 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
nika1
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 26
|
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 18:00 Temat postu: |
|
|
Ja nie potrafie sobie wyobrazic ze byc moze kiedys jakas inna kobieta bedzie trzymala swoje rzeczy w moich szufladach i na moim nocnym stoliku. Po prostu ta mysl mnie przerasta. I to innej kobiecie maz bedzie przynosil kwiaty. I robil rano kawe. Moze to niedojrzale myslenie, ale tak jest. Czesto mysle tez o tym ze jesli go zostawie, byc moze to bedzie tak traumatyczne dla niego i zacznie sie zmieniac, a wtedy jego nastepna partnerka juz nigdy nie zazna od niego przemocy. I to takie okrutne, bo przeciez to ja marnuje moje zycie po to, zeby ktos mogl od tego pozniej odcinac kupony. Moze to troche chore i egoistyczne myslenie? Sama nie wiem. Kiedy czasami wspominam o rozwodzie moj maz najczesciej odpowiada, ze wolalby juz do konca zycia byc sam. Bo juz nikogo takiego jak ja nie znajdzie. Ale moze tylko tak mowi zeby go zalowac?
Sytuacja z centrum handlowego zywcem wyjeta z mojego malzenstwa. Setki, tysiace takich sytuacji. Co najgorsze dopiero niedawno zaczelam sobie zdawac sprawe ze to nie jest normalne. wczesniej traktowalam to jako troske o moje dobro. No bo czyz rodzice nie traktuja podobnie swoich dzieci? Ilez razy matki mowia- nie jedz teraz bo nie bedziesz miala apetytu na obiad. Dlatego ciagle uwazalam ze maz o mnie dba, ze chce mojego dobra. Ale przeciez ja juz jestem dorosla, uksztaltowana osoba! To ja powinnam decydowac o swoich potrzebach. U mnie maz wykazuje pseudo troske na kazdym polu. On zawsze wie co jest dla mnie lepsze.
Jak piszesz o o grymasie nienawisci i usmiechnietej twarzy to....o rany, niby te przypadki sporo sie roznia, ale gdzies jednak jest jakis podstawowy szablon. Niesamowite. Ja tez mam przed oczami twarz mojego meza w momencie zlosci. Strasznie obca twarz. Zaciete wykrzywione usta i takie... wytrzeszczone oczy, jak w jakims transie. Czesto przygryza warge zwlaszcza wtedy kiedy dochodzi do przemocy fizycznej. Jesli mozna to tak nazwac. A rozumiem ze mozna. Piszac o tym. Maz kiedys bardzo czesto uderzal mnie w tyl glowy. Najczesciej wtedy siedzialam, a on stal obok i klocil sie ze mna i na koniec klotni, otwarta dlonia, po prostu uderzal mnie, mowiac przy tym najczesciej- mysl. Sila tego uderzenia, aczkolwiek niezbyt duza, powodowala ze uderzalam dolnymi zebami o gorne. Zreszta powiedzialam o tym mezowi i .... no nie, sama sobie teraz nie wierze....poprosilam go zeby uderzal mnie troche lzej. Pamietam jak powiedzialam- boje sie ze ukrusze sobie zeby, uderzaj lezej albo w inne miejsce jesli juz musisz. Niewiarygodne. Jak kobieta moze cos takiego w ogole powiedziec? Jak bardzo musialam wtedy nie szanowac siebie? Byc moze za kilka lat to samo pomysle o sobie w obecnym momencie mojego zycia. Ale jeszcze pewnie dluga droga przede mna. Wracajac, z czasem nauczylam sie tak ukladac szczeke zeby nie obijac zebow. Zwykle wiedzialam kiedy mnie uderzy. On juz tego nie robi od chyba dwoch lat (teraz tylko szczypie, niby zartem, ale to naprawde boli), ale ostatnio bardzo sie poklocil, bylismy razem w samochodzie i zlapalam sie na tym ,ze chociaz mnie nie uderzyl, ja podswiadomie ustawilam juz szczeke w pozycji gotowej do uderzenia. , Jak uwarunkowane zwierzatko. Straszne to bylo.
Ale wracajac , mam tez przed oczami jego usmiechnieta twarz, i oczy pelne autentycznej milosci, czesto przepelnione lzami. Nie wyobrazam sobie jak spojrze w te oczy w dniu rozwodu. Dlatego ciagle w tym tkwie. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 19:38 Temat postu: |
|
|
Dokładnie Niko. Też boli mnie myśl, że moja decyzja go zmieni i dla innej kobiety będzie zupełnie inny. Ale mam wrażenie, że chyba nie. Niby sie zmienił, ale ciągle tkwi w pewnych schematach. Bardziej się pilnuje, trzyma nerwy na wodzy mocniej niż kiedyś. Ale ciągle myśli przez pryzmat "ja". (rozwodzisz się żeby mnie ukarać!!! - kurczę jak można było tak pomyśleć. Oczywiście przez "ja". No tak wywalam życie do góry nogami, żeby go ukarać??? Dlaczego nie pomyślał, ze robię to dla siebie???)
To danie , o którym pisałaś było u nas w stylu: Idź spać! Dlaczego nie wypiłaś herbaty? Dlaczego tego nie zjadłaś? Bałam się zostawić cokolwiek na talerzu, bo znowu byłyby pretensje. Trudno się wobec czegoś takiego nawet tłumaczyć. Jesli odpowie się tym samym tonem lub nawet podejmie dyskusję, awantura wisi na włosku. Jesli grzecznie przebierze się w piżamkę, pokazuje się twardy dowód bezwzględnego posłuszeństwa i pozwala na więcej. Wiem co masz na myśli. Dokładnie - to taka pseudotroska, jak ją nazwałaś, pokazująca stosunek podporządkowania
Mnie w tył głowy mąż nie bił, ale uderzał tak kiedyś moje dziecko. Niby takie niewinne skarcenie, bo jej nie szła jazda na rowerku albo czytanie - dokładnie z podobnym hasłem: że ma zacząć myśleć. Córka mnie kiedyś tak dla pokazania uderzyła - kurczę to nie jest silny, ale za to bardzo nieprzyjemny ból. Taki głuchy ból. Brrrr....
Ja uważam, że jeśli facet w obliczu decyzji o rozwodzie poprosi o szansę i zacznie coś robić (pracować z psychologiem np. ), warto mu dać szansę. Jeśłi nasili agresję, szkoda dla niego czasu. Mój mąż nie walczył o mnie, tylko ze mną. |
|
Powrót do góry |
|
 |
nika1
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 26
|
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 22:34 Temat postu: |
|
|
Uderzanie w tyl glowy dziecka za to ze nie wychodzi jazda na rowerku? Straszne. Ja pamietam prawie identyczna sytuacje z mojego dziecinstwa. Tez byla jazda na rowerku i tez mi nie wychodzila. Tylko ze tata nie uderzyl ale wydarl sie, cos w stylu- co za lamaga z ciebie. Krzykiem. Do dzis pamietam. Powiem Ci...okropne przezycie. No bo jak mozna karac kogos za nieumiejetnosc? Nie za zlosliwosc , lobuzerke, tylko za to ze sie probuje, ale nie wychodzi.
U mnie to nawet nie jest -idz spac. Tylko mowi- idz spac- a jak nie reaguje to wyjmuje mi ksiazke z rak i gasi swiatlo, albo wyrywa pilota gasi telewizor i reka pokazuje na sypialnie krzyczac- do lozka! |
|
Powrót do góry |
|
 |
mgrabas
Dołączył: 09 Sie 2008 Posty: 1516
|
Wysłany: Sro Wrz 16, 2009 5:33 Temat postu: |
|
|
nika1 napisał: | Uderzanie w tyl glowy dziecka za to ze nie wychodzi jazda na rowerku? Straszne. Ja pamietam prawie identyczna sytuacje z mojego dziecinstwa. Tez byla jazda na rowerku i tez mi nie wychodzila. Tylko ze tata nie uderzyl ale wydarl sie, cos w stylu- co za lamaga z ciebie. Krzykiem. Do dzis pamietam. Powiem Ci...okropne przezycie. No bo jak mozna karac kogos za nieumiejetnosc? Nie za zlosliwosc , lobuzerke, tylko za to ze sie probuje, ale nie wychodzi.
U mnie to nawet nie jest -idz spac. Tylko mowi- idz spac- a jak nie reaguje to wyjmuje mi ksiazke z rak i gasi swiatlo, albo wyrywa pilota gasi telewizor i reka pokazuje na sypialnie krzyczac- do lozka! |
przestrzegam przed popadaniem w skrajności:
jedna skrajność to bierność wobec przemocy
druga skrajność to rozwód
przemoc ani nie bierze się z nikąd
przemoc nie jest nie do przezwyciężenia _________________ Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Sro Wrz 16, 2009 8:14 Temat postu: |
|
|
Mgrabas - masz rację, że rozwód nie powinien być jedynym wyjściem branym pod uwagę. Ale uwierz, że trudno coś zrobić w takiej sytuacji, w jakiej znalazła się większość osób na tym forum. Zwłaszcza, gdy po drugiej stronie nie ma woli zmiany. Mój mąż, gdy prosiłam, by cos z tym zrobił, odpowiadał, że taki już jest i się nie zmieni, a jak mi się nie podoba, to mam się rozwieść. Do dziś zastanawiam się, co mogłam zrobić, by jednak wytrwać w związku i mimo wszystko dalej go kochać? Ok - potrafiłam już znieść więcej niż inni, ale bynajmniej nie byłam szczęśliwa. Agresja zabija powoli uczucie. Wyobraź sobie obcego człowieka, który nie szanuje Cię, obraża Cię, czasem może nawet uderzy - lubisz go? A wyobraź sobie, że każą Ci spędzić z nim 5 godzin dziennie każdego dnia przez 25 lat.
Kiedyś małżeństwa trwały maks. 20 lat. A teraz żyjemy 3 razy dłużej i małżeństwo to związek na lat nierzadko 50. Po 20 latach żyjesz już często z zupełnie inną osobą, niż ta którą poślubiłeś. O ile trwa praca nad związkiem - jest ok, ale gdy chociaż jedna osoba uważa, że należy jej się uczucie bezwarunkowo, trudno wytrwać jesli nie jest się kandydatem na świętego. W imię czego jedna osoba ma do końca życia (póki śmierć nas nie rozłączy) przez kilkadziesiąt lat być tym który daje, a nie otrzymuje nic, a często nie otacza się jej nawet szacunkiem? UWażam, że warto próbować szukać pomocy psychoterapeuty, ale pod warunkiem, że ta druga osoba wykaże wolę współpracy. Błędem, który ja sama popełniłam, jest czekanie - bo po jakimś czasie nie ma się już ochoty na ratowanie związku. Myślę, że po pewnym czasie nie da się już odrodzić uczucia. Masz w pamięci tyle bólu, że chociaż przebaczysz, nie odrodzisz w sobie uczucia dla temtej osoby. Ja przebaczałam, starałam się nie rozpamiętywać, ale bagaż wspomnień odkładał się i w pewnych momentach wszystko wypływało na wierzch. Nie jestem pamiętliwa, uchodzę raczej za osobę ugodową, ale o ile łatwo wybaczyć, trudno jest zapomnieć.
Przemoc w jakimś stopniu stosuje każdy z nas. Ale jest różnica lekkim klapsem w pupę, a uderzeniem w głowę, czy uderzeniem w twarz.
A przemoc rodzi przemoc. Gdy jesteśmy same z córką ja również mam do niej więcej cierpliwości, bo sama nie jestem pod obstrzałem.
Dlatego również nie chcę trwać w moim małżeństwie.
Niko - doskonale rozumiem Twoje wątpliwości. Szkoda, że nie ma kogoś, kto potrafiłby powiedzieć, co masz robić krok po krok, ale myślę, że po prostu nie da się postawić kierunkowskazów. Zycie to nie matematyka i nie da się podrzucić ściągi, a szkoda. |
|
Powrót do góry |
|
 |
nika1
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 26
|
Wysłany: Sro Wrz 16, 2009 21:07 Temat postu: |
|
|
Mgrabas- podejrzewam, ze na tym polega wlasnie zjawisko przemocy. Ze jej sie ulega. Ja tez czesto czytam wypowiedzi innych osob na tym forum o tym jak poddaja sie terrorowi wspolmalzonka i jeszcze pytaja czy to jest w porzadku. I wtedy mysle- przeciez to nie jest normalne, jak mozna tak zyc, jak mozna tak ulegac. To moja obiektywna obserwacja, z boku. Ale kiedy siedzi sie w tym po uszy to juz nie jest takie oczywiste. Sytuacje nie sa czarno- biale. Podejrzewam iz na tym polega syndrom ofiary, ze w kazdej nawet najgorszej sytuacji odnajduje sie odcien szarosci. Najczesciej wtedy pojawiaja sie mysli- nienawidze go za to co zrobi, ale moze to moja wina, moze sobie zasluzylam , moze mial zly dzien,itd. Zycie w takim zwiazku polega na unikaniu awantur. Jest jak chodzenie po polu minowym i uwazaniu na kazdy swoj krok. Po kilku latach takiej tresury ,uczymy sie jak reagowac zeby nie doprowadzic drugiej osoby do wybuchu agresji. Najczesciej trzeba po prostu ulegac. Czy myslisz, ze jesli ja sprzeciwie sie mojemu mezowi i powiem- ja jednak bede ogladac telewizje, to on uzna moja racje i argumenty? Nie, on bedzie coraz glosnie krzyczal i krzyczal, a pozniej byc moze posunie sie do rekoczynow. Czy myslisz ze do tego typu ludzi dociera jakakolwiek argumentacja i logika? W swojej zaburzonej percepcji odbieraja oni swiat inaczej niz reszta ludzi.
Tak jak napisala MMS, jaj maz rzekomo dla jej dobra, nie pozwolil jej kupic czegos do jedzenia chociaz byla glodna. I ona na to przystala. Z pewnoscia placzac w srodku z bezsilnosci. Kiedy to przeczytalam, zagotowalo sie we mnie wszystko i pomyslalam- no jak , dlaczego mu na to pozwolila, dlaczego nie postawila na swoim? Ale sekunde pozniej przyszla refleksja- ja jestem w tego typu sytuacjach praktycznie codziennie. I poddaje sie biernie woli meza. Jesli spytasz dlaczego to po prostu odpowiem ze dla zachowania swietego spokoju. Bo glod jest latwiej zniesc niz kolejne wyzwiska i wscieklosc. Ale wlasciwie to nie mam logicznego wyjasnienia dla tego zachowania. I moze wlasnie dlatego jestem na tym forum. Bo prawdopodobnie jestem ofiara przemocy, a co za tym idzie, nie potrafie juz podejmowac decyzji, nie wiem co jest norma a co nie jest, jestem zastraszona i nie mam juz wlasnej woli. Stalam sie marionetka w rekach mojego kochajacego meza. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 13:09 Temat postu: |
|
|
Zgadzam się z Niką. Dla mnie przemoc psychiczna jest wtedy, gdy człowiek przywyka, że musi rezygnować z siebie i swoich potrzeb.
Niko - ja się wtedy popłakałam, ale po kłótni wywalczyłam hamburgera. W drodze negocjacji, bo miałam ochotę na gyrosa
Mnie się wtedy przypomniało milion sytuacji, kiedy mój mąż wiedział lepiej ode mnie co mogę, czego nie mogę, czego potrzebuję, czy mam iść do ślubu w welonie, i w jakiej sukience.
W ost. fazie małżeństwa wydawałam fortunę na ciuchy, bo tylko to była dziedzina, gdzie mogłam się realizować. Podejrzewałam się o zakupoholizm. Ciekawe - że teraz nie muszę kupować nic. Widocznie mam wolność wyboru w innych płaszczyznach. |
|
Powrót do góry |
|
 |
nika1
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 26
|
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 22:32 Temat postu: |
|
|
Mnie juz nawet zakupy nie ciesza:( Mam wrazenie, ze zyje tylko po to zeby jakos dozyc do dnia w ktorym stanie sie jakis cud i zycie za mnie zdecyduje co dalej robic.
Maz idzie do psychiatry za miesiac. Powiedzial, ze zrobi wszystko zebym byla szczesliwa. Ale wczoraj znowu zwyzywal mnie od bezuzytecznych i do niczego sie nie nadajacych... Tylko dlatego ze wrocil z zakupami i chcial zebym je rozlozyla, a ja akurat wychodzilam z psem. Poprosilam zeby on je rozlozyl, no i wtedy wlasnie wybuchla awantura. A dzisiaj dzwonil zeby mi powiedziec jak mnie kocha i jaka jestem w jego oczach sliczna. Jestem juz zupelnie wyprowadzona z rownowagi.
Idzie do psychiatry glownie dlatego ze tesciowie mu kazali po tym jak im wszystko opowiedzialam. Ale sam!!! Nie wiem wiec czy jest sens. Ja chcialam isc przed nim zeby naswietlic lekarzowi cala sytuacje, ale maz absolutnie zabronil. Powiedzial ze pewnie pojde po to zeby sie poskarzyc. I naopowiadam klamstw, a nie powiem nic o tym, ze te klotnie to tez moja wina, bo nie robie tego czego on ode mnie oczekuje. Kiedy zaczelam naciskac maz zaczal strasznie krzyczec i powiedzial ze i tak juz sie dla mnie poswieca, a tak naprawde to ja tez powinnam sama ze soba isc do psychiatry i nie widze swoich bledow. Boje sie ze nic z tego nie wyjdzie. kiedy spytalam co powie lekarzowi stwierdzil, ze powie iz ma klopoty z utrzymaniem nerwow na wodzy i ze czesto sie klocimy. Ale przeciez to tylko wierzcholek gory lodowej! A gdzie kontrola, przemoc fizyczna, wrzaski i te silne zmiany nastroju w przeciagu kilku sekund? Obawiam sie, ze lekarz da mu po prostu jakas melise na uspokojenie i juz. Maz potrafi sie swietnie kamuflowac. Zawsze jest zadbany, elegancko ubrany, usmiechniety i super uprzejmy. Watpie czy lekarz sie domysli ze jest cos wiecej.
Co robic? |
|
Powrót do góry |
|
 |
mgrabas
Dołączył: 09 Sie 2008 Posty: 1516
|
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 22:35 Temat postu: |
|
|
MMS, rozumiem Ciebie, nie chcesz tkwić w przemocy
gdyby tylko przemoc się skończyła, być może patrzyłabyś na wszystko inaczej
nika1, wiem że masz świadomość tego, co się dzieje, coraz wyraźniejszą
to dobrze, że szukasz odpowiedzi, one wskażą drogę _________________ Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 22:49 Temat postu: |
|
|
Niko - ja nie mam doświadczenia, ale wydaje mi się, że sens miałaby terapia rodzinna. Terapia mojego męża w pewnych płaszczyznach dała mi zły efekt, bo psychoterapeuta ma za zadanie pomóc jemu i wzmocnić jego. Z tego co przecieka do mnie z ust mojego męża robi to moim kosztem.
Mam szczerą ochotę iść i opowiedzieć coś niecoś jego psychologowi, ale nawet nie wiem gdzie chodzi.
Ostatnio podobno psycholog zarzucił mi, że nie przytulałam męża. Zapytałam, czy nie zarzucił mi, że nie przynosiłam mu kwiatów bez okazji.
U nas terapia rodzinna już raczej nie wyjdzie, bo rodzina się rozpadła, ale dopóki jest to chyba przede wszystkim powinna mieć taki charakter jak piszesz. |
|
Powrót do góry |
|
 |
nika1
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 26
|
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 23:10 Temat postu: |
|
|
Wlasnie tego sie obawiam. Maz sie poskarzy jaki to on biedny , niekochany i zagubiony. Ciagle narzeka ze nie okazuje mu wystarczajaco uczuc. Ale trudno sie przemoc i okazac czulosc, kiedy gdzies tam w glebi ciagle slysze te slowa i czuje lek. Nawet jesli juz mu wybaczylam te wszystkie szturchania to mysle, ze gdzies na podswiadomym poziomie to wszystko jednak ciagle jest. |
|
Powrót do góry |
|
 |
nika1
Dołączył: 25 Sie 2009 Posty: 26
|
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 0:30 Temat postu: |
|
|
Boje sie odejsc. Boje sie, ze juz nikt mnie tak mocno nie pokocha jak maz. Dla niego jestem calym swiatem:( |
|
Powrót do góry |
|
 |
dynamika Wolontariusz NL

Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 741
|
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 0:41 Temat postu: |
|
|
Hej,
Udaj sie sama na konsultacje w sprawie przemocy slownej (verbal abuse). Napisalem Ci wiadomosc na priva, prosze odpisz. Jak z twoim angielskim, czy jestes w stanie nim operowac na tyle zeby porozmawiac z doradca przez telefon? jezeli tak moge podelsac Ci kilka telefonow.
Terapie ktora mialaby ewentualnie zakonczyc przemoc musza osobno traktowac osobe stosujaca przemoc i osobe bedaca pod wplywem przemocy. Wyjscie z przemocy i zakonczenie stosowania zachowan przemocowych to sa dwie odrebne drogi. Nie wiedze zadnej szansy by pomyslnie rozwiazac oba problemy w jednej wspolnej terapii.
pozdrawiam,
P. _________________ "Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MMS
Dołączył: 22 Sie 2009 Posty: 179
|
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 6:01 Temat postu: |
|
|
Dynamiko - ale czy te terapie nie powinny byc jakos skojarzona, a nie że każdy na swoją rękę. Wiesz - u mnie jego terapia na początku dawała efekty, stał się przede wszystkim spokojniejszy w stos. do dziecka, ale nie wiem czy to nie bardziej efekt walki o dziecko w trakcie rozwodu. Ja mam obawę, że działa to co pisała Nika - mój mąż też potrafi zrobić wrażenie bardzo kulturalnego, inteligentnego i dowcipnego osobnika. Powie psychologowi, co chce, ma iloraz inteligencji bardzo wysoki.
Powiem na przykładzie. Miał ogromny problem z wyrażaniem emocji. Te negatywne leciały jak z torpedy, pozytywnych nie było wcale. Dziecko na spotkaniu u psychologa dziec. powiedziało, że widziało raz w życiu jak tata przytulił i pocałował mamę - na kasecie ze ślubu! Psycholog podsumował to (podobno - bo tyle mi powtórzył mąż), że czułość powinni wobec siebie przejawiać oboje małżonkowie i teraz mój mąż chodzi i mówi, że to ja miałam problem, bo go nie przytulałam. Nie mam możliwości opowiedzenia psychologowi o tym, ile razy podchodziłam i łapałam za rękę, przytulałam się itd., a z drugiej strony albo nie było nic, albo sztywny teatralny gest.
Psycholog podobno powiedział: Jak to? Był pan wobec żony złośliwy, a teraz tak spokojnie znosi, że ona od pana odeszła? Chyba pan się zbyt surowo ocenia (no i oczywiście mój mąż to podchwycił, a nawet wśród kolegów miał pseudonim oparty na jego złośliwości! To była cecha powszechnie znana, również jemu)
Kurczę przyznał się - a psycholog mu wpaja, że wszystko z nim ok!
Najgorsze jest to, że potem opowiada, że"nawet mi nie powtórzy co o mnie mówią jego psychologowie". Wiesz jak takie coś zadziałąło???
Jest szansa, że to wymysły mojego męża, bo pewnego dnia zaczął opowiadać, co też mu o mnie naopowiadała psycholog dziecięca. Miałam okazję z nią porozmawiać i była wzburzona, bo nic takiego nie powiedziała i jak podsumowała, "on jest takim typem, że zawsze musi mieć rację i wszystko przetłumaczy na swoje".
Od tego czasu przestałam się przejmować, ale hasło "co o tobie powiedział mój psycholog. nawet ci tego nie powiem" działało na mnie jak najgorsza tortura. Teraz myślę, że tak lubił mi zawsze dowalić, że gdyby miał co powiedzieć, na pewno by mi to powtórzył. Gdzieś się potem wygadał, że psycholog powiedział, że mam poważny problem, bo cięłam się nożem. Oczywiście, że to był problem, dlatego chodzę na terapię - ale to mój terapeuta, a nie jego zapewne, wie, że cięłam się dlatego, że mój mąż pastwił się nade mną przez dwie godziny do tego stopnia, że miałam ochotę przestać żyć. Tego jego terapeuta niestety nigdy się nie dowie i jak popatrzy na mojego męża, posłucha dowcipów i składnych wypowiedzi, nie wpadnie, że byłoby to możliwe.
Na tym może polega nasz problem. Bo nam samym często trudno uwierzyć, że ktoś może być raz tak czarujący, a potem doprowadzić na skraj załamania nerwowego.
Wiesz Dynamiko - miałam duże nadzieje jeśli chodzi o terapię mojego męża, ale mam wrażenie, że bez informacji z zewnątrz nie da ona większych efektów.
Natomiast niewątpliwie terapia pomaga mi. Oczywiście moja terapia
Śmieszne - bo jego terapia pewnie też pomaga - ale jemu  |
|
Powrót do góry |
|
 |
maras Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur

Dołączył: 28 Maj 2006 Posty: 3871 Skąd: Gdynia/Warszawa
|
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 20:40 Temat postu: |
|
|
MMS niestety się zgadzam. Rozumiem Twoje obawy.
Podstawą terapii jest chęć zmiany, zrozumienia nierapwadiłowego zachowania, nauki radzenia sobie z emocjami. Wszystko w pozytywnym aspekcie.
==============================================
przykład "klucz":
wszystko mnie denerwuje, reaguję agresją, ostatnio nawet wyładowuje się na przedmiotach itd. Wiem że coś jest nie tak i chcę to zmienić. Idę na terapię bo mam tego dość. Muszę sobie pomóc. Aby nie krzywdzić bliskich a w rezulatcie nie skrzywdzić siebie....
============================================
Jednak jeśli sprawca przemocy, osoba nie radząca sobie z emocjami... chodzi na terapię bo tak trzeba, bądź obawia się sądowej sprawy lub chęć "poznania sposóbów oszukiwania samego siebie i bliskiej osoby" to nie tędy droga. Reasumując musi być chęć, motywacja i praca jeszcze raz praca nad sobą.
Praca terapeutyczna ze sprawcą przemocy jest niezwykle trudna.
pozdrawiam _________________ -----------------------------------------------------
G. E. d/s P.P.R |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|