waga68
Dołączył: 21 Wrz 2009 Posty: 4
|
Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 16:26 Temat postu: matka... |
|
|
Witam.
Cieszę się,że nareszcie zdobyłam się aby opisać mój problem.Ciągle słyszymy o skrzywdzonych dzieciach,o żonach skrzywdzonych przez mężów.A co z matkami,które krzywdzą ich własne dzieci??!!Możnaby powiedzieć-jak sobie wychowałaś....NIEPRAWDA.Mam 3 dzieci,najstarsza córka ma już 20 lat,prowadzi własne życie,najmłodsza 8,a ta pomiędzy nimi 18.I właśnie z tą 18-latka nie daję sobie rady.Ciągle wrzeszczy i na mnie i na najmłodszą,niemoralnie się prowadzi,nadużywa alkoholu.Rzuciła szkołę,bo na praktyce wszyscy jej się czepiali.Do pracy -owszem szuka-tylko że"nie jest to takie łatwe".Na moją prośbę rozpoczęła naukę w CKU,ale najmniejszy powód jest dobry aby do niej nie iść.....
Po porzuceniu przez nią szkoły zapłaciłam jej za kursy i zaproponowałam pracę w moim zakładzie(zakład kosmetyczny),jako osoba samodzielnie prowadząca działalność.Kradła pieniądze z "zakładowej"kasy,i ciągle miała pretensje"że ona tam siedzi a ja sobie robię co chce"To "robię co chce" to było: odebranie najmłodszej córci ze szkoły ,przygotowanie obiadu i zaniesienie jej mojej córce do pracy.Oczywiście cały czas byłam pod telefonem,gotowa w każdej chwili do powrotu do pracy.moja nieobecność w zakładzie nie była rzeczą nagminną.A córce ciągle było mało.Płaciłam jej ZUS-y a ona potrafiła pić piwo w pracy i.....obsługiwać swoje koleżanki gratis.Jadąc na tydzień nad morze zostawiłam jej pieniądze na wyjazd nad jezioro.Warunek był-albo pracujesz-albo wyjeżdżasz na odpoczynek.Nie wyjechała,nie pracowała ale....imprezowała i w domu i na ogródku. Mogłabym jeszcze dużo napisać na jej temat...ale nie chcę...bynajmniej nie teraz.
2tygodnie temu znowu były krzyki w domu.Miałam ochotę ją zabić żeby mieć wreszcie święty spokój.Powiedziałam jej żeby wyszła z domu bo nie ręczę za siebie.Poszła.A ja-jak zwykle-wzięłam leki na uspokojenie i obniżenie ciśnienia.Przez 6 godzin sprzatałam w domu (mamy ponad100m mieszkanie).Wieczorem przyszła,pokręciła się po domu,zjadła i...szykowała się do wyjścia.Powiedziałam jej ,że jet nasza kolej posprzatać korytarz.I znowu krzyki że ona nie zrobi tego bo...idzie na imprezę!!Po wymianie zdań zaczęła zamiatać krzycząc przy tym na głos na korytarzu że tylko ona wszystko robi a ja to ...Nie wytrzymałam i wsadziłam jej rzeczy do torby,która wystawiłam na korytarz zabierając jej miotłę.Kazałam jej się wynieść jeśli jej ie odpowiada życie jakie prowadzę.Na drugi dzień przyszła...i znowu krzyk"masz mi dać pieniadze na jedzenie"!Powiedziałam,że jak sobie znajdzie prace to będzie jadła..Wieczorem znalazłam się na pogotowiu pod kroplówką.Podniosło mi się ciśnienie i serce zaczęło źle pracować.
Przez 2 tygodnie mieszkała u siostry,która już po kilku dniach przyszła do mnie mówiąc,że ma jej już dość,bo zrobiła z jej domu burdel i hotel.
W niedzielę przyszła skruszona,chciała porozmawiać.Zgodziłam się przyjąć ją do domu ale pod warunkiem,że bedzie chodzić do szkoły i zacznie pracować.Wczoraj-poniedziałek-pożałowałam swojej decyzji.Rano znowu zaczęła się awantura...znowu jej potworny krzyk i słowa,ktore bardzo godza w serce.Pojechałam do pracy roztrzęsiona z wysokim ciśnieniem nafaszerowana lekami.
Nie wiem,naprawdę nie wiem co mam zrobić w tej sytuacji.Wiem jedno-lepiej nie będzie-może byc tylko gorzej.Boję się,że jak przyjedzie mój mąż to nie wytrzyma takiego traktowania mnie przez córkę.Oby tylko nie doszło do tragedii... |
|