 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Wto Sie 25, 2009 21:19 Temat postu: :-( |
|
|
Czytam Wasze wypowiedzi od kilku dni. Zdecydowałam się w końcu sama napisać.
Z wykształcenia jestem prawnikiem, mam swoją kancelarię. Mój mąż jest mądrym, inteligentynym i dobrym człowiekiem. Nie było alkoholu, innych kobiet, problemów finansowych. Wydawałoby się, że powinniśmy stworzyć udany związek. Zaliczyłam jednak złamany nos, zwolnienie lekarskie z powodu silnego nerwobólu, po którym dotąd mam problemy z barkiem, stany załamania nerwowego. Psychoterapeutka wyraziła swoje zszokowanie zakresem przemocy psychicznej stosowanej przez męża. Przemoc fizyczna była incydentem, ale wolałabym by mnie ktoś bił, niż poniżał i krzyczał.
Nikt nie potrafi odpowiedzieć dlaczego do tego wszystkiego doszło. Pewnie nigdy nie dowiem się. Przecież mój mąż nie był złym człowiekiem. Ja byłam osoba dobrze uświadomiona, wiedziałam, że daleko przekroczone zostały granice normalności. U psychoterapeutów najbardziej drażni mnie pytanie, dlaczego nie odeszła pani wcześniej. Bo ja odeszłam dopiero wówczas, gdy pojawił się ktoś, kto otoczył mnie wsparciem, opieką i miłością i właściwie wyrwał z dotychczasowego układu. Myślę sobie, że gdyby było można, odeszłabym wcześniej. Może po prostu nie było można? Bo jednak ślub bierze się z kimś, kogo się kocha. Jest przysięga, w której przysięga się trwać przy kimś do końca życia. Potem są dzieci. I wspólny dom - zazwyczaj jedyny jaki się ma. Jak go zostawić? Dzielić jedyne zdjęcia ukochanych dzieci? Ja dzisiaj swój dom oddałam. W podziale majątku. Od przyszłego miesiąca będę budować nowy dom, nowe życie. Nie wiem, czy będzie lepsze.
Dla mnie przełomowym była odpowiedź na pytanie, czy chciałabym by moja córka znalazła się w takim związku jak mój. Odpowiedź, której sobie udzieliłam, sparaliżowała mnie. Dopiero patrząc od zewnątrz, zrozumiałam jak bardzo jest źle.
Zrobiłam wielki błąd. Tolerowałam złe humory, pozwalałam na coraz więcej, wmawiałam sobie najpierw, że jestem przewrażliwona, potem że powinnam być tolerancyjna, a w końcu, że muszę być silna. Z czasem coraz więcej potrafiłam znieść. Gdybym wcześniej postawiła ultimatum, zażądała by pracował z psychologiem nad swoimi emocjami, może uratowałabym swój związek. Żałuję, że nie udaliśmy się na terapię małżeńską, kiedy był jeszcze na to czas. Dziś jestem w związku ze wspaniałym facetem, ale mimo wszystko mam poczucie porażki. Nie patrzę na mojego męża jak na wroga, widzę w nim człowieka, który nie poradził sobie z emocjami i niszcząc moje życie zniszczył swoje. Myślę, ze nie musiało tak się stać. Mam do siebie żal, że zamiast szukać pomocy, chowałam problem do szafy, ukrywałam go przed rodziną i znajomymi (na ile się dało, bo jak się okazało, wszyscy dostrzegali, że jest coś nie tak - nie wiedzieli, że aż tak). Żal mi i siebie i męża i dziecka. Gdybym doprowadziła do terapii małżeńskiej albo uratowałabym małżeństwo, albo miałabym poczucie, że zrobiłam wszystko co mogłam i czyste sumienie. W moim przypadku terapia małżeńska do niczego nie doprowadzi, ale wiem że mogła pomóc. Widzę to po efektach pracy mojego męża z psychologiem. Przez kancelarię przechodzi coraz więcej rozwodów, sama ich nie prowadzę, bo nie czuje się kompetentna - ale po ich skutkach i swoim rozwodzie widzę, że to rozwiązanie powinno być ostatecznością. Póki można, warto szukać ratunku.
Moim błędem było też przymknięcie oka na wady partnera, kiedy nie łączyło nas małżeństwo i dziecko. Milion razy powtarzana jest prawda, że faceta ślub raczej ślub nie zmieni - jeśli już, to raczej na gorsze. Z wiekiem wady charakteru się uwypuklają, zwłaszcza jeśli zainteresowanemu nie postawi się granic.
Cóż - czy jestem teraz mądrzejsza? Nie wiem. Wcale nie jestem pewna, czy nie powtórzę swoich błędów. Na wszelki wypadek, choć, raczej radzę sobie z życiem, mam na kim się wesprzeć, kontynuuję terapię. Bo swoje życie postanowiłam zmienić, gdy spojrzałam na nie od zewnątrz, dobrze by cały czas ktoś na nie uważnie patrzył- na wypadek, gdybym ja czegoś nie zauważyła.
Taki trochę chaos mi wyszedł. Ale chyba musiałam sobie pogadać  |
|
Powrót do góry |
|
 |
maras Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur

Dołączył: 28 Maj 2006 Posty: 3871 Skąd: Gdynia/Warszawa
|
Wysłany: Wto Sie 25, 2009 23:54 Temat postu: |
|
|
MMS Witaj Serdecznie
Bardzo dobrze że napisałaś , tak jest często o wiele lżej. To nie Twoja wina że tak się zachoywał, że stosował przemoc. Absolutnie nie obiwiniaj się za to. Jest dorosły odpowiada za swoje zachowania, emocje tak jak każdy z nas. Podkreślam nie masz za co się obwiniać.
tyle słowem wstępu
pozdrawiam
Tomasz _________________ -----------------------------------------------------
G. E. d/s P.P.R |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Sro Sie 26, 2009 8:30 Temat postu: |
|
|
MMS - nie obwiniaj się za to, że Twój związek był zły i skończył się rozwodem. Można się starać do bólu, namawiać na terapię rodzinną, pracować nad polepszeniem związku, ale jeżeli druga strona tego nie chce, nie stara się, nie robi nic to nic na to nie poradzisz. Za małżeństwo odpowiedzialny jest i mąż i żona, w takim samym stopniu. Trzeba umieć powiedzieć wreszcie dosyć i Ty to zrobiłaś, ratowałaś siebie i dzieci przed zniszczeniem. Dobrze, że chodzisz na terapię, dzięki niej zrozumiesz i pogodzisz się z przeszłością.
Pewnie boli Cię, że zawodowo radzisz sobie świetnie, a w życiu prywatnym była taka klapa. U mnie jest tak samo. Pewnie nie rozumiesz, jak to mogło przytrafić się wam - rodzinie, która na zewnątrz wyglądała idealnie. Myślę, że w takich z pozoru normalnych rodzinach wyrwać się z kręgu przemocy jest dużo trudniej. Nikt nie potrafi zrozumieć dlaczego wykształcona, niezależna finansowo kobieta, która w życiu zawodowym podejmuje wiele trudnych decyzji potrafi dawać się krzywdzić mężowi. Ja to rozumiem. Ja to przechodzę. Myślę, że osobą z marginesu społecznego łatwiej się z tym pogodzić, łatwiej z tym żyć, mogą tłumaczyć się trudną sytacją życiową, niedostatkiem....
My wiemy, że powodem trwania w takim związku jest jakieś uzależnienie psychiczne od drugiej osoby, lęk przed samotnością, strach przed przyznaniem się do porażki. Jestem prefekcjonistką, nie chcę się przyznać do porażki, zawsze kiedy mi coś nie wychodzi pracuję nad tym, żeby się udało. Ale zaczynam rozumieć, że czasem nie zależy to od nas. Że to zależy w takim samym stopniu od męża jak i ode mnie.
Trzymaj się i rozmawiaj z nami, to bardzo pomaga! |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Sro Sie 26, 2009 9:33 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za odpowiedzi.
Zaro - w tzw. normalnych związkach jest chyba gorzej niż w rodzinach patologicznych. Moja mama powiedziała, że byłam głupsza niż jej sąsiadki, które nie miały wykształcenia prawniczego, bo wzywały policję, gdy tylko doszło do awantury i zbierały sobie dowody. Ja nie robiłam nigdy nic - bo gdy żyje się w takim idealnym świecie, trudno przed tym światem przyznać się że moje życie jest inne. W ten sposób przyzwyczaiłam swojego męża, że nic się nie stanie. Sama wymyśliłam historię złamania nosa, byle dwrócić podejrzenia od męża. Było to traumatyczne przeżycie, bo historia rozbawiała otoczenie, a ja musiałam udawać, że się śmieję, choć w środku płakałam. Mąż bardzo żałował tego co zrobił, potem hamował się się, nie bił. Ale z doświadczenia wiem, że ten złamany nos bolał mnie mniej niż wyzwiska, nieustająca krytyka, wyładowywanie swojej złości, poniżenia.
Mam szczęście, bo rodzina stanęła po mojej stronie. Z Waszych postów widzę, że nie jest to regułą. Moja mama chciała, żebym walczyła o małżeństwo, ale potem przypomniała sobie jeden dzień spędzony z moim mężem i zrozumiała, że takie jak ten dzień było całe moje życie. Większośc krewnych i znajomych, jak się okazało, od dawna zastanawiało się jak z nim wytrzymuję. Mogę liczyć na wsparcie wielu osób.
Strasznym przeżyciem było dla mnie to, że któegoś dnia przeciwko mnie stanęło moje dziecko. Wiedząc, że ojciec punktuje mnie za wszystko co mi nie wyszło, żeby mu się przypodobać krzyknęło: "No zobacz co ona zrobiła" (coś mi się wylało w kuchni). Gdy na drugi dzień grzecznie zapytała tatę, czy może odkaszlnąć (dzień wczesniej ojciec zrobił awanturę córce rano, że kaszle), zaczęłam rozumieć, że nie da się tego związku utrzymać bez szkody dla córki. Niedługo potem powiedziała: A może byś na wszelki wypadek tatusia za wszystko przepraszała, to nie będzie się tak denerwował. Nie dopuszczałam do siebie myśli o rozwodzie ze względu na nią, ale to chyba dla niej właśnie powinnam sie rozwieść. Sama zaczęła być ofiarą ojcowskiego gniewu, nieświadomie stawiała się w pozycji kapo.
Mój problem polegał na tym, że mój mąż nie przyjmował do wiadomości, że powinien nad sobą pracować. Gdy płakałam po awanturach stwierdzał, że to ja powinnam się leczyć, a mój płacz wzmagał w nim tylko agresję. Nie przepraszał za wybuchy gniewu. Tym bardziej było trudno.
Teraz jednak wielu ludzi przychodzi i opowiada o swoich doświadczeniach z nim, bo przeżyli jego wybuchy gniewu. Inni opowiadają, że zdumieni byli sposobem, w jaki mnie traktował publicznie. Dzięki temu wiem, że moje odczucia nie były przesadą. I że miałam prawo powiedzieć w końcu nie.
Mąż do psychologa poszedł dopiero, gdy złożyłam pozew o rozwód. Bardzo się zmienił na plus. Przeprosił za awantury i brak czułości. Ale we mnie już wszystko się wypaliło. Śniło mi się kiedyś, że do niego wróciłam, ale był to bardzo smutny sen. |
|
Powrót do góry |
|
 |
gigi31
Dołączył: 18 Kwi 2008 Posty: 893
|
Wysłany: Sro Sie 26, 2009 13:41 Temat postu: |
|
|
Witaj milutko na forum.... |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Sro Sie 26, 2009 17:16 Temat postu: |
|
|
MMS- rozumiem jak to jest. Wstydziłaś się i nie dowierzałaś pewnie, że to dzieje się naprawdę.
Też zaśmiewałam się z dowcipów skąd mam siniaki, podbite oko itd. (choć miałam ochotę płakać tak jak ty). Udawałam, że to nie on. Ja niestety w nikim wsparcia nie mam, mąż udaje ideał przed innymi. Nie ma sił i czasu na posprzątanie w domu czy zajęcie się dziećmi ale chętnie biegnie wszystkim znajomym czy rodzicom na pomoc, bo przecież nie wypada odmówić. Nikt nie uwierzyłby mi w to, co dzieje się w domu...
Moje dziecko też często zachowuje się jak tatuś, aż mi się płakać chce jak mówi: co robisz głupia babo, zamknij się wariatko itd. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Sro Sie 26, 2009 18:50 Temat postu: |
|
|
Zaro - trzymam za Ciebie kciuki, żeby wszystko się ułożyło. Moim zdaniem, zapewne Twój mąż jak i mój nie są złymi ludźmi, ale mają poważne problemy. Mój mąż miał straszne problemy z wyrażaniem pozytywnych emocji, nie mówił czułych słów, nie przytulał. Natomiast złe emocje wylatywały z niego jak torpedy. Zawsze ktoś musiał być czemuś winny. Ja byłam najbliżej. Jako anegdotę opowiadam, jak byłam winna za to, że przepalają u nas w domu żarówki (mamy źle wykonaną instalację). Zapytałam jakim cudem ja odpowiadam za życie tych żarówek. Najpierw się zapowietrzył, a potem wybuchnął: Bo ty.... bo ty.... tak napierdalasz tymi żarówkami. Wszystko robiłam źle i za wolno. I oczywiście wiecznie słyszałam krzyki. Krzyczał na dziecko, bo bolał je brzuszek, bo kaszlało. Na nie bo za wolno przeszłam z pokoju do kuchni, za wolno jechałam pociągiem (!) Ze słów Twojego dziecka widzę, że też nasłuchaliście się wulgaryzmów. Prawie nie spotkaliśmy się ze znajomymi, bo bałam się, że albo kogoś urazi, albo się obrazi. Był strasznie drażliwy, a jednocześnie zaczepny. Jemu nie można było powiedzieć nic. On dowalał się, zaczepiał, a jak mu odpowiedzieć tym samym to się obrażał i zawzięcie nie odzywał miesiącami. Bardzo mnie to męczyło, bo kłotnie nie kończyły się u nas podaniem sobie ręki. Mnie stan napięcia męczył, on się nie odzywał kilka dni, bo jak twierdził, do niego należała decyzja kiedy skończy.
Nie jest mi dobrze z tym, ze się rozwodzę. Ale jest wiele plusów. Mąż poszedł do psychologa, zaczął leczyć nadciśnienie (może z uwagi na wysoki puls funkcjonował jak na dopalaczach). Stał się niemal idealnym ojcem. Nawet jak podnosi głos, natychmiast się reflektuje, opanowuje i łagodnieje. Ja wreszcie normalnie śpię. Potrafię dospać do rana.
Mam wielki komfort - jestem samodzielna finansowo, mam w miejscu zamieszkania wspierających mnie rodziców, człowieka, który mnie kocha i wspiera (ale nie wiem, czy kiedykolwiek zdecyduję się na ponowny ślub). Oddałam mężowi mieszkanie, w przyszłym miesiącu zacznę sama budować dom. Biorę wielki kredyt. Będąc z mężem bałam się kredytów. Ciekawe, że teraz wcale się nie boję. Zaczęłam z optymizmem patrzeć na świat. Mam znowu marzenia i wolę życia. Odnowiłam przyjaźnie, nawiązałam nowe. Jedyne co mi przeszkadza, to bagaż wspomnień i poczucie winy, że moje małżeństwo było takie jakie było. Wiem, że to nie moja wina. Uwielbiam chodzić do psychologa, bo mi to wyraziście przypomina. Ciągle boję się, że moja wiara w siebie, mój optymizm są kruche. Bo jak się raz kogoś rozhartuje, to nie jest już taki twardy jak kiedyś.
Jedna z moich koleżanek, która odeszła od męża w podobnych okolicznościach powiedziała, że minęło już wiele lat, a ona ciągle czuje, jakby odcięto jej jakąś część jej. Coś w tym jest.
Zaro - czy powiedziałaś wszystko swojej rodzinie? To straszne, że nie stoją po Twojej stronie. Moi też na początku chcieli, żebym nie odchodziła od męża, ale przespali problem i diametralnie zmienili stanowisko. Mam w nich ogromne wsparcie.
Rozwód to dla mnie duży problem, bo jestem osoba wierzącą i boję się odrzucenia przez Kościół. We wtorek mam rozmowę z ojcem, który zajmuje się osobami po rozwodach. Mam nadzieję, że przyjmie mnie ze zrozumieniem.
Zaro trzymaj się. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Sro Sie 26, 2009 19:06 Temat postu: |
|
|
Powiem Ci jeszcze Zaro, że nie jesteśmy odosobnione. Kilka moich koleżanek, gdy dowiedziało co działo się u mnie, otworzyło się. Nikt nie chce specjalnie o tym opowiadać, ale w wielu pięknych domach rozgrywają się dramatyczne scenariusze. I trudno te piękne domy zostawić Trudno wyjść z roli osoby, której się powiodło w życiu. Poza tym - raz są lepsze a raz gorsze dni. Trudno podjąć decyzję.
To straszne, że są osoby, które zazdroszczą mi tego, że się rozwodzę. |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 11:31 Temat postu: |
|
|
MMS,
też wierzę, że mój mąż nie jest złym człowiekiem. W każdym z nas jest i dobro i zło. Jednak nie może być tak, że ciągle oglądasz i masz do czynienia z tą złą. Szczególnie, że to ja spędzam z nim najwięcej czasu. Mój mąż z jednej strony czuje potrzebę ciągłego przebywania ze mną, a z drugiej moja obecność go denerwuje. Też byłam wszystkiemu winna - już potrafię śmiać się z tego, że to moja wina, że dzieci płaczą, że ma nudną pracę itd.
Powiedziałam o wszystkim mamie. Niestety ona mnie nie rozumie, dlatego że ona żyje w takim związku. Mało tego - w związku z jej pracą musieliśmy udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku i być idealnymi dziećmi; to było okropne. Moja mama żyje w świecie pozorów, uważa że dobre rodziny nie istnieją, że wszyscy tak udają...
Poza tym jej zdaniem byłam zawsze daleka od ideału (czyli jej wyobrażeń na mój temat). Walczyłam ciągle o najlepsze wyniki na studiach, najlepszą pracę, najwięcej kasy. I wciąż byłam do doopy.
Też się boję, że moja wiara w siebie jest jeszcze bardzo krucha, że wystarczy mały kryzys i znowu uwierzę, iż jestem do niczego, beznadziejna, głupia...
Twoje słowa: Trudno wyjść z roli osoby, której się powiodło w życiu. najlepiej oddają to, co czuję.
Pozdrawiam i życzę Ci wytrwałości w odkrywaniu siebie  |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 13:04 Temat postu: |
|
|
Zaro - przeczytałam, co pisałyście o dzieciach. Moja córka też dostała histerii na wieść, że miałabym powiadomić policję.
Powiem szczerze, że nie wiem, czy wywlekać przemoc w sprawie rozwodowej. Wniosłam o rozwodzenie się bez orzekania o winie. Córka jest z mężem bardzo związana. Akceptuje rozwód, ale chce równych kontaktów z ojcem i ze mną. Nie wiem, czy zgodzić się na jego propozycję - bo chce by córka była z nim od czwartku do soboty. Jak się nie zgodzę, to będę musiała wywlekać te wszystkie brudy.
Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 13:44 Temat postu: |
|
|
też się zastanawiałam, czy gdyby doszło do rozwodu ujawniałabym przemoc ze strony męża. I nie wiem, co zrobiłabym. Z jednej strony też nie chciałabym wywlekać brudów, z drugiej - chciałabym, by ktoś jasno powiedział, że winę za rozpad małżeństwa ponosi on. Poza tym dzieci wiedzą jak było, ale kiedyś w przyszłości mój mąż mógłby im wmówić coś zupełnie innego.
Jest jeszcze kwestia finansowa - wszystko co posiadamy zawdzięczamy mojej pracy. Gdyby mąż np. zajmował się dziećmi, domem kiedy nie pracował, to czułabym że jest to nasz wspólny dorobek. Aż płakać mi się chce, że w przypadku kiedy dojdzie do rozwodu będę musiała oddać połowę tego co zarobiłam. To niesprawiedliwe!
Jeżeli rozpadłoby się moje małżeństwo, to chciałabym, by mój mąż miał częsty kontakt z dziećmi, ale jednocześnie żeby dzieci wiedziały gdzie jest ich dom, żeby miały swoje miejsce na ziemi. Wydaje mi się, że podział dni, które proponuje twój mąż zaburza naturalny cykl tygodnia u dziecka. Od pn do pt jest szkoła lub przedszkole, więc do rozdzielenia są tylko popołudnia (np. raz ty, raz on). W weekendy można zrobić jakąś wycieczkę, poświęcić czas na odpoczynek i bycie tylko dzieckiem. I ważne jest żeby taką szansę miała i matka i ojciec. Nie można patrzeć na sprawiedliwy podział (żeby było po równo dla każdego z was godzinowo), ale żeby dostosować się do trybu życia dziecka i pokazaniu gdzie tak na prawdę będzie u siebie, a gdzie gościnnie. Inaczej byłaby wewnętrznie rozdarta pomiędzy jednym a drugim domem. Myślę, że mogłabyś tak to właśnie wyargumentować mężowi. Poza tym jest jeszcze kwestia podemowania decyzji dotyczących dziecka. Chyba nie zamierzasz każdej sprawy konsultować z mężem, tylko te najważniejsze. Córka powinna wiedzieć, kto decyduje i w jakim zakresie. Że np. wybór szkoły ustalacie wspólnie z mężem, ale to czy może sobie zafarbować włosy, o której ma wracać do domu itp. ustalasz ty. Żeby nie było takich sytuacji, że staje się to kartą przetargową i dziecko szantażuje was i manipuluje wami dla własnych korzyści. Przynajmniej tak to odczuwam. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 13:53 Temat postu: |
|
|
dokładanie czuję to tak samo. Wiem co powiedziałabym komuś innemu - że ma walczyć o każdą godzinę, wywlec wszystko co się da by wygrać. Ale sama nie umiem podjąć decyzji. Moja córka ma silny charakter po ojcu. Może nie być lekko. Gdybym miała pewność, że będzie współpracował przy jej wychowaniu, a nie rywalizował o względy. |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 14:00 Temat postu: |
|
|
ty znasz swojego męża najlepiej. Jeżeli córka jest już duża to może powinniście wziąść pod uwagę jej zdanie? |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 14:03 Temat postu: |
|
|
Ma 6 lat. Odkąd mąż chodzi do psychologa jest duża poprawa. Podobno w Belgii sądy już dzielą czas - tydzień matka tydzień ojciec. Ja sobie takiego podziału nie wyobrażam. |
|
Powrót do góry |
|
 |
arty Gość
|
Wysłany: Czw Sie 27, 2009 14:09 Temat postu: |
|
|
dziwne te belgijskie sądy, biedne tamtejsze dzieci. Ja też sobie takiego podziału nie wyobrażam.
Skoro córka ma 6 lat, to chyba jest za mała, nie można jej obarczać takimi decyzjami. Musisz rzeczowo porozmawiać z mężem, może porozmawiaj wcześniej z psychologiem dziecięcym co myśli na ten temat. I może porozmawiajcie w trójkę o tym, co będzie najlepsze dla dziecka. |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|