Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

...I ślubuję ci przemoc...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Czytelnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mersi



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 80
Skąd: Z klatki

PostWysłany: Sro Sty 21, 2009 9:26    Temat postu: ...I ślubuję ci przemoc... Odpowiedz z cytatem

... i ślubuję Ci przemoc...
Alicja Krata
________________________________________
Ataki i agresja skierowane przeciwko drugiej osobie, to "podstawa" istnienia wielu związków. I choć najczęściej małżonkowie czy partnerzy przyznają zgodnie, że tak żyć się nie da, to wciąż przeżywają i prowokują setki sytuacji prowadzących do przemocy. Dlaczego tak się dzieje?

Brian to najcudowniejszy człowiek na świecie – zwierza się rozpromieniona Ros swoim przyjaciółkom, bo jej związek z wdowcem z czwórką dzieci zaczął się bardzo romantycznie. Zakochuje się w nim bez pamięci. Wreszcie (w wieku 35 lat) czuje się kobietą spełnioną: nie tylko prowadzi z powodzeniem własną firmę, ma swój apartament w mieście, ale znalazła też mężczyznę pełnego energii, z fantazją, zaspokajającego jej potrzeby. Deklaracje zaufania, akceptacji, wierności, jedności duchowej – jakże to uszczęśliwia Ros i daje jej poczucie bezpieczeństwa. Czuje się wreszcie uwielbiana, kochana. I tak bardzo chce być kochana, że choć Brian już po dwóch miesiącach znajomości zaczyna ujawniać zachowania nacechowane przemocą, Ros tłumaczy je, bierze winę na siebie. Za każdym razem zastanawia się, czy to ona nie reaguje przesadnie, czy nie wyolbrzymia sytuacji, czy nie osądza Briana pochopnie.
Tak zaczyna się i tragicznie kończy jednocześnie szczęście w życiu Rosalind B. Penfold, autorki książki Kochać zbyt mocno (kapcie potwora). Czyli o tym jak wygląda przemoc domowa. Przez kolejne dziesięć lat u boku Briana przeżywa wiele traumatycznych sytuacji. Tą historią, smutną, tragiczną, wstrząsającą, Ros dzieli się dzisiaj z innymi kobietami, aby umiały w porę rozpoznać w swoich związkach mechanizmy przemocy, dostrzec zachowania wskazujące, że rozpoczyna się w ich związku proces dominacji, manipulacji i przewagi. Książka ma ciekawą i przystępną formę – Ros stworzyła rodzaj komiksu, budując swoją opowieść z rysunków pokazujących sytuacje, w których w jej życiu miały miejsce zachowania uzależniające, zniewalające, świadczące o przemocy ze strony męża i jej uległości wobec jego manipulacji. Przekaz jest sugestywny, jasny i przejrzysty – książka pokazuje kolejne etapy zniewolenia kobiety oraz zachowania całej rodziny, łącznie ze skutkami podjętych działań. Niewątpliwie będzie niosła pomoc wielu kobietom. Pamiętnik Rosalind Kochać zbyt mocno, to swoiste studium przemocy domowej, zawierające szczegółowy zapis nierównego układu sił i władzy, w którym strona silniejsza podporządkowuje i kontroluje stronę słabszą poprzez terror.

Granice godności

Historia dziesięcioletniego związku Ros uświadamia kobietom i mężczyznom, że w bliskich związkach warto pamiętać o granicach własnej godności, własnego świata, własnego prawa do indywidualności, którego bez naszej zgody nikt nie może naruszać. Wielu kobietom przyzwalającym na przemoc potrzebna jest pewność, że mogą w relacjach z mężczyzną ustalać własne terytorium, na które nikt nie powinien wchodzić „z butami”, nawet w imię miłości. Idea bliskości, uwspólnienia, dążenia do jedności w związku jest piękna, ale ważne, aby kobieta i mężczyzna rozumieli ją tak samo i mieli takie samo prawo do ustalania oraz szanowania własnych granic. Nie jest to z pewnością przykład dążenia do jedności w miłości, gdy mężczyźni „uwspólniają” na zasadzie „moje potrzeby stają się twoimi – w konsekwencji naszymi”, a kobieta rezygnuje z siebie, ze swojego świata, ze swojej inności.
________________________________________
________________________________________
Mężczyźni nie są otwarci na budowanie partnerskich związków nie dlatego, że nie chcą ich tworzyć, ale dlatego, że nie wiedzą, jak one powinny wyglądać. Miłość, partnerstwo to wielka sztuka, a nikt nie uczy nas, jak kochać, szanując wolność drugiej osoby. Mężczyźni często też nie chcą partnerstwa, bo tak jest im łatwiej i wygodniej funkcjonować. Kobiety poddają się więc manipulacjom i same też manipulują, bo myślą, że to jedyna droga porozumienia z mężczyzną i utrzymania związku. A mężczyźni nie zmienią się, dopóki nie usłyszą od kobiet asertywnego „stop”, dopóki nie dotrze do nich wyraźny sygnał, że coś jest nie tak, że gdzieś zaburzona jest harmonia i bezpieczeństwo w związku. Przyjrzyjmy się zatem kilku historiom związków...

Romantycznie i nieświadomie

W wielu związkach ujawniają się mechanizmy walki i przemocy, gdyż kobieta i mężczyzna nie umieją sobie poradzić z tymi tendencjami już na samym początku znajomości. Często takim parom brakuje świadomości zaistniałych problemów oraz wiedzy, że mogliby szukać pomocy i wsparcia. Pozostają na ogół sami ze swoimi trudnościami i to one piszą scenariusz wspólnego życia...
Aneta, gdy poznała Daniela, była nim zachwycona. Oboje studiowali, mieszkali w akademiku. Daniel był troskliwy, czuły, otaczał ją opieką. O nic nie musiała się martwić, bo on zawsze był przy niej. Wkrótce zamieszkali razem w wynajętym mieszkaniu w Warszawie. Anecie nie zależało szczególnie na tym, jak ma wyglądać ich wspólne gniazdko, więc cieszyła się, że Daniel sam zadbał o nie. Niektóre rzeczy, które kupił, np. łóżko, były według niej całkiem bez gustu i mało funkcjonalne, ale nie chciała mu tego wypominać i prowokować kłótni. Trochę ją wprawdzie czasem irytowało to, że Daniel sam podejmuje decyzje we wspólnych sprawach, że nie pyta ją o zdanie, ale nie chciała sprzeczkami o drobiazgi psuć tego, co piękne między nimi. Widziała, jak ją kocha, jak jej potrzebuje. Spędzali razem dużo czasu, Daniel przychodził po nią na uczelnię, wracali do domu i prawie nie rozstawali się. Był bardzo zazdrosny, co według Anety świadczyło o sile jego miłości. Nie chciała mu robić przykrości, więc przestała się widywać ze swoimi kolegami z roku. Nie chodziła też na imprezy, bo Daniel nie lubił się bawić, a gdy tylko zatańczyła z kimś innym, był zły, czasem nawet agresywny. Podejrzewał, że już go nie kocha, straszył, że tego nie zniesie i zmuszał Anetę do powrotu do domu, wzywając taksówkę i niemal siłą wyprowadzając z imprezy. Każda noc po takim zdarzeniu była okropna. Daniel albo odwracał się do niej plecami i nic nie mówił, albo kochał się z nią tak, że to aż bolało, całkiem bez czułości i wyczucia jej potrzeb. Czasem zastanawiała się, czy to ten sam mężczyzna, który potrafił być tak delikatny i pełen ciepła, troskliwy i opiekuńczy. Twarz i ciało były te same, ale zachowania nie przypominały jej ukochanego.
Niestety, zdarzało się to coraz częściej. Dobrze działo się tylko wtedy, kiedy było tak, jak chce Daniel. Aneta ani nigdzie nie mogła wyjść bez niego, ani nikogo zaprosić. Nawet gdy przyjeżdżała jej mama, Daniel okazywał niechęć, zniecierpliwienie i złość, że zabiera Anecie czas przeznaczony dla niego. Po trzech latach Daniel oświadczył się Anecie i oczywiście miał już gotowy scenariusz ślubu i wesela. Kupił jej nawet suknię ślubną i bieliznę na noc poślubną... Aneta nie bardzo przywiązywała wagę do tego, co zewnętrzne, więc z pewną ulgą przyjęła fakt, że Daniel wszystko zorganizował. Ślub był bardzo uroczysty, wesele huczne i wszystko wyglądało idyllicznie.
________________________________________

Poza tym, że wkrótce po ślubie Daniel stał się jeszcze bardziej zazdrosny – nawet o 60-letniego sąsiada, z którym rozmawiała o sprawach ich kamienicy. Kiedyś przyłapała męża na tym, że sprawdzał jej telefon komórkowy, czytał sms-y. Jej nigdy nie przyszło do głowy kontrolowanie Daniela, więc tym bardziej nie rozumiała jego zachowań. Pewnego wieczoru zobaczyła, że czyta jej korespondencję mailową. Tego było już za wiele – nie zrobiła przecież nic, co mogłoby zagrażać ich związkowi. A poza tym ona mu nie zaglądała do laptopa. Gdy powiedziała to Danielowi – stwierdził kategorycznie, że odkąd jest jego żoną i łączy ich sakrament małżeństwa, to wszystko jest wspólne i nie powinna mieć przed nim tajemnic. Wtedy po raz pierwszy krzyknęła na niego, że jest jego żoną, ale nie jest jego własnością. I po raz pierwszy dostała od niego w twarz...
Pierwszy poważny kryzys przeżyła, kiedy okazało się, że jest w ciąży. Z radością powiadomiła o tym męża. I wtedy... dostała w twarz po raz kolejny, a potem pchnął ją tak, że upadła na szafę i mocno się potłukła. Daniel miał pretensje, że zaplanowała sobie dziecko bez niego, że zrobiła coś, o czym on nie wiedział, że go oszukała, że nim manipulowała. Gdy ochłonęła, próbowała z nim rozmawiać, ale nie mogła sobie poradzić z jego agresją. Uciekła do mamy, ale cały jej świat się zawalił, nagle runął w gruzy. Teraz jest już po terapii, urodziła śliczną córeczkę Paulinę, odzyskała swoją siłę i kobiecość. Próbowała namówić Daniela na terapię małżeńską, ale nienawiść do niej przesłaniała mu realne widzenie sytuacji – nie potrafił myśleć o rozwiązaniach. Lepiej było go więc unikać, niż narażać się na to, co jakoś przestał kontrolować. W końcu złożyła pozew o rozwód.

Czy historia Anety i Daniela musiała zakończyć się rozwodem? Czy eskalacji przemocy w tym związku można było zapobiec? Czas zakochania, miłości romantycznej pozwolił im przecież w początkowej fazie na zaufanie sobie wzajemne, na bezpieczeństwo bycia ze sobą i cieszenie się przepływem dobroczynnych uczuć. Wkrótce jednak w ich relacje wkradły się lęki, obawy, niepewność. Często się tak zdarza, że w związek, który kobieta i mężczyzna zaczynają budować, wkradają się schematy z przeszłości. Każde z partnerów przeżywa na nowo poczucie zagrożenia – nieraz traumatyczne, często mające swoje podłoże jeszcze w dzieciństwie, a potem w doświadczeniach różnych związków. Jeśli oboje znajdą w sobie na tyle odwagi, aby zobaczyć, co im przeszkadza w tworzeniu związku, to mogą wspólnie zbadać przyczyny destrukcyjnych zachowań i znaleźć sposoby na uwolnienie się od nich. Często pomagają w takich momentach szczere rozmowy na temat tego, jakie doświadczenia wnoszą do wspólnego związku i jak mogą sobie wzajemnie pomóc, aby ich automatycznie nie powielać.
Aneta i Daniel przez kilka lat wspólnego życia nie potrafili rozmawiać o tym, co im przeszkadzało czuć się dobrze, ufać sobie. Daniel chciał sobie zapewnić bezpieczeństwo poprzez sprawowanie kontroli nad Anetą, ułożenie jej życia tak, aby była przy nim, aby go nigdy nie zostawiła. Im bardziej bał się odrzucenia, im bardziej czuł się zagrożony, tym bardziej walczył, tym więcej agresji wykazywał. Aneta, bojąc się jeszcze większej eskalacji złości, a w konsekwencji rozpadu związku, stosowała wyuczone od dzieciństwa schematy unikania i zaprzeczania konfliktom. Uważała, że lepiej przeczekać trudne sytuacje, lepiej nic nie mówić, aż Danielowi przejdzie. Tym samym dawała mu ciche przyzwolenie na takie jej traktowanie, na nieuwzględnianie jej potrzeb, na jej ograniczanie i tłamszenie. I tak wciąż ponawiali automatycznie ten sam schemat, który wtłaczał ich w role sprawcy i ofiary. Daniel nawet nie miał szans, aby poznać potrzeby Anety, aby je zrozumieć, bo przecież nie mówiła mu ani o swoich uczuciach, ani o oczekiwaniach. Nie rozumiała jego zachowań, ale bała się poprosić o wyjaśnienia, bo natychmiast stawał się drażliwy i od razu oskarżał – że to ona jest powodem jego frustracji.
Nie jest łatwo zobaczyć w samym sobie to, co przeszkadza w budowaniu bliskości. Jeszcze trudniej jest to ujawnić drugiej osobie. Często trzeba rozpoznać i zaakceptować w sobie lęki przed krytyką, brakiem akceptacji, odrzuceniem i zaufać, że wybrana przez nas osoba pomoże nam poradzić sobie z trudnościami. Jeśli partnerom udaje się pokonać tę barierę, pozwalają sobie wzajemnie na uruchamianie zrozumienia, czułości i troski w związku. Im mniej bowiem wnoszą lęków we wzajemne relacje, tym więcej jest w związku miejsca na miłość. Związek dwojga ludzi powinien nieustannie ewoluować w takim kierunku, by utwierdzał partnerów w przekonaniu, że jest dobry, piękny i twórczy. W tym celu oboje – każde z osobna i poprzez wspólną pracę – muszą szukać tego, co buduje i pracować nad uwalnianiem się od tego, co niszczy.

Świadomie i wspólnie

Piotr i Anna są już w drugiej połowie swojego życia – tej bardziej świadomej, dojrzałej, dorosłej. Oboje są po czterdziestce, każde z nich ma za sobą rozwód i parę nieudanych związków, w których próbowali na nowo odnaleźć miłość. Spotkali się w podobnym etapie życia – zdawali sobie sprawę z własnych potrzeb jeśli chodzi o budowanie satysfakcjonującego związku, a jednocześnie niemal stracili nadzieję, że taki związek jest możliwy. Żonaci od wielu lat przyjaciele Piotra nie radzą mu pakować się w kolejne tarapaty, bo jednak wolność to wolność, a nie można jej mieć z kobietą u boku. Jego dobry kolega, który ostatnio rozstał się ze swoją dominującą partnerką, uważa, że wszystkie kobiety w pewnym wieku robią się jędzowate i stosują przemoc psychiczną, więc nie warto ryzykować. Piotr coraz bardziej ufa Annie i czuje się z nią cudownie, gdy się spotykają. Jednak gdy zaczyna myśleć o związku z nią, uruchamiają się lęki przed odrzuceniem, przed dominacją. Całe życie bronił się przed despotyczną mamą, która zawsze lepiej od niego wiedziała, co powinien w życiu robić. Potem też miał takie partnerki – żadna nie zostawiała mu przestrzeni, tylko próbowała ją zapełnić całkowicie sobą. To on był tym, który kochał, adorował, spełniał potrzeby kobiet, wspierał je w ich problemach, otaczał czułością. I co dostawał w zamian? – pretensje, wrzask, bylejaki seks, oschłość. Z bezradności i bezsilności sam też zaczął atakować, wyrażając w ten sposób swoje dramatycznie niezaspokojone potrzeby akceptacji, wysłuchania, troski, zrozumienia. Kłótnie pozwalały mu odzyskać siebie oraz uwalniać się od przymusu i dominacji. I choć nie chciał w życiu walki, to jednak coraz częściej uruchamiał mechanizmy przemocy i one stawały się podstawą jego związków z kobietami.

Tendencje do odczuwania stanów osaczenia bardzo przeszkadzają w budowaniu partnerskiego związku. Piotr albo sam tak się czuł w związkach z kobietami, albo – aby nie przeżywać tego, co bardzo niewygodne – sam próbował od początku znajomości przejmować kontrolę nad związkiem, dominować, decydować, narzucać. Kobiety albo się podporządkowywały, a potem wciąż były nieszczęśliwe i miały do niego żal, albo buntowały się i odchodziły. W rezultacie stwierdził, że nie ma szczęścia do kobiet, że nikt nie potrafi już kochać i że przytrafiają mu się wyłącznie toksyczne związki...
Człowiek, który boi się dominacji, wciąż ponawia ten lęk wchodząc w kolejne związki, albo je blokując z tego powodu. Póki nie poradzi sobie z własnymi lękami, nie zobaczy ich ulotności i mechanizmu powstawania, one będą pojawiać się znowu i stymulować podobne doświadczenia. Albo my panujemy nad lękami, albo one panują nad nami. Niebezpieczeństwo polega na tym, że z lęku przed dominacją na ogół łatwo wchodzi się w związki uzależniające i objawia się to jak samospełniająca się przepowiednia. I człowiek albo sam jest uzależniony, „podczepiając się” pod silniejszą osobowość i utwierdzając w roli ofiary, albo, jeśli trafi na osobę wycofującą się, uległą, szybko uzależnia ją od siebie, bo stara się wszystko mieć pod kontrolą, ograniczać (z lęku przed tym, że utraci to, co jawi mu się jako szczęście), nie wypuścić z rąk. Czyli ze strachu w pewien sposób ubezwłasnowalnia drugą osobę, nie dając jej wolności. Tak „kochają” neurotycy – pragnąc bliskości i miłości, a jednocześnie cały czas bojąc się, że ją utracą, że nie mogą być kochani.
Piotr, mimo bolesnych doświadczeń, neurotykiem nie jest i wierzy, że można pracować nad sobą, że zmiany są możliwe. Niewątpliwie jednak podstawą jest, aby te powtarzane ustawicznie schematy zauważyć w sobie, a potem coś z nimi zrobić, aby nie determinowały życia z drugą osobą. I trzeba ćwiczyć wytrwale, aby to nie wracało. Anna ostatnio powiedziała Piotrowi, że tendencje do dominacji i uległości widzi jako problem każdego z nich z osobna, ale i wspólny. Zaproponowała, aby spróbowali wspierać się w tych trudnościach, bo sama też zmaga się z podobnymi nawykowymi reakcjami w swoim życiu. Radziła sobie z tym różnie – na ogół albo walcząc o swoje, albo wycofując się i pozwalając, by partner stosował wobec niej przemoc. Ważne jest, aby zbliżając się do siebie, Anna i Piotr nie koncentrowali się na tym, co potwierdza ich dotychczasowe koncepcje niepowodzenia w związkach, lecz na tym, co mogłoby być dla nich spełnieniem. Samo zauważenie, że można inaczej podejść do siebie wzajemnie, do wizji związku, do problemów, już pomaga uwolnić się od wielu lęków i otworzyć przestrzeń dla budowania bliskości, bezpieczeństwa.

Mężczyzna kocha zbyt mocno

Robert poznał Urszulę na weselu kolegi. Zauroczyła go od pierwszego wejrzenia. Był to trudny dla niego czas – właśnie usiłował się wyplątać z toksycznego związku z Martą, w którym tak mu brakowało ciepła, czułości, troski. Dla Marty liczyła się tylko ona sama. Wpadała do niego tylko wtedy, gdy jej się chciało, a gdy on jej potrzebował, nigdy nie miała czasu. Aż odeszła, mając mnóstwo pretensji, że to on jest niezdecydowany. Jak zwykle nie miał nic do powiedzenia, więc pozostało mu poradzić sobie jakoś z tą sytuacją.
Urszula zjawiła się jak cud. Postanowił, że to już będzie związek na całe życie. Urszuli też Robert się podobał, ale od początku irytowało ją to, że często nie potrafił podjąć decyzji nawet co do miejsca spotkania. Zawsze czekał na jej propozycje i zawsze się z nią zgadzał, czy miała rację, czy nie. Po kilku miesiącach znajomości zamieszkali razem. Urszula zaczęła szukać innej pracy, gdyż uznała, że zanim urodzi dziecko, chce się ustawić zawodowo i finansowo. Robert był zadowolony ze swojej pracy przedstawiciela handlowego, więc nie poddawał się sugestiom Uli, że też powinien szukać czegoś lepszego. Na tym polu zaczęły się pierwsze nieporozumienia między nimi. Urszula, gdy nie robił czegoś tak jak ona chciała, szybko wpadała w furię, robiła awantury.

Kiedy raz go uderzyła w takim ataku wściekłości, popłakał się z bezradności. Zobaczył, jak ulega przemocy ze strony swojej ukochanej kobiety i jak bardzo go to zabolało. Niestety, takie sytuacje zaczęły się powtarzać coraz częściej. Robert widział wyraźnie, jak Ula nieświadomie odtwarza wzorce ze swojej rodziny, w której mama rządziła domem, a ojciec nie miał nic do powiedzenia. Próbował z nią o tym rozmawiać, ale to ją rozjuszało jeszcze bardziej. Wyzywała go, obrzucała obelgami, poniżała. O atakach szału mówiła, że to silniejsze od niej i że inaczej nie potrafi. Pewnego popołudnia Robert postanowił namówić ją na terapię, gdy już całkiem nie wiedział, jak może jej pomóc – nadmierna dobroć, troska i czułość nie skutkowały. Wtedy rzuciła w niego garnkiem z gorącą zupą. Miał poparzone nogi i brzuch. Delikatna i subtelna kobieta, którą wybrał spośród wielu innych, którą tak bardzo kochał, coraz bardziej odsłaniała twarz tyrana. Chciał swoją miłością ochronić ją przed nią samą. Nie mógł znieść, że Ula pozwala, aby zło tak w niej działało, tak ją i jego niszczyło. Im bardziej chciał pomóc, tym większej doświadczał przemocy. Gdy odszedł od Urszuli, był strzępkiem nerwów.
Historia Roberta i Urszuli jest kolejną z serii „kochać zbyt mocno”. Wiele związków funkcjonuje według takiego schematu – w imię miłości jedna z osób dominuje, przejmuje władzę, a druga zrzeka się jej dla partnera. Takie relacje nie budują więzi, a mury. Kobieta i mężczyzna coraz bardziej oddalają się od siebie. Osoba, która przewodzi, albo nadużywa władzy i w skrajnych przypadkach staje się sprawcą przemocy, albo czuje się winna. Osoba, która się podporządkowuje, która ulega, ma głębokie poczucie krzywdy, pogłębiającą się urazę. W końcu, nie mogąc znieść dłużej roli ofiary albo buntuje się, albo szuka pomocy.
Mechanizmy kontroli są formą obrony, wynikającą z dużego poziomu lęku. Szukamy bliskich związków z ludźmi, aby poczuć się bezpiecznie, a jednocześnie nie wierzymy w to, że można funkcjonować w prawdziwie partnerskim związku z drugą osobą. Wracają więc zagrożenia i trudności. To, co już kiedyś się przydarzyło – niepowodzenie, brak akceptacji, strata, odrzucenie, upokorzenie, opuszczenie – pojawia się w formie obaw i lęków. Dopóki projekcje z przeszłości kładą się cieniem na budowaniu nowego związku, dopóki partnerzy nie potrafią się od nich uwolnić – walczą ze sobą.
Kochać zbyt mocno, to kochać bez szacunku dla własnych granic i granic partnera, dla inności. To ulegać, to zgadzać się na wszystko, to nie wyrażać swoich uczuć i potrzeb... Aby związek był bezpieczny i nie wkradały się do niego lęki z przeszłości, ważne jest wspólne ustalanie zasad i reguł jego funkcjonowania oraz szanowanie ich. Zdrowa relacja kobiety i mężczyzny potrzebuje w niektórych sytuacjach wyrażenia niewygodnych uczuć – złości, niechęci, dezaprobaty itp. – jako sił pozwalających zachować dystans i żywotność związku. Jeśli ktoś w relacjach z drugą osobą ustanawia swoje granice, wyraża otwarcie uczucia, pozwala w ten sposób partnerowi poznać swoje potrzeby, zrozumieć je, zaakceptować, a często też zaspokoić. Jeśli tych granic nie ma jasno określonych, partner nie wie, czego może się spodziewać, jakie są oczekiwania drugiej strony i do jakiego stopnia może realizować wyłącznie własne potrzeby.

Od walki do współpracy

Agnieszka i Paweł są małżeństwem od 20 lat. Mają trzech synów: jeden studiuje, drugi w tym roku zdaje maturę, a trzeci jest gimnazjalistą. Przeszli w związku wiele kryzysów, przeżywali też razem problemy związane z wychowaniem dzieci. Paweł jest artystą plastykiem i ma wolną duszę, potrzebuje przestrzeni. Agnieszka jest pedagogiem i praca z ludźmi jest sensem jej życia. W związku z Pawłem dotąd trudno jej nieraz opanować swoje tendencje do dominacji i uwzględniać potrzeby artystyczne męża. Paweł, wciąż bardzo zakochany w Agnieszce, często nie radzi sobie ze swoją zazdrością i dzieleniem się żoną z innymi ludźmi, którzy ją kochają. Wiele razy przeżywali burze emocjonalne, głębokie kryzysy, mieli obawy, czy wytrzymają ze sobą.
To, co obecnie podkreślają jako wielki atut ich małżeństwa, to umiejętność powracania w rozmowach do sytuacji, które były trudne i omawianie ich. Ważna jest w ich związku chęć obydwu stron, aby wyjaśniać nieporozumienia, aby pokazać własny punkt widzenia i zobaczyć perspektywę partnera. Kilka lat temu znajomi zaprosili ich na cykl warsztatów dotyczących dialogu w relacjach międzyludzkich. Było to dla nich – jak mówią – niesamowite doświadczenie. W programie realizowanym podczas dziesięciu spotkań, sześć par małżeńskich przyswajało wiedzę i doskonaliło umiejętności komunikowania się budującego kontakt. Uczestniczyli w ćwiczeniach, uczyli się wyrażać uczucia, potrzeby, prośby, wdzięczność, dzielili się własnymi doświadczeniami i korzystali z potencjału innych. W atmosferze akceptacji i wsparcia mieli też możliwość dokonywania analizy swojego postępowania, zobaczenia własnych błędów. Szukali pomysłów na zmiany, omawiając konkretne sytuacje z osobami prowadzącymi oraz z innymi uczestnikami warsztatów. Taka forma pracy warsztatowej z innymi ludźmi wniosła twórczy powiew do związku Agnieszki i Pawła. Pokazała im drogę do tego, aby nadal mogli się rozwijać jako osoby i jako para.
Historia Agnieszki i Pawła pokazuje, że choć tendencje do dominacji i walki w związku pojawiają się i są wyraźne, to jeśli dwoje ludzi chce wzajemnie się wspierać i pomagać sobie – ich związek będzie trwał bez względu na to, ile przeszkód mają do pokonania. A o to przecież chodzi.
_________________
Dopóki walczysz,zwyciężasz...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Czytelnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group