 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
isaura78
Dołączył: 28 Sie 2009 Posty: 38 Skąd: cracovie
|
Wysłany: Pią Cze 03, 2011 20:30 Temat postu: |
|
|
to znowu ja...
mam glupie pytnie...
jak przestac wierzyc ze on przestanie pic? ze zrozumie?
za kazdym razem jak sie upije (szczesliwie albo i nie ostatnio zadko) to sie nakrecam ze to ostatni raz bla bla bla
potem on trzezwieje a ja moze bez entuzjazmu ale jednak przestaje dzialac i czekam tlumaczac sobie ze on juz wiece tego nie zrobi...
jak przestac oszukiwac sama siebie? _________________ nie tylko cierpienie jest na świecie, ale jak można uwierzyć w szczęście patrząc w te smutne oczy...
Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny nie musi deptać godności kobiet |
|
Powrót do góry |
|
 |
mgrabas
Dołączył: 09 Sie 2008 Posty: 1516
|
Wysłany: Pią Cze 03, 2011 21:07 Temat postu: |
|
|
żeby czemuś/komuś wierzyć, trzeba mieć ku temu podstawy... czy/jakie je masz? _________________ Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela. |
|
Powrót do góry |
|
 |
isaura78
Dołączył: 28 Sie 2009 Posty: 38 Skąd: cracovie
|
Wysłany: Pią Cze 03, 2011 21:52 Temat postu: |
|
|
obietnice i chwilowe przerwy... ale przy kazdej takiej przerwie ja wierze jeszcze ze to na zawsze... wszystko temu przeczy a ja dalej swoje... ciezko mi jest samej ze soba _________________ nie tylko cierpienie jest na świecie, ale jak można uwierzyć w szczęście patrząc w te smutne oczy...
Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny nie musi deptać godności kobiet |
|
Powrót do góry |
|
 |
mgrabas
Dołączył: 09 Sie 2008 Posty: 1516
|
Wysłany: Sob Cze 04, 2011 0:25 Temat postu: |
|
|
isaura78 napisał: | (...) ciężko mi jest samej ze sobą |
rozumiem, to jednak jest odrębny problem do rozwiązania, a nie argument za godzeniem się na bezsens trwania w tym, co zamiast rozwijać niszczy... _________________ Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela. |
|
Powrót do góry |
|
 |
papillon
Dołączył: 29 Cze 2010 Posty: 24
|
Wysłany: Sob Cze 04, 2011 11:29 Temat postu: |
|
|
isaura78 napisał: | to znowu ja...
jak przestac wierzyc ze on przestanie pic? ze zrozumie? |
isaura78 pierwszy wątek napisałaś w 2009. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło na lepsze czy jest gorzej? Musisz sama obiektywnie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czy masz siłę by odejść? Co zmusi Cię do działania? Jak pierwszy raz mąż uderzy dziecko, jak dziecko wyląduje przez ojca w szpitalu czy jak synek zejdzie "na złą drogę" bo nie będzie miał wsparcia w rodzinie? Czy jesteś pewna, ze chcesz poświęcać dzieciństwo synka, ryzykować jego przyszłość, w imię zapewnienia dobrego samopoczucia jego ojcu?
Isaura, dziecko powinno być priorytetem. Synek jest najważniejszy. On jest mały, bezbronny Nie wyprowadzi się, nie zadba o siebie. To rola jego mamy.
Nie znam alkoholika który przestał pić ot tak sobie, bo mu zależało na rodzinie. Za to zawsze uzależniał od siebie wszystkich, obarczał poczuciem winy, współuzależniał, czynił wrakami emocjonalnymi. Zaczynasz tą sytuację przypłacać nerwicą. "Walczysz" z mężem i masz przeciwko sobie jego matkę (tekst o nie prowokowaniu go powalający ). Naprawdę tak Ci zależy na żebraniu o odrobinę miłości u męża? Pomyśl proszę, że twój synek dorasta z przemocowym ojcem nadużywającym alkoholu
Nie masz wsparcia w rodzinie? Nie masz gdzie pójść? A wynajem mieszkania lub chociaż pokoju?
Jeżeli dobrze liczę, twoje dziecko ma już ok. 8 lat. Jeszcze z rok i nie będzie wymagać niani (można spróbować dogadać się z mamami kolegów synka ze szkoły i zorganizować opiekę naprzemienną).
Szczerze polecam terapię dla Ciebie. Tyle lat w rodzinie alkoholowej na pewno wywarło na Ciebie ogromny wpływ. Warto by było nad tym popracować, żeby w "nowym, szczęśliwym życiu" nie powielać starych, sprawdzonych wzorców.
Pozdrawiam i powodzenia życzę.
Trzymam za Was kciuki  |
|
Powrót do góry |
|
 |
isaura78
Dołączył: 28 Sie 2009 Posty: 38 Skąd: cracovie
|
Wysłany: Sob Cze 04, 2011 15:43 Temat postu: |
|
|
witaj motylku:)
z ciekawosci przegladnelam swoj wlasny watek... dalej pod wszystkim w sumie moglabym sie podpisac... rozpisywac sie nie bede o tym co sie stalo poiedzy o wiem ze kiedys tu zagladal i znalazl moj watek... nie mam ochoty by wiedzial wszystko....
w miedzyczasie bylo tak ze mial ciagi: tydzien pije tyudzien nie... potem miesiac przerwy z kilkoma potknieciami po drodze (czytg. zalay w pestke).
i w sumie ciagle chodzimu o to samo... bo ja sie nie prztulam.. gra na moim poczuciu winy, wyrzutach sumienia, brakuasertywnosci, miekkim sercu... alejak ja mam sie przytulac jak mi wyrzygal jakis czas temu ze cyt. ja mu du*y nie daje...
zaluje ze tak to rozwleklam wszystko, ze tak skacze: zostaje - odchodze...
mam teraz tylko w spadku syndrom wyuczonej bezradnosci... ja wiem jak powinno byc o ciagle kontruje ze przeciez to sie nie moze udac, ze cokolwiek zrobie to on itak mnie przechytrzy... _________________ nie tylko cierpienie jest na świecie, ale jak można uwierzyć w szczęście patrząc w te smutne oczy...
Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny nie musi deptać godności kobiet |
|
Powrót do góry |
|
 |
papillon
Dołączył: 29 Cze 2010 Posty: 24
|
Wysłany: Sob Cze 04, 2011 22:23 Temat postu: |
|
|
isaura78, będę zaglądać na Twój wątek, bo mocno Ci kibicuje
Wiesz, tak się zastanawiałam......
Powiedz proszę (jeśli możesz), kochasz męża? Dlaczego z nim jesteś? Co sprawia, że tkwisz w tym chorym układzie? Kochasz człowieka który od lat Cię krzywdzi? |
|
Powrót do góry |
|
 |
isaura78
Dołączył: 28 Sie 2009 Posty: 38 Skąd: cracovie
|
Wysłany: Sob Cze 04, 2011 22:42 Temat postu: |
|
|
dlaczego jestem? bo najpierw dziecko bylo za male (blad)< bo sie balam co ludzie powiedzia (blad), bo jak to kolejna porazka wielokrotna rozwodka... beda o mnie zle mowic... bo on na pewno w koncu zrozumie, bo mnie ladnie prosil, kwiaty dawal... bo przeciez wie ze krzywdzi mnie i dziecko... przeciez mowi ze kocha... bo bylam w niego przez 6 lat zapatrzona jak w obrazek... tylko czy to bardziej nie bylo uzaleznienie od niego?
czy go kocham... jeszcze dwa lata temu jak tu pisalam pewnie powiedzialabym tak, chcialam ratowac, bo wydawalo mi sie ze sie uda, ze warto... teraz... moze gdzies na dnie kocham... ale nawet jezeli, to ja nie potrafie mu wybaczyc, czuje do niego straszny zal i w sumie niechec... mam dosc zycia nie robiac zadnych planow bo moze on znowu zapije...
nie rozmawiamy ze soba... kazda moja proa porozmawiania konczyla sie jego aha i dezercja do spania...
wiec to wyglada tak ze ja kipie ze zlosci jak jest trzezwy bo nie moge z nim porozmawiac... a jak jest pijany to kipie ze zlosci ze znowu pije... on twierdz ze to moja wina bo jak byl trzezwy to ja go szerokim lukiem mijam i sie nie przytulam itd... a jak ja mam sie przytulac do goscia na ktorego jestem permanentnie wsciekla...
ciezko mi to mowic ale wydaje mi sie ze z kazda jego zlamana obietnica, z kazda obelga jaka uslyszalam w ciagu ostatnich dwoch lat z moich uczuc nie zostalo zbyt wiele pozytywnego.... jestem rozwscieczonym babsztylem _________________ nie tylko cierpienie jest na świecie, ale jak można uwierzyć w szczęście patrząc w te smutne oczy...
Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny nie musi deptać godności kobiet |
|
Powrót do góry |
|
 |
papillon
Dołączył: 29 Cze 2010 Posty: 24
|
Wysłany: Nie Cze 05, 2011 9:27 Temat postu: |
|
|
Nie rozumiem jeszcze tylko jednej rzeczy (wybacz).
Jak można tulić się do osoby która nas krzywdzi? Bo nie wyobrażam sobie tulenia się do pijaczka który mnie wyzywa/chce uderzyć na ulicy, a Ty MUSISZ chcieć się przytulać tylko dlatego, że napastliwy pijaczek jest twoim mężem? Czy bycie mężem upoważnia go do krzywdzenia Cię, poniewierania, zastraszania? Stajesz się własnością Pana i Władcy? Nie masz żadnych praw? Bycie żoną pozbawia Cię człowieczeństwa? Przykro mi, ale niestety bycie mężem przemawia na jego niekorzyść. On miał Cię kochać, szanować, chronić. Miał być cudownym ojcem dla twoich dzieci.
Dla mnie mężczyzna ZRYWA przysięgę małżeńską z chwilą kiedy pierwszy raz uderza kobietę. Ba, przestaje być mężczyzną. Nie ma honoru. Jest obszczymórkiem, cwelem.... Gardzę nim. Wtedy staje się zwykłym przemocowcem, co boi się uderzyć mężczyznę (bo wie, że przegra). Jest słaby i fizycznie i psychicznie.
Dobrze, że wiesz, że "jest niefajnie".
Piszesz, że nie chcesz rozwodu znowu. Bo to jak przyznanie się do porażki.
A czy życie w TAKIM związku to nie jest porażka?
Jesteś silna, niezależna finansowo. Dlaczego pozwalasz na sobie pasożytować i patrzysz biernie jak mąż wdeptuje w ziemię twoją godność i pewność siebie?
Wpadłam na jeszcze jeden pomysł. Nagrywaj awantury z mężem, wzywaj policję. Będziesz mogła się wyprowadzić z dzieckiem bez zarzutu, że chcesz porzucić rodzinę. Możesz wnieść o separację. I jeszcze jedno: nie zgadzaj się na jego powrót. Olej błagania, kwiaty, łzy. Nie wracaj, dopóki nie skończysz terapii. Jak kocha to poczeka
Skoro nie pierwszy raz jesteś w przemocowym związku to "coś jest na rzeczy". Nie wiem dlaczego wybierasz (na pewno podświadomie) takich partnerów, ale jest to niepokojące. Warto by było nad tym popracować.
Piszesz, że robisz się zołzowata. Wierzę. Też bym była jakby mnie ciągle wyzywali i tłukli. Tylko pomyśl, twój synek ma agresywnego ojca Szkoda by było jakby miał wiecznie złą i agresywną matkę....
Pozdrawiam isaura78 |
|
Powrót do góry |
|
 |
isaura78
Dołączył: 28 Sie 2009 Posty: 38 Skąd: cracovie
|
Wysłany: Nie Cze 05, 2011 14:08 Temat postu: |
|
|
juz myslalam ze napraawde jestem zla kobieta bo nie chce se przytulac:)
ale mam taki dysonans: bo z jednej strony chcialam ratowac a z drugiej nie potrafie udawac ze wszystko jest ok ze o nic nie mam zalu... czego moj maz nie rozumie... uwaza ze jak chce cos ratowac to powinnam zapomniec o wszystkim co zrobil... ze ma czysta karte... lol, wlasciwie to nie wiem czy smiac sie czy plakac...
terapie przerwalam... mialam dosc ukrywania ze na nia chodze... robienia ze mnie wariatki i komentarzy...
i chociaz wiem ze to nie przeze mnie zaczal pic to ciagle mam wyrzuty sumienia... ze to wszystko moja wina... ze moze jakbym byla wieksza porzadnicka, ze moze jakbym nie pracowala na zmiany, ze moze jakbym wogole byla kims innym to byloby inaczej:)
a scieramy sie ciagle o wladze:) maz chce rzadzic ale nie chce brac za nic odpowiedzialnosci...
i dosc mam juz lekcewazenia, tlumaczenia o tych pracach uwlaczajacych meskiej godnosci... ciekawe ze nie uwlacza jego godnosci bycie na moim utrzymaniu... bo jakos to ze wg jego stereotypow to facet utrzymuje rodzine przypadkowo znika w gaszczu... _________________ nie tylko cierpienie jest na świecie, ale jak można uwierzyć w szczęście patrząc w te smutne oczy...
Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny nie musi deptać godności kobiet |
|
Powrót do góry |
|
 |
papillon
Dołączył: 29 Cze 2010 Posty: 24
|
Wysłany: Nie Cze 05, 2011 21:30 Temat postu: |
|
|
isaura78, też miałam przemocowego partnera. Też myślałam, że to moja wina. Ba, poszłam do psychologa, żeby mnie "naprawił" bo coś ze mną nie tak, skoro wkurzam tak fantastycznego faceta.
I wiesz co? To nie ze mną było coś nie tak. A mój facet choćbym była nie wiem jak idealna i tak znalazłby powód (do bicia). On poprzez awantury, zeszmacenie, podporządkował mnie sobie. Bał się, żebym nie odeszła (miał aż takie kompleksy). Awantury i krzyki dawały mu poczucie bezpieczeństwa poprzez nadmierną kontrolę partnera. Bo tak naprawdę tu nie chodziło o mnie, ani o to co robię. Problemem był mężczyzna. Nie radził sobie z emocjami. Czy ze mną, czy z inną kobietą byłoby tak samo.
Miał rację, że się bał. Odeszłam. Wolałam zostać sama, niż być z agresorem. Nie czułam się na siłach, żeby poświęcić życie na ratowanie go. Wybrałam uratowanie siebie. I nie żałuję.
Ale ja nie miałam dziecka. |
|
Powrót do góry |
|
 |
sylwia1975
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 431
|
Wysłany: Pon Cze 06, 2011 10:52 Temat postu: |
|
|
witaj czytalam wszystko i jestes co alkocholikem wybacz tak sadze ,wspouzalezniona uczeszczam od dwoch lat do aal-anon,ze wzgledu na to ze moj tatus pan.inzynier chlal jak swinia, moja babcia byla pomoca dla biedaka,,,,,,,,,,,,,,,,hm, dawala pieniazki i jesc,dach nad glowa jak bylo trezba, moja mam byla zonata w trojkacie on,ona i mamusia,no coz, teraz duzo rozumnienm.Napisze innym razem musze isc do pracy.POwodzenia,zajmij sie wlasnym zyciem bo masz do tego prawo. |
|
Powrót do góry |
|
 |
sylwia1975
Dołączył: 14 Gru 2009 Posty: 431
|
Wysłany: Pon Cze 06, 2011 16:22 Temat postu: |
|
|
Juz gdzies pisalam ze nikogo nie bede utrzymywac,moj maz byl na bezrobotnym dwa lata,ale mnial zasilek ktory dosyc starczal na oplaty,zreszta co do tego to nigdy nie bylo mniedzy nami klotni,lubi wypic,i byl nawet rok temu agresywny,ehhhhhh rodzinne jego ojciec tez bil matke,teraz chodzi na terapie,szuka pracy i ma juz jedna na 0 godzin kontrakt ,a w domu wszystko zrobi,nawet gotuje ,niewiem ale jak czytam to moj ma kompleksy,ale nie ponizal mnie nigdy slownie a w nocy chyba raz obudzil,to ja mu za to w ciagu dnia dalam czadu,caly dzienhmmmmmmmmmmmm nie u wszystkich pomaga.Twoj maz naprawde daleko poszedl,nieraz tak jest bo my kobiety na to pozwalamy,a nie raz poprostu TAKI juz ktos jest ZAKOMPLEKSIONY chlopiec.Ale to nie twoja sprawa,ty mu mozesz pomoc ale on musi chciec sam. |
|
Powrót do góry |
|
 |
isaura78
Dołączył: 28 Sie 2009 Posty: 38 Skąd: cracovie
|
Wysłany: Pon Cze 06, 2011 23:14 Temat postu: |
|
|
sylwia1975 wiem ze powinnam chodzic na terapie... ale tym to mysle ze zajme sie jednak pozniej.... moze sie uda
co do robienia sajgonu w ciagu dnia to raz tak zrobilam, skonczylo sie jego chlaniem od przebudzenia, kilkoma jego godzinami snu w ciagu dnia i calonocnym sajgonem dla mnie... dziekuje postoje...
papillon - jakby nie dziecko to juz dawno by mnie tu nie bylo... nie usilowalabym robic wszystkiego dla dobra dziecka i pelnej rodziny... btw w sumie gdyby nie dziecko to wogole by tego wszystkiego nie bylo... _________________ nie tylko cierpienie jest na świecie, ale jak można uwierzyć w szczęście patrząc w te smutne oczy...
Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny nie musi deptać godności kobiet |
|
Powrót do góry |
|
 |
papillon
Dołączył: 29 Cze 2010 Posty: 24
|
Wysłany: Pon Cze 06, 2011 23:55 Temat postu: |
|
|
isaura78, a co daje twojemu dziecku tata? Czy tata jest jego przyjacielem? Czy tata stanowi oparcie dla małego i dla mamy? Czy tata jest obrońcą rodziny? Czy tata wychodzi z synem na spacery, bawi się z nim, szykuje mu jedzenie, słucha go, szanuje, po prostu jest? Czy tata pomaga mamie w domu (właściwie to powinien robić większość obowiązków domowych - nie pracuje, więc zajmuje się domem i dzieckiem - to chyba logiczne, wszystkie niepracujące kobiety tak robią). To dlatego jesteś z mężem?
Jeżeli dlatego, to masz rację. Robisz to dla dobra dziecka.
Jest jedno małe ALE. Z twoich postów wyczytałam rozpaczliwy apel o pomoc. Nie radzisz sobie z agresją męża, masz dość i chciałabyś to przerwać, ale nie masz siły. Chciałabyś odejść, ale przeraża Cię to, że sobie nie dasz rady, że nie wyobrażasz sobie jak to będzie (i odrobinkę, co ludzie powiedzą), boisz się, że mąż się będzie mścił....
Mówisz, że jesteś w związku dla dobra dziecka. Błagam Cię, tylko nie to
Powiem Ci coś jako dziecko alkoholika i despotycznej, agresywnej matki: NIE TKWIJ W PATOLOGII DLA "DOBRA" DZIECKA! RATUJ MAŁEGO I SIEBIE.
Ty wiesz, ile ja nocy przepłakałam? Ile razy drżałam ze strachu, czy tata przyjdzie pijany, czy mama będzie w dobrym humorze? (nigdy nie była!) Ty wiesz jak szczerze i z całego serca życzyłam ojcu śmierci? Ty wiesz że chciałam usnąć na zawsze i już się nigdy nie obudzić? Ty wiesz, że moja mama chciała mi zapewnić "normalną rodzinę", a ja marzyłam o ucieczce do domu dziecka? Ty wiesz, że jako dzieciak próbowałam się zabić?
No, ale mama "chciała dobrze". Ups, nie wyszło. Oj nie przesadzajmy, po kilku latach psychoterapii i kolorowych tabletkach będę mogła normalnie funkcjonować. A że przy okazji zgotuję własnym dzieciom "piekiełko" to kogo to obchodzi (hu kers?)? Przecież najważniejsze, żeby rodzina była cała. Bez względu na cenę, jaką muszą zapłacić najmniejsi i bezbronni. No, ale tradycji staje się zadość, rodzinka jest pełna i wszyscy (na zewnątrz) uśmiechnięci. A co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, tego nie wie nikt
Długo nienawidziłam rodziców (obojga). Teraz są mi (prawie) obojętni. Nie utrzymuję z nimi kontaktów. Zbyt dużo bólu kosztowały mnie ich wizyty. Za dużo złych wspomnień....
Pozdrawiam isaura.
P.S.
Przepraszam za ostre słowa. Jeżeli przesadziłam proszę o zmoderowanie/usunięcie postu. |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|