 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
neli
Dołączył: 27 Cze 2009 Posty: 47
|
Wysłany: Sob Cze 27, 2009 15:05 Temat postu: "miesiąc miodowy" - jak długo trwa? |
|
|
Banalna historia. Napięcie rosło przez lata, zaczęło się od kłótni, szarpania, ściskania rąk itp. Potem uderzył. Po drugim razie, dla wyładowania agresji czy też ukarania mnie, sama nie wiem, zadzwoniłam na niebieską linię. Teraz chodzę na spotkania do ośrodka. Wiem że banalna sprawa, że nie bije mnie przecież od lat, po prostu sie zdarzyło. Mam wątpliwości, czy to napewno przemoc domowa, czy jednak nie przesadzam. Psycholog mówi że jesteśmy teraz w fazie miesiaca miodowego. Mąż się bardzo stara, jest taki jak na początku małżeństwa. Chciałabym wierzyć mu, wierzyć że już tak zostanie. Ale gdzieś w środku jestem cały czas napięta i czujna. Boję się że to wróci. Niedługo będzie miesiąc, od dnia kiedy mnie pobił. Nie wiem czy mocno, ale bolało i zostały ślady. Nie wiem jak długo tak może być miedzy nami jak teraz. Bo jest ok. A jak będzie dalej? Kiedy mogę się spodziewać że będzie znów tak jak zawsze? Że znów będzie napięcie i kłótnie? Może to głupio zabrzmi, ale chyba wolałabym już żeby tak było, bo przynajmniej wiedziałabym na czym stoję. Bo teraz jest dziwnie - jest tak dobrze, a ja nie potrafię się tym cieszyć tylko czekam aż sie zepsuje. |
|
Powrót do góry |
|
 |
kulerzynka Wolontariusz NL

Dołączył: 21 Lip 2008 Posty: 1553 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob Cze 27, 2009 19:40 Temat postu: |
|
|
neli- wybacz...ale nigdy chyba nie ma pewności
takie jest moje zdanie
jest spora szansa jeśli twój mąż także korzysta z jakiejś pomocy psychologicznej
same słowa i obietnice niestety nie wystarczają bardzo często, właściwie nigdy.... _________________
 |
|
Powrót do góry |
|
 |
Echnaton Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur

Dołączył: 15 Lis 2006 Posty: 6110 Skąd: Suwałki
|
Wysłany: Sob Cze 27, 2009 23:52 Temat postu: |
|
|
Mozna wiele obiecywac ale trudniej dotrzymywac obietnic. Pamiętacie historie o Twardowskim i jego układzie z diabłem? On obiecał aby obiecac bo raczej liczył sie z tym, zę zdoła sie wykręcic od odpowiedzialności. Zbyt często obiecujemy, ale o wiele trudniej wytrwac w postanowieniu. Oczywiście, nie wszystko od nas zależy. Jesli podnióśł ręke, uderzył, to...oznacza, ze jest sprawcą. Jeśli jest sprawcą to pewnie ma w sobie ugruntowane przekonanie, że jednak stosowanie przemocy nie jest czymś złym, ze czasami trzeba, że sam byc może dorasta w takim środowisku i byc moze był bity. Trudno zmienic takie poważne zaniedbania przy pomocy chcenia. Mój kolega w takim przypadku zawsze odpowiadał - "próbuj zatrzymac biegunke siła woli". Chyba miał rację.
Bez kontatku z psychologiem, bez udziału w terapii i kierunkowej zmiany raczej niemozliwe jest wyjście z kręgu przemocy.
Spróbuj go zachęcac do kontatktu z terpeuta od przemocy. Twoja rodzina jest do uratowania, ale wiele zależy od Twego męża. _________________ „lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność” |
|
Powrót do góry |
|
 |
neli
Dołączył: 27 Cze 2009 Posty: 47
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 13:48 Temat postu: |
|
|
Mój mąż był bity w dzieciństwie, wiem że miał robioną obdukcję i na jej podstawie był rozwód.
Nie wiem co mam myśleć. To wszystko jest tak nierealne, nie wierzę że nas dotyczy. Psycholog mówi że to przemoc. Ja nie wiem, mam wątpliwości. Nie chciał tego przecież, po prostu dużo emocji i stało się. Ja mam trudny charakter, często się denerwuje przeze mnie, no i w końcu stało się. Dużo w tym mojej winy. Zawsze jakoś radził sobie, czasem coś zniszczył w domu, albo obił sobie rękę waląc w ścianę, ale potem juz nie wytrzymał. Obiecał że już nigdy mnie nie uderzy. Naprawdę jest ok teraz, choć sama nie wiem dlaczego ciągle się denerwuję. Ale nie dojdzie już do kłótni, bo czuję się taka wypalona w środku że nie mam nawet czym go zdenerwować. Mąż nie chce chodzić do psychologa. Sam przyznał się że jest sprawcą, i tego ostatniego razu, i poprzedniego i tych szarpań wcześniej. I widzę że chce to naprawić, zmienić się. Naprawdę jest taki jak na początku małżeństwa. Bardzo chce wierzyć że tak już zostanie, że to nie ten "miesiąc miodowy" tylko zmiana na dobre. Dlatetgo pytam, jak długo może trwać ten stan, bo jak dłużej mąż bedzie taki jak teraz, to będe miała pewność że sie zmienił na dobre. |
|
Powrót do góry |
|
 |
kulerzynka Wolontariusz NL

Dołączył: 21 Lip 2008 Posty: 1553 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 14:32 Temat postu: |
|
|
neli- czyli rozumiem że odpowiada ci ten stan bycia w ciągłym napięciu?
czekania na to co nieuniknione?
uderzy cie drugi raz i kolejny i za każdym razem znajdziesz wyjaśnienie tego dlaczego on to zrobił...
który będzie ten ostatni?
samo przyznanie się że się wie iż jest sprawcą nic nie znaczy dopóki nie będzie się chciało z tym realnie coś zrobić
rozumiem, że jest Ci ciężko i że bardzo go kochasz
i chcesz zrozumieć dlaczego
ale to nie wystarczy
powiem, nawet więcej- zaszkodzisz sobie tym, sobie i dzieciom
bo kiedyś znowu nie wytrzyma....
i znowu obietnice.. płonne nadzieje na zmianę i znowu kolejny raz i miodowy miesiąc, w końcu będą coraz krótsze...aż w końcu nie zauważysz, aż znikną całkowicie..
a Ty będziesz żyć w ciągłym strachu
taki widzę scenariusz
możesz nie przyjąć tego co napisałam
możesz mnie nie polubić
ale taka jest prawda i tak to widzę...
nie przekreślam tym szans na normalne Wasze życie
twój mąż MUSI iść na terapię
innego wyjścia nie widzę
pozdrawiam cię
Ania _________________
 |
|
Powrót do góry |
|
 |
neli
Dołączył: 27 Cze 2009 Posty: 47
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 18:39 Temat postu: |
|
|
Mój mąż nie chce iść na terapię. Psycholog kazała mi go motywować. A on mówi że wiercę mu dziurę w brzuchu tylko. Raz mówi że nic sie nie dowiedział na spotkaniu, o czym by nie wiedział. A drugi raz że uświadomił sobie już trochę rzeczy, i że już nigdy tego nie zrobi. I że chodzenie dla samego chodzenia jest bez sensu, bo on nie czuje takiej potrzeby.
Chciałabym mu wierzyć, ufać. Ale kiedyś obiecał że nigdy mnie nie uderzy, a zrobił to przecież. Nie zaczynam rozmów na ten temat, ale on widzi że coś jest nie tak, bo jestem bardziej zamyślona, zmęczona, spięta. I sam mówi że juz bedzie ok, żebym się nie denerowała, że już nigdy tak sie nie zachowa. Albo pyta czy tak mnie zastraszył przez te lata, albo czy uważam że jest dla mnie takim zagrożeniem. A przecież tak nie jest, czuję się jeszcze gorzej wtedy, winna że nie umiem mu zaufać. Dlatego wolałabym żeby było jak dawniej, tak normalnie. Teraz on jest miły i spokojny, a ja cała w nerwach. |
|
Powrót do góry |
|
 |
Echnaton Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur

Dołączył: 15 Lis 2006 Posty: 6110 Skąd: Suwałki
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 18:42 Temat postu: |
|
|
neli napisał: | Bardzo chce wierzyć że tak już zostanie, że to nie ten "miesiąc miodowy" tylko zmiana na dobre. Dlatetgo pytam, jak długo może trwać ten stan, bo jak dłużej mąż bedzie taki jak teraz, to będe miała pewność że sie zmienił na dobre. |
Też bym chciał aby to było na stałe, a odpowaidając na Twoje pytanie to...przyznał sie do przemocy, powiedizał - jestem sprawcą , zmienię sie i...więcej do tego nie wracajmy. Bedize robił wszystko aby dotryzmąc słowa i ty będizesz robić wsyztsko aby zrezgugnowąc ze swoich mysli, pragnień, unikać stresujących sytuacji, byc bardziej uległą i przewidująca jego działnie, spełniac wsyzstko zanim on zapragnie. To może przynieść efekt, na krótko , ale może przynieśc efekt. Miodowy miesiąc zależy od wielu czynników, a więc i jego czas trwania jest różny. Im będizesz bardziej rezygnowac z siebie i podporządkowywac się jemu tym mozesz przedłużyc miodowy miesiąc, ale...czy o to chodzi aby w zwiazku zrezygnowac z własnej osobowości i cąłkowicie podporządkowac się partnerowi?
Chyba mam inne wyobrażenie o związku.... _________________ „lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność” |
|
Powrót do góry |
|
 |
neli
Dołączył: 27 Cze 2009 Posty: 47
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 18:59 Temat postu: |
|
|
Ale mój mąż nie jest takim człowiekiem, który pasuje do steretypy sprawcy. Jest dobry, spokojny, uczynny, lubiany przez innych. Dba o mnie i dom. Nie pije. Nie stosuje przemocy tak na codzień. Pracuje w zawdodzie który wymaga od niego pewnej dawki agresji, ale też musi przechodzić co jakiś czas testy psychologiczne, bo ma dostęp do broni. Skoro dali mu pozwolenie na taką pracę, to chyba wszystko z nim ok!!!
Jemu sie zdarzyło nie wytrzymać nerwowo i w końcu uderzyć, ale nie jest to reguła! Jesteśmy razem 7 lat, gdyby był taki to już by dawno to zrobił. Zawsze, nawet w największej awanturze, hamował się. Nie zdaje sobie sprawy z własnej siły, wiec czasem zabolało, ale to nie było specjalnie.
Nie wymaga ode mnie żebym zrezygnowała ze swoich marzeń, pracy czy zainteresowań. Wiem że są tematy, których nie lepiej nie poruszać, dla nas obojga. Ale to nie jest rezygnowanie z siebie przecież. Tak, staram się nie robić przy nim rzeczy, które go denerwują, np. płakać, ale to dbanie o związek a nie rezygnacja z siebie. Mogę płakać jak mi źle kiedy go nie ma przecież. Mój maż nie oczekuje że bede mu podporządkowywać się. Uważam że nasze małżeństwo jest tak wogóle udane, tylko teraz trochę wynikło problemów i muszę je rozwiązać.
I chciałabym tylko wiedzieć, kiedy ta faza sie skończy, i zacznie się normalne życie, a on bedzie w nim taki jak teraz. Bo jeśli ta faza ma trwać np. 6 tygodni, to po 12 powinnam odetchnać że już jest po wszystkim i że tak zostanie zawsze, prawda? |
|
Powrót do góry |
|
 |
kulerzynka Wolontariusz NL

Dołączył: 21 Lip 2008 Posty: 1553 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 22:38 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
Ale mój mąż nie jest takim człowiekiem, który pasuje do steretypy sprawcy |
a jaki jest stereotyp?
Cytat: | Nie stosuje przemocy tak na codzień. |
tylko tak od święta?
Cytat: | Nie wymaga ode mnie żebym zrezygnowała ze swoich marzeń, pracy czy zainteresowań. |
i to sprawia że nie jest "stereotypowym" sprawcą?
Cytat: | Tak, staram się nie robić przy nim rzeczy, które go denerwują, np. płakać, ale to dbanie o związek a nie rezygnacja z siebie. Mogę płakać jak mi źle kiedy go nie ma przecież. |
ja chcę żeby mój mąz był przy mnie kiedy płaczę, żeby mnie przytulił i pocieszył, żeby był, żebym nie musiała przed nim udawać że wszytko jest ok i że nic mnie nie boli
nie pokazywanie że ci jest przykro- jest dla dobra waszego związku Neli?
nie pokazywanie że coś jest nie tak twoim zdaniem - jest dla dobra waszego związku?
Cytat: | Uważam że nasze małżeństwo jest tak w ogóle udane, tylko teraz trochę wynikło problemów i muszę je rozwiązać.
|
a nie rozumiem...czemu TY a nie WY? w końcu razem tworzycie ten związek
czemu tylko ty masz się czuć odpowiedzialna za to wszytko, a takż ei za jego przemoc stosowaną na Tobie?
Cytat: | Bo jeśli ta faza ma trwać np. 6 tygodni, to po 12 powinnam odetchnać że już jest po wszystkim i że tak zostanie zawsze, prawda? |
ta faza może trwać rok
może trwać miesiąc , może trwać dzień
tydzień...nie ważne
i tak cały czas będziesz wracać do punktu wyjścia
i cały czas sie zastanawiać czy to iodowy miesiąc czy sie zmienił?
a potem...
"do następnego razu" teraz bedę grzeczniejsza- zrobię wszytko żeby go nie draznić, nie zamęczyć sobą, zeby tylko kolejny raz nie uderzył-
to moja wina- to ja go sprowokowałam,bo płakałam...
nie mogłam sie powstrzymać
posłuchaj siebie...
poczytaj swoje słowa neli...
zobacz ile smutku i strachu w Twoich słowach...tak sobie swoje życie wyobrażasz?
[/quote] _________________
 |
|
Powrót do góry |
|
 |
maras Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur

Dołączył: 28 Maj 2006 Posty: 3871 Skąd: Gdynia/Warszawa
|
Wysłany: Nie Cze 28, 2009 22:43 Temat postu: |
|
|
Witaj Neli
Nie ma wzoru na to ile może trwać taka faza. Może być sytucja że przemoc już się nie powtórzy a może wręcz odwrotnie lecz jest to tylko nie potwierdzone gdybanie. Więc nie należy na tym bazować.
Wspominasz że mąż jest pracownikiem mundurowym i do tego w formacji uzbrojonej. Tam jak wiesz występuje specyficzna chierarchiczność to także może mieć znaczący wpływ na zachowania męża w stosunku do Ciebie.
Więc wskazanym by było aby mąż udał się na grupę korekcyjno-edukacyjną bądz skontaktował się z psychologiem .
piszesz
Cytat: | Psycholog kazała mi go motywować. |
a może zapytałaś się jej jak to zrobić ? Wbrew pozorom łatwo użyć jest słowa motywacja oj jak łatwo.
póki co tyle słowem powiatnia
pozdrawiam _________________ -----------------------------------------------------
G. E. d/s P.P.R |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Pon Cze 29, 2009 14:50 Temat postu: |
|
|
Neli,
Mamy taki sam problem. Też nie wiem, czy to faza miodowego miesiąca czy też on się zmienił. I też jestem spięta czekając na to co się wydarzy. U mnie to prawie 2 miesiące. Unikam zachowań, które mogłyby do wkurzyć. Więc dalej jestem pod presją, uzależniam się od jego nastrojów, podporządkowuję mu swoje życie. Ale wyzwoliłam się już z poczucia winy, przjęłam na siebie odpowiedzialność za to, że trwam w takim związku. Kolejny jego wybuch będzie jego ostatnim. Nie wiem, czy hamuje go lęk przed konsekwencjami czy też zrozumienie, że robi źle... |
|
Powrót do góry |
|
 |
neli
Dołączył: 27 Cze 2009 Posty: 47
|
Wysłany: Pon Cze 29, 2009 17:52 Temat postu: |
|
|
Nie wiem co mam myśleć, czuć... Kocham mojego męża, jest dla mnie wszystkim. Wiem że mogłabym odejść. Kilka razy próbowałam, zatrzymywał mnie. Chyba też nie wyobraża sobie życia beze mnie. Wiem że mogłabym odejść, poradziłabym sobie finansowo. Ale nie chcę. Bez niego nie chcę żyć. Chciałabym tylko nie bać się już więcej. Nawet nie tego że znów uderzy, ale wogóle jego złości. Wiem że jest zazwyczaj słowna, coś zbluzga, zacznie krzyczeć, albo co najwyżej coś rozwali. Boję się tego, strasznie to głupie, ale tak jest. Czuję jakbym wpadała panikę jak podnosi głos, albo coś rzuca np. na stół, bo robi to z taką złością. Głupie, bo przecież nie mam czego się bać. Ale tak się czuję. Ciąglę go przepraszam. To tkwi we mnie, on tego nie oczekuje, wręcz go to denerwuje. Ale ja nie potrafię przestać, ciągle czuję sie za wszystko odpowiedzialna. Chciałabym być idealna. Chciałabym żeby był zadowolony, ale nie umiem. Wiem że cieszy go obiad na stole i porządek w domu, ale nie potrafię tak codzień, choć mogłabym gdybym się postarała. Ale nie umiem się postarać. Nie jestem taka jaka chciałabym być dla niego. A chciałabym żeby był szczęśliwy, zadowolony, bo wtedy obydwoje byśmy byli spokojni i szczęśliwi razem.
I chciałabym żeby to wszystko było prostsze. Żeby wystarczyło przestać płakać, to przestalibyśmy się kłócić. A kłócimy się, bo mówi że jak ja płaczę to on jest bezsilny i dlatego sie złości. I dlatego zaczyna bić, bo sobie nie radzi już z uczuciami. Wiem też, że to nie jest tak chyba do końca. I że to że przestanę płakać, nie spowoduje że bedzie wszystko ok. Choć teraz jest właśnie ok - ja nie płaczę, on się nie złości. Ale tak już było, po pierwszym razie. Wtedy też obiecał że już nie uderzy, i że postaramy sie oboje żeby było dobrze. To było jesienią. W sumie długo to trwało, szybciej jakoś się pozbierałam i naprawdę się starałam. Teraz nie mam sił się starać. Ale paradoksalnie to może lepiej, czuję się trochę otępiała i może dlatego ja nie płaczę, nie kłócę się z nim, nie reaguję na jego humory. Jakby wszystko działo się trochę za ścianą. Dziś jak zaczął się wkurzać bo wyłączyli wodę, to powiedziałam tylko "nie krzycz". Wcześniej bym przepraszała, ale przecież to nie moja wina, może dyskutowała z nim aż byśmy się pokłócili. Teraz nie mam sił zaangażować się. Jest trochę wszystko jedno. Może krzyczeć, wkurzać się, a ja wyjdę z pokoju. Nie wiem co mam robić. Z jednej strony to wszystko zaszło chyba trochę za daleko. Psycholog mówi, że mąż przekroczył granice. Z drugiej nie stało się nic takiego, co by uzasadniało to co czuję. Trudno pogodzić te dwie strony i uczucia. Chciałabym żeby już tak zostało między nami, żeby był taki miły, spokojny. Staram sie bardzo wierzyć, że naprawdę sie zmienił. Ale gdzieś w głębi czuję że to nie prawda, że stara sie ale za jakiś czas znów bedziemy bardziej zaganiani, zmęczeni, rozdrażnieni i znów nie poradzi sobie z emocjami. Wiem że najprościej by było bardziej sie starać, bardziej dbać o niego i dom, nie płakać, nie zawracać mu głowy moimi problemami. Ale nie wiem czy tak chcę żeby było. Zanim zaczeliśmy być razem, uciekłam ze związku z takim człowiekiem, bo bałam sie właśnie że któregoś dnia użyje swojej siły żeby mnie przyporządkować. Trafiłam na człowieka który jest dobry, lubiany, spokojny. Może to naprawdę tak jest, że to ja doprowadziłam go to takiego stanu i tego co zrobił? Że gdyby zwiazał się kimś o lepszym, łatwiejszym charakterze to by był teraz spokojny i szczęśliwy? Tak na zdrowy rozsądek nie chcę go usprawiedliwiać, czuję do niego żal za to zrobił, ale gdzieś w środku mnie same rodzą się usprawiedliwienia dla niego.
Psycholog mówiła żebym z nim rozmawiała, żebym go przekonała do tego żeby jednak chodził na spotkania. On mówi że to psycholog powiedziała mu że nie musi chodzić, ma zadzwonić jak poczuje taką potrzebę. W co mam wierzyć? |
|
Powrót do góry |
|
 |
jamama
Dołączył: 31 Mar 2009 Posty: 72
|
Wysłany: Pon Cze 29, 2009 19:20 Temat postu: |
|
|
Neli, nie chce namawiać cię do rozstania bo narazie tego nie zrobisz za bardzo czujesz się winna i za bardzo go usprawiedliwiasz.
Wiesz że finansowo poradzisz sobie bez niego- ja też wiedziałam i sobie radze nawet całkiem dobrze. Może boisz się samotności ja się bałam teraz jestem sama w sercu smutno, ale lepiej samemu niż z byle kim.
Zapewne też go kochasz ja tez kochałam ex męża ale moja miłość już nie jest ślepa. Boję się go, bały się dzieci i marze by zapadł się pod ziemie, a jednoczesnie mu dobrze życze.
Jesli chodzi o miodowy miesiąc to u mnie trwał po pierwszym razie kilka lat, potem stopniowo się nasilało. Aż doszło do tego że bałam się oddychać ,kaszlnąć bałam się żyć bo wszystko co robiłam wzbudzało jego agresje, byłam jego największym wrogiem.
Jestem 2 lata po rozwodzie on jest 1,5 w więzieniu a ja wciąż nie czuje się bezpiecznie, czasami myslę że urodziłam się by cierpieć.
Byłam córką alkoholika, byłam żoną narkomana, mam dwoje dzieci w tym jedno nie uleczalnie chore i nie jestem szczęśliwa ale przynajmniej wysypiam się wychodzę do ludzi robie to na co mam ochote (prawie)
No najważniejsze że nikt mnie już nie szmaci. |
|
Powrót do góry |
|
 |
kulerzynka Wolontariusz NL

Dołączył: 21 Lip 2008 Posty: 1553 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon Cze 29, 2009 21:02 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Psycholog mówiła żebym z nim rozmawiała, żebym go przekonała do tego żeby jednak chodził na spotkania. On mówi że to psycholog powiedziała mu że nie musi chodzić, ma zadzwonić jak poczuje taką potrzebę. W co mam wierzyć? |
czyżby jakaś Pani psycholog była dostepna 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu?365 dni w roku?
dostępna na zawołanie jak on jest w złym humorze?
takiego kłamstwa to ja jeszcze nie słyszałam i moje oczy nie widziały.
komu bardziej ufasz Neli- swojej terapeutce czy swojemu mężowi?
kochana- cała twoja wypowiedź jest jak wycięta z szablonu wypowiedzi osoby współżyjącej z przemocowcem. poczytaj inne posty...zobacz tam też siebie...
zobacz na co się skazujesz Neli- na ciche przyzwolenie na krzywdzenie ciebie, własnie tym że nie chcesz go zdenerwować
ja też nie jestem ideałem
nie mam nóg po pachy,- i nigdy nie miałam , choć wiem że mu się podobają
nie obcinam włosów, choć wiem że chciałby żebym miała krótkie, ale szanuje to że ja nie lubię i się źle z tym czuję
mam nadwagę, - często mi o tym przypomina że powinnam dbać o siebie- ale następne zdanie to to że mnie bardzo kocha
nie sprzątam w domu- bo nie lubię, a on jest pedantem od święta
nie prasuje mu koszul- bo nie lubię
od czasu do czasu gotuję- choć wiem że on chciałby żebym gotowała codzień
ale nie- i nie dbam o to czy będzie przez to zły czy nie
albo mnie kocha taka jaką jestem albo nie
on mnie akceptuje taką jaka jestem
a ja jego z wszystkimi jego wadami i zaletami- bo tworzy idealną całość
i ja się czuje bezpiecznie z tym że nie jestem idealna- nawet się nad tym nie zastanawiam czy go coś rozzłości
czy nie zacznie krzyczeć na mnie
nie boje się tego- Neli- to wspaniałe uczucie się tego nie bać
chciałabym żebyś doznała takiego uczucia
nie bać się żyć normalnie
a możesz, wiem że możesz
nie boje się złego humoru mojego męża- a ma ich dużo
nie pozwalam mu sie na sobie wyżywać za swój zły dzień
może liczyć na moje wsparcie, ale nie na sparing
małżeństwo polega na wspieraniu a nie na baniu sie o to czy ten ktoś cię uderzy- a może dziś nie??
nie wiem czy czytasz moje wypowiedzi, bo nie odpowiadasz na moje pytania
przytulam cie cieplutko
Ania _________________
 |
|
Powrót do góry |
|
 |
neli
Dołączył: 27 Cze 2009 Posty: 47
|
Wysłany: Pon Cze 29, 2009 21:54 Temat postu: |
|
|
Kulerzynka, ja czytam ale nie wiem co mam odpowiedzieć.
Nie wiem komu ufam. On jest moim mężem 7 lat, nigdy mnie nie okłamał. Dlaczego mam mu nie wierzyć? Z drugiej strony, psycholog nie ma interesu chyba we wmawianiu mi że to co się stało to przemoc domowa, prawda? Nikomu chyba nie ufam.
Ja wiem że nie jestem idealna, i wiem że on to akceptuje i kocha mnie. Chciałabym bym być, bo wtedy było by lepiej, nie było by trudnych spraw i rozmów.
Nie wierzę że do końca w tą przemoc. Nie wierzę że to zdarzyło się nam właśnie. Wolę określenie, że zdarzyło się coś niefajnego, jakiś akt agresji. Przemoc domowa to porażka, to nierealne, nie możliwe. Wiem że powinnam to zaakceptować, to że tak sie stało i spróbować coś z tym zrobić. Ale coś we mnie nie chce sie zgodzić i nie pozwala myśleć rozsądnie. Bo rozsądnie byłoby zaakceptować, zdać się na to co mówi psycholog, prawda? Nie mogę się z tym pogodzić, że to mój mąż, którego tak strasznie kocham. Nie chcę się bać. Ale się boję i nie wiem co mam zrobić z tym wszystkim. Za dużo myśli, uczuć, a z drugiej strony jakaś straszna pustka. Nie wiem jak mam go namówić na spotkania z psychologiem, szczególnie że sama nie mam przekonania czy naprawdę to coś da. Bo przecież zrozumiał, przyznał się i wiem że bedzie się starał panować nad sobą. To jest dziwne wszystko. Jakbym zmuszała do leczenia w szpitalu osobę która zaledwie sie skaleczyła. Rozsądek mi mówi, że powinnam namawiać go na te spotkania, ale coś we mnie krzyczy że nie, że to bez sensu. Ja wiem że skoro uderzył, to użył przemocy. Ale czytałam posty na forum i on taki nie jest zły. Nie zrobił tego specjalnie, nie jest na codzień agresywny, po prostu nie zapanował nad emocjami. Właśnie to miałam na myśli pisząc o stereotypie sprawcy.
I chciałabym dodać, choć to głupie strasznie, że czuję się skrzywdzona. Może przesadzam, histeryzuję, ale tak sie czuję. Nie myślałam że mnie to spotka, że mój mąż, który przecież mnie kocha. Przez te lata przecież wspierał mnie, kochał, dbał o mnie. To głupie uczucie i pewnie nie na miejscu, ale tak to czuję. |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|