 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kapsia
Dołączył: 31 Gru 2006 Posty: 2
|
Wysłany: Nie Gru 31, 2006 3:05 Temat postu: Bo nie byłam dziewicą |
|
|
Mam 32 lata. Mężatką jestem od 6 lat, męża znałam wcześniej również 6 lat. Dzieci nie mamy. Oboje mamy wyższe wykształcenie, pracujemy. Mąż pochodzi ze znanej rodziny (ojciec polityk), bardzo katolickiej. Ja z rodziny rozbitej, rodzice (oboje) byli alkoholikami, ale matka z tego wyszła i ułożyła sobie życie na nowo. Wychowywała mnie babcia, bo matka zajmowała się głównie swoim nowym życiem. Jestem jedynaczką, mąż – najstarszy z trójki rodzeństwa.
Miałam 15 lat gdy straciłam dziewictwo. Z głupoty – myślałam, że to ten jedyny. Potem było jeszcze kilku chłopaków – każdy wydawał się tą miłością do grobowej deski. Tak strasznie chciałam żeby ktoś mnie pokochał, że seks wydawał się naturalnym uzupełnieniem. Młoda byłam i głupia.
Teraz płacę za ten błąd ogromną karę. Zanim wyszłam za mąż wyznałam mu całą prawdę o swoich doświadczeniach. Okazało się, że on nie potrafi zaakceptować tego, że nie jestem dziewicą. Były rozstania i powroty. W międzyczasie kilka razy mnie zdradził. I potem na kolanach wyznał, że jestem kobietą jego życia, że nic się nie liczy. Że kocha. I zgodziłam się za niego wyjść. Boże, czemuś mnie nie złapał wtedy za kołnierz…
Nocy poślubnej nie było – koledzy i wódeczka byli ważniejsi. Kiedy go zapytałam, jak mógł usłyszałam, że i tak nie jestem dziewicą, więc po co komu taka noc. Potem okazało się, że koledzy (sami kawalerzy) są nierozłącznym elementem naszego życia. Spędzał z nimi wieczory w tygodniu i w weekendy. Oczywiście alkohol tez był. Mnie się odechciało żyć, a przede wszystkim współżyć. Oczywiście winą byłam obarczana ja – bo nie byłam dziewicą. Gdybym mu dała cnotę byłby aniołem, a tak jest w pełni usprawiedliwiony. Obelgi dotyczące mojego prowadzenia się były na porządku dziennym. Po alkoholu, kiedy nie chciałam uprawiać seksu – szczególnie bolesne. Rano, kiedy chciałam o tym rozmawiać, zawsze odpowiadał – „a co nie prawdę mówiłem? Nie puszczałaś się? Boli Cię to? I słusznie – musisz ponieść karę za to co MI zrobiłaś. Bo roztrwoniłaś to co się MI należało.” Zbliżało się Boże Narodzenie i jakoś tak wyszło, że się pogodziliśmy. Poszliśmy po choinkę – nie zmieściła się do bagażnika – rzucił nią o ziemię na środku ulicy i naubliżał mi. Potem w domu pchnął mnie na drzwi – krwiak na ręku, aż miło było patrzeć. Przetrzymałam jakoś. Któregoś dnia, po kolejnej kłótni wyrzucił mnie z domu (mieszkanie kupili jego rodzice jeszcze przed ślubem). Poszłam do rodziców (matka i ojczym). Mieszkałam z nimi przez pół roku – pogodziliśmy się na Boże Narodzenie. Chwilę było dobrze. I znów to samo. I znów moja wina – bo z kolegami to on się odstresowuje, bo ma ciężką pracę. No i dlatego, że go nic w domu nie trzyma. Długo nie wytrzymał mojej krnąbrności i znów wywalił mnie z domu. Tym razem dwa lata spędziłam z rodzicami. Mąż miał nieszczęśliwy wypadek, a ja chcąc mu pomóc wzięłam go pod swoje skrzydła. W tym czasie znów okazało się, że mnie kocha – kupił mi samochód, DOM i zamieszkaliśmy w nim razem. I znów słyszę, że nie będzie dzieci, bo nie jestem godna być matką jego dzieci bo nie byłam dziewicą. Znów koledzy – bo nie byłam dziewicą. Bo on dał mi wszystko, a ja jemu nie dałam tego co mu się należało ode mnie. Bo on dał dom, samochód i inne dobra, a ja jemu niczego nie dałam, niczego, czego by inni ode mnie nie dostali. I ma rację. To prawda. Tylko nie potrafi zrozumieć, że nie to jest w życiu ważne. Chodził przez chwilę na terapię – żeby wykazać dobrą wolę – ale pani psycholog go nie przekonała.
Regularnie oświadcza mi, że do końca życia mi nie wybaczy, że nie byłam dziewicą. I nigdy nie będzie mnie szanował.
Wiem, że najprościej byłoby odejść. Ale nie chcę wybrać tej drogi. Szukam pomocy, jak przekonać męża, że nie jestem człowiekiem gorszej kategorii… Czy ktoś może mi coś doradzić?....... |
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata24
Dołączył: 27 Wrz 2006 Posty: 147
|
Wysłany: Nie Gru 31, 2006 16:49 Temat postu: |
|
|
Prosze Cie, zastanow sie, czy po 6 latach jestes w stanie Ty lub ktokolwiek inny przekonac go, ze jestes godna szacunku. Przemysl to. _________________ Agata |
|
Powrót do góry |
|
 |
kapsia
Dołączył: 31 Gru 2006 Posty: 2
|
Wysłany: Wto Sty 02, 2007 12:15 Temat postu: |
|
|
Żyję nadzieją, że tak właśnie jest - stąd też mój post... Pozdrawiam Noworocznie |
|
Powrót do góry |
|
 |
Renata Moderator - Pracownik NL

Dołączył: 29 Gru 2005 Posty: 278
|
Wysłany: Wto Sty 02, 2007 14:45 Temat postu: |
|
|
Kapsiu,
ciesze sie, ze napisalas ten post. Pokazuje on "książkowo", że przemoc kryje sie za jakims pretekstem "bo zupa byla za słona...", "bo nie byłam dziewicą...". Sprawcy przemocy są mistrzami w wynajdywaniu wiarygodnego pretekstu (bo zupa rzeczywiście bardziej słona niz zwykle, a dziewictwo stracone z kim innym). Twoje dziewictwo (czy tez jego brak) to absolutny pretekst do zachowań, które mają Cię poniżyć, skrzywdzić, uzależnić od władzy i mocy sprawcy.
Poszukaj pomocy u terapeuty czy psychologa, który zna się na mechanizmach rządzących przemocą w związkach. Jeśli chcesz jakichś "namiarów" zadzwoń do poradni telefonicznej "Niebieskiej Linii" (0-801-120-002), lub napsiz maila do poradni on-line (poradnia@niebieskalinia.pl) podając w jakim mieście mieszkasz.
Twoja mama jest przykładem, że z najgorszych opresji życiowych jest wyjście.
Pozdrawiam serdecznie
Renata |
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata24
Dołączył: 27 Wrz 2006 Posty: 147
|
Wysłany: Nie Sty 07, 2007 15:17 Temat postu: |
|
|
"Wiem, że najprościej byłoby odejść" piszesz tak Kapsia, a to nieprawda, najtrudniej wlasnie jest odejsc, poczytaj inne posty i zobacz co sie dzieje w naszych glowach zanim podejmiemy decyzje o odejsciu ... zmiana tego czlowieka to karkolomne zadanie i to jest tym "latwiejsze" bo w zasadzie nie trzeba nic zmieniac, nie trzeba podejmowac drastycznych krokow - a te kroki sa najtrudniejsze, paralizuja ... odejscie wywraca swiat do gory nogami, pozostawia tysiace spraw w niepewnosci, wymaga sily fizycznej i psychicznej - a pozostanie to dalsze trwanie w uludzie i nadziei pomieszanej z gorycza i smutekim - czyli w zasadzie nic sie nie zmienia ... kiedys tez myslalam, ze najprosciej sie rozwiesc i odejsc - ze to takie pojscie na latwizne, ale gdy bylo juz bardzo zle i musialam uciekac, to uwierz mi, okazalo sie, ze rozwod i odejscie to najwazniejsze i najtrudniejsza decyzja w zyciu, ale nikt jej za ciebie na podejmie. Odejsc jest najgorzej, bo to on zostaje a ciezar odejscia spada na ciebie - oni przeciez nie odchodza, na tym polega paradoks. Nie pozwalaja tez odejsc, trzeba to zrobic bez ich zgody, samemu - nie pisz, ze to jest proste.[/quote] _________________ Agata |
|
Powrót do góry |
|
 |
Nola
Dołączył: 21 Sty 2007 Posty: 55
|
Wysłany: Nie Sty 21, 2007 15:18 Temat postu: |
|
|
Oni nie odchodzą- to mi dalo do myslenia, ja sie czesto boje ze on odejdzie i moj swiat bez mojego wplywu na to wywroci sie do gory nogami...sama tez czesto musze myslec zeby odejsc i to boli, wkurza mnie ze powinnam odejsc a na dokladke martwie sie ze on to zrobi...kiedys po rozstaniu rowniez z psycholem- ciezko zachorowalam na depresje, bylam jak warzywo, wazylam 48 kg przy wzroscie 175, bylam w szpitalu i na lekach...
mojemu organizmowi rozstanie kojarzy sie z takim stanem, zawsze przechodze zalamanie od tamtej pory i zaczynam pic, no to jak mam odejsc skoro sie tego boje (( _________________ I suppose I could just walk away
will I disappoint my future
if I stay? |
|
Powrót do góry |
|
 |
Renata Moderator - Pracownik NL

Dołączył: 29 Gru 2005 Posty: 278
|
Wysłany: Pią Sty 26, 2007 16:45 Temat postu: |
|
|
Nola,
"kochać jak to łatwo powiedzieć.." spiewal kiedys bodaj Piotr Szczepanik (chyba? . W związku nic nie ejst łatwe - ani miłość, ani rozstanie... Choć czasem trzeba odejść, żeby ocalić coś więcej niż milość.
Czego tak konkretnie się boisz? Ze nie bedziesz miala gdzie mieszkać? Że Ci zabraknie pieniędzy? Że będziesz się czuła samotna?... Czego konkretnie? |
|
Powrót do góry |
|
 |
pola
Dołączył: 19 Mar 2007 Posty: 8 Skąd: wrocław
|
Wysłany: Pon Mar 19, 2007 12:39 Temat postu: |
|
|
miałam to samo, on nie był moim mężem, brak dziwictwa nie był jedynym pretekstem, zeby się znecać psychicznie nade mną. ale uciekłam (dosłownie)
powiem szczerze: NIE MA INNEGO WYJSCIA!!! nie ma "zmieni się", nie ma" może to moja wina" . Jestem zła, kiedy takie rzeczy czytam, jestem zła bo jestem bezsilna, bo wszystkie jesteśmy!!!
już prawie rok kiedy odcięłam się od tego psychola,ale to nadal siedzi we mnie, to wpłynęło na całe moje życie...ciągle iedy coś mi nie wychodzi mam jego słowa w głowie, że nic nie jestem warta...ale wiecie co? TO GÓWNO PRAWDA! te wszystkie świry wykańczają wartościowe kobiety, nie pozwalają normalnie żyć...dlaczego? bo MY boimy się ICH skrzywdzić...nie jest tak? większość myśli że jak odejdzie to ICH skrzywdzi. NIE MA NIC BARDZIEJ BŁĘDNEGO! odejście to dopiero poczatek drogi...ciężkiej drogi- nie powiem...ale nie oszukujmy się, należy nam się lepsze życie i miłość... |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|