materialne...że zapominamy o sobie!
A czasem trzeba zabrać torebkę i wyjść, zostawić wszystko-uratować swoje zdrowie i życie!
Problem robi się nie-do-przejścia(niby) gdy nie ma pracy, dachu nad głowa, a do tego ma dzieci. Nasz rzad słabo dba o pomoc dla ofiar przemocy, domy samotnej matki wołają o pomstę do nieba!
Ale mimo to-trzeba odchodzić od przemocowców!

Zachęcam moderatorów do założenia tematu, w którym osoby znające warunki w miejscach, gdzie pomoc się należy-opiszą to, co tam się dzieje. Powstanie swoisty ranking, może zwróci uwagę osób odpowiedzialnych?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group