 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Sob Paź 14, 2006 20:52 Temat postu: Chcę odejść i nie chcę..dlaczego tak się waham? |
|
|
Witam!
Jestem tutaj po raz pierwszy. Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię.
Mężatką jestem 11 lat. Mam córeczkę. Za mąż wyszłam z wielkiej miłości (tak mi się wówczas wydawało) i również dlatego że byłam w ciąży.
On jest człowiekiem wybuchowych, zimnym, miejscami agresywnym.
Pierwszy raz uderzył mnie jeszcze przed ślubem. Kolejne razy przyszły same w późniejszym czasie. Był czas że dostawałam regularnie, praktycznie co miesiąc. Czasami za drobnostkę, błahostkę.
Nawet podczas przyjęć w towarzystwie znajomych nie miał hamulców. Pamiętam jak wielkie zdziwienie i przerażenie budził w oczach naszych znajomych jego nagły atak furii, podnoszenie ręki i miliony wyzwisk w moim kierunku. Oczywiście doradzano mi odejście, ale to nie było takiew proste. Wierzyłam że wciąż go kocham i że taką decyzją skrzywdzę samą siebie.
Przez 11 lat nie wolno mi było wyjść z żadną koleżanką na wieczorne pogaduchy, całkowity zakaz wyjazdów na bankiety integracyjne z firmy w której pracowałam. Czułam się jak w klatce.
On natomiast znikał często. Imprezy, koledzy...
O pierwszej zdradzie dowiedziałam się w 4 lata po ślubie. Potem o kolejnych.
Za każdym razem było przepraszam, nigdy więcej...a ja wybaczałam.
Od jakiś 2-ch lat nie uderzył mnie wcale.
Oczywiście ubliżenia słowne i obelgi pozostały. Może już nie z takim nasileniem.
Po raz pierwszy postawiłam na swoim. Moi przyjaciele (a mamy zupełnie innych przyjaciół - On swoich i Ja swoich) zaprosili mnie na przyjęcie. To było spotkanie wyjazdowe. Tym razem nie zapytałam "czy mogę..." poinformowałam tylko "że jadę, a jeśli On nie może tego zaakceptować to przykro mi.." i o dziwo nie było wojny, awantury...
Ze swojej wolności skorzystałam już 3 razy. Czuję się jak pies puszczony ze smyczy, jak ptak któremu otwarto klatkę...
Obecnie żyjemy jakby obok siebie. Czuję sie tak jakbym mieszkała z kolegą, znajomym.. Zero czułości, namiętności. Suche zdania rzucane gdzieś w locie: "zrobisz mi kawę? " czy " obudź mnie o.."
Oczywiście nadal wysłuchuję jaka to ze mnie bałaganiara (mój małżonek to pedant), że on musi robić wszystko (a nie robi w zasadzie nic).
Oczywiście nadal gotuję, sprzatam, zmywam, zajmuję się dzieckiem, pracuję...tak dla świętego spokoju. Zresztą kiedy powiedziałam mu że chociaż te naczynia moglibyśmy zmywać na zmianę w odpowiedzi usłyszałam: "tego robić nie będę, jeśli tak Ci to przeszkadza poprostu się rozstańmy".
Oststnio podczas rozmowy (to znaczy mojego monologu w zasadzie) zapytałam czy On mnie jeszcze kocha? Usłyszałam "nie wiem...a Ty? "
cóż powiedziałam prawdę że ja równiez teraz już nie wiem.
Co prawda kiedy poruszyłam temat że nasze małżeństwo rozsypuje sie jakby i czy On tego nie zauważa, odpowiedział że "przecież to moja wina, że jak mi źle to mam coś z tym zrobić, że i tak ostatnio poświęcam więcej czasu przyjaciołom niż jemu"
I nie ukrywam że tak jest. Może dlatego że czuję się dobrze w ich towarzystwie, że nikt mnie nie gani, że mogę będąc z nimi oderwać się od niego.
W zasadzie zastanawiam się tylko czy to już jakiś zbliżający sie koniec?
Nie ukrywam że chybabym tego chciała.
Ale dlaczego wciąż się waham? Dlaczego nie potrafię podjąć słusznej decyzji?
Nie chcę płakać za 10 lat nad utraconym życiem. ono jest takie krótkie, chcę być jeszcze szczęśliwa i korzystać z życia ile tylko można.
Więc dlaczego boję się powiedzieć Stop, Koniec...
Marzę tylko o tym że to On podejmie decyzję, że może kogoś spotka i mnie zostawi...czułabym sie jakby rozgrzeszona, niewinna, że to nie ja zamknęłam ten rozdział tylko on.
Zastanawiam się równiez nad tym czy ja go jeszcze kocham? , czy On mnie?
Jeśli juz go nie kocham to dlaczego nie potrafię mu powiedzieć "dowidzenia", a czasmi wręcz żal mi go kiedy tak na niego patrzę i na usta ciśnie mi się ostatnie słowo.
Jak może mi być żal tak złego człowieka?
Sama nie wiem co mam zrobić, chciałabym aby ktoś dał mi odpwoeidź na to pytanie, ale wiem że to ja musze podjąć decyzję i że nikt inny za mnie tego nie zrobi.
Życze Wam wszystkim tylko szczęscia, wytrwałości w walce o siebie i uśmiechu.
I proszę spróbujcie odpowiedzić mi dlaczego tak się waham? , czy czas sam rozwiąże ten problem? |
|
Powrót do góry |
|
 |
stupefied Gość
|
Wysłany: Sob Paź 14, 2006 21:32 Temat postu: |
|
|
może to przyzwyczajenie, przywiązanie, wspólne sprawy takie, jak dziecko, dom. może obawa 'a co się stanie jeśli zatęsknię, jeśli rozstaniemy się i wtedy okaże się że nadal kocham'. może strach przed dniem, który nagle w całości wyglądałby bez niego zupełnie inaczej. ale nie wiem. nigdy nie byłam w takiej sytuacji, mogę się tylko domyślać. cokolwiek postanowisz patrz przez pryzmat siebie. tyle życia jeszcze przed Tobą, dobrego życia. trzymaj się i nie trać wiary  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata24
Dołączył: 27 Wrz 2006 Posty: 147
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 10:46 Temat postu: dlaczego sie wahasz? |
|
|
Wahasz sie, bo to jest TWOJ MAZ, a nitk nie bierze slubu po to, by potem sie rozwodzic. Boisz sie, ze kiedys bedziesz zaloac tej decyzji, ze pojawi sie zal i tesknota. I tak pewnie bedzie, ale to bedzie oznaczalo, ze jestes prawdziwym czlowiekiem, ze Ci zalezalo. Pomysl, jak chcesz zyc. Jesli Twoje dziecko dorosnie i "wyfrunie" z domu, a Ty spojrzysz wstecz to co poza macierzynstwem (ktore samo w sobie daje radosc i sile) Ci zostanie? Jak ocenisz soje zycie, siebie? Przyjaciele daja sile, ja teraz tez ich na nowo odkrywam, bo dla szczerych uczuc warto zyc! Wierze, ze przyjdzie moment, w ktorym powiesz, ze masz dosc, odwrocisz sie i nie wrocisz, ale musisz miec duzo sily, by w tym wytrwac, bo poczuciem winy ONI zawsze obarczaja odchodzace kobiety - taki taego paradoks, ze oni sami raczej nie odchodza, gdyz bez ofiary i znecania traca chec do zycia, sa nikim, tylko to im daje wladze i pozycje. Pomysl o sobie, ja wiem,ze to trudne, wiem to, po 11 latach musi byc trudniej niz po 3, ale znam kobiety, ktore odeszly po 30 i mimo ze zyja w jakims nieokreslonym smutku, to ten smutek jest "spokojny" rozumiesz? ja wole zycie w spokojnym smutku niz zycie z pscyhopata. Zycze duzo sily! _________________ Agata |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 13:40 Temat postu: zaczyna brakować mi sił... |
|
|
Na początku chciałabym bardzo podziękować Wam za słowa otuchy - to dla mnie ważne.
Na to forum trafiłam wczoraj i chyba tak naprawdę dopiero wczoraj uświadomiłam sobie że ja jestem OFIARĄ, a On moim KATEM.
Do tej pory myślałam że to co dzieje się w moim domu to jeszcze nie jest żadna tragedia bo bywają dni spokojne, dni kiedy poprostu się nie boję...a jednak.
Wczoraj, a w zasadzie dzisiaj On wrócił o 5 nad ranem. To był taki jego odwet za to że mnie nie było wieczorem w piątek (spotkanie firmowe).
Oczywiście wrócił w stanie upojenia alkoholowego.
Otworzyłam mu drzwi i wróciłam do łóżka. Zawołał mnie do kuchni...jakby nigdy nic, tak jak woła się psa. Poszłam nie chcąc wywoływać awantury.
Zapytał jak bawiłam się na spotkaniu firmowym i z kim juz zdążyłam się przespać (oczywiście nie w taki łagodny sposób).
Kiedy odpowiedziałam że źle myśli i że nie ma racji, usłyszałam tylko że On już swoje wie i że mam przestać kłamać.
Wysłuchałam tej litanii o moim złym postępowaniu. Wróciłam do łóżka. Położyłam się u córki w pokoju. Zawołał mnie ponownie. Powiedział że jeżeli zamierzam nie spać z nim to mam "wyp.." już na zawsze. Wróciłam ponownie do łóżka. I znowu mnie zawołał. Tym razem usłyszałam że po raz ostatni zrobiłam zupę na obiad i mam się bardziej rozwijać kulinarnie bo zaczyna go to wyprowadzać z równowagi.
Podgrzałam obiad i towarzyszyłam swojemu "Panu" podczas jedzenia.
Następnie mój "Pan" zażyczył sobie również abym go przytuliła i wyznała prawdę o tym czy kocham go jeszcze, czy nie zamierzam czasami odejść od niego. Na zakończenie "cudownych" chwil zostałam poinformowana że "przyjdzie jeszcze taki czas że będziemy się bardzo kochali, a teraz chwilowo to poprostu jest kryzys"
Powiedzcie mi proszę jak to jest że człowiek potrafi w przeciągu jednej godziny zmieniać się niczym kameleon. W jednej chwili jest tym złym i okrutnym, a w drugiej stara się grać dobrego męża zapewniającego o swoim uczuciu.
Nie potrafię już dalej tego ciągnąć. Chociaż waham się bardzo wiem że musze być na tyle silna żeby uwlonić sie od tego chorego związku. Tylko tak bardzo się boję... |
|
Powrót do góry |
|
 |
dynamika Wolontariusz NL

Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 741
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 14:09 Temat postu: Re: zaczyna brakować mi sił... |
|
|
Hej,
Co do dni spokojnych, to to jest wszystko wykalkulowane, gdyby on byl chamski przez cay czas, dawno juz bys odeszla, a tak jak bedzie troche mily to da Ci akurat tyle nadzieji, zebys nie chciala odejsc, to jest mistrzostwo manipulacji. Poczytaj ksiazke "Toksyczne slowa" autor Patricia Evans, tam znajdziesz odpowiedz na wiele pytan. Twoj strach pochodzi od niego, on generuje w Tobie strach i tak Toba manipuluje - boisz sie odejsc.
On kiedy sie zmienia jak kameleon, to zmienia tylko swoja zewnetrzna skore - osobowosc. Czlowiek, ktory jest w srodku (charakter) sie nie zmienia, tylko Ty jeszcze tak naprawde nie znasz charakteru swojego meza, w srodku on jest caly czas taki sam - pelen zlosci.
pozdr
P. _________________ "Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr. |
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata24
Dołączył: 27 Wrz 2006 Posty: 147
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 14:09 Temat postu: dlaczego sie boisz |
|
|
Strach wynika z niewiedzy, ja tez sie balam, bo sadzilam ze on jest wszechwladny, ze moze nie jest to takie straszne bo mnie w zasadzie nie masakruje i niby taki przyklasny obywatel, a jak przychodzily "dobre" dni, to bylo jeszcze gorzej, bo dostawalam szalu widzac, ze potrafi byc NORMALNY. Jesli nie poznasz mechanizmow przemocy i tego jak ONI dzialaja, ze sa manipulatorami emocjonalnymi, ze wierza w to, co mowia, jesli nie zozumiesz, ze masz prawo gotowac sama zupe (ja slyszalam to samo nawet jak zrobilam 30 pierogow to tez nie smakowaly), to bedziesz si bala odejsc, sadzac, ze to moze tylko "kryzys." Masz prawo czuc sie bezpiecznie i zyc godnie, ale do tej decyzji sama musisz dojrzec, wierze, ze taki moment przyjdzie i mimo paralizujacego strachu podejmiesz wlasciwa decyzje. Jesli sie ja podejmie, to po paru miesiacach, po najgorszym okresie, nie zaluje sie niczego, bo sie ma SPOKOJ, cichy wieczor, dla ktorego ja dalabym sie pocicac zywcem. I usmiechniete dziecko, ktore nie slucha jak tatus pizga rzeczami lub bije matke. I to sie nazywa male zwyciestwo.POwodzenia! _________________ Agata |
|
Powrót do góry |
|
 |
wrzos
Dołączył: 13 Wrz 2006 Posty: 80 Skąd: opole
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 14:29 Temat postu: |
|
|
Witaj Graffiti!Ja doskonale rozumie twoje wahanie, odejsc,czy z nim zostac.Ja potrzebowalam dobrych pare lat aby w koncu odciac pepowine laczaca mnie z moim mezem.Czasami bylo mi go zal jak on sobie bezemnie poradzi, kto mu ugotuje,posprzata itd.Najszczesliwsze momenty mojego zycia w tym okresie to te kiedy bylam w pracy i go nie ogladalam,nie musialam sluchac jego marudzenia i wyzwisk.Widzisz kiedy bylam gotowa aby odejsc on jakby to wyczuwal i sie zmienial robil sie na pare dni,czasami tygodni dobry i milutki(choc tez nie zawsze) a pozniej wybuchal jak bomba.I co bylo po tym jak zwykle sie winilam o wszystko,myslalam ,ze to ja jestem jakas dziwna i inna i nieudolna.Myslalam,ze ja robie wszystko zle a on jest dobry i chce mi pomoc.Jak bardzo sie mylilam.I nadszedl ten dzien ze odeszlam,nie wytrzymalam dluzej.Cos we mnie peklo i wola odejscie byla silniejsza.Oczywiscie on lamentowal,blagal,obiecywal ,ze sie zmieni i cala litania jego dobroci,mowil ,ze jestem kobieta jego zycia i ze mnie kocha.zadalam mu wtedy jedno pytanie-DLACZEGO mnie bil i wyzywal i mna pomiatal skoro mnie tak bardzo kocha.Najpierw sie jakal i nie umial nic powiedziec ale pozniej odpowiedzial,ze go czasami wkuzam no i on sam nie wie ale on sie zmieni.Wiesz co odwrocilam sie na piecie zabralam rzeczy do nowego mieszkania i na odchodne mu powiedzialam,ze nie rani sie tych,ktorych sie kocha.Oczywiscie przez pare miesiecy bylo mi go zal i bylo mi smutno,byl facetem ktorego kochalam,chcialam mu pomoc isc z nim na terapie ale mnie wysmiewal(twierdzil ,ze to ja jestem psychicznie chora).Teraz jestem szczesliwa,przestalam sie bac.Walcze o rozwod w sadzie(on sie nie stawia na rozprawy)ale jakos to bedzie.Czasami mam chwile zalamania ale kto ich nie ma.Teraz ciesze sie,ze odeszlam moge zyc spokojnie.Zobaczysz przyjdzie taki moment i w twoim zyciu,ze odejdziesz.Oni sie boja tego momentu i to bardzo,bo wtedy staja sie bezradnymi dziecmi.Zycze ci abys zebrala sily i podjela wlasciwe decyzje.walcz o siebie,swoja godnosc i o swoje dziecko!Pozdrawiam |
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata24
Dołączył: 27 Wrz 2006 Posty: 147
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 14:31 Temat postu: spokojne dni |
|
|
A co do spokojnych dni, to jesli poczytasz o przemocy to poznasz taka nazwe "faza miodowego miesiaca" ktora sprawia, ze ofiara zatrzymuje sie w tym kregu i nie jest w stanie wyjsc poniewaz sadzi, ze juz bedzie dobrze, ze on sie zmienil, wyciszyl i ja kocha ponad zycie. Jeden usmiech sprawia, ze czujemy sie jak ksiezniczki i myslimy, ze faktycznie on nie jest taki zly, bo pochwali lub przytuli. Ale to wszystko jest wpisane w przemoc. Ja dziekuje Bogu za to, ze nim odeszlam, moj maz nie byl "mily" juz 3 miesiace, bo gdyby nie daj Boze byl, gdyby znowu byloby normalnie to wiem, ze nie odeszlabym nigdy, albo dopiero jak Kasia podrosnie. Latwiej jest odejsc gdy jest srraznie, jesli on blaga, prosi i placze, to trzeba miec bardzo duzo sily zeby nie wrocic. Moj maz na szczescie nie prosil, tylko przystapil do ataku i zemsty, ale moze to i lepiej, bo dalo mi to kopa do walki. _________________ Agata |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 15:25 Temat postu: jak będzie później? |
|
|
Bardzo się cieszę że miałam okazję tutaj trafić, tak wiele zrozumieć, uświadomić sobie że nigdy nie będzie dobrze, nigdy nie będzie tak jak chciałam żeby było, że nic nie jest w stanie zmienić tego człowieka.
W moim przypadku jest dokładnie tak jak w przypadku Twoim Wrzos - też mam jakiś taki dziwny żal sama do siebie że mogłabym zostawić, że nie będzie mu lekko bo przeciez chyba mnie kocha. Że to przekreśli 11 wspólnych lat w których znalazłoby się róznież kilka cudownych chwil...kilka chwil na tle 11 wspólnie spędzonych lat, przecież to prawie nic.
Macie rację...boję się tego jak będzie wyglądał ten pierwszy dzień, zupełnie inny niż wszystkie dotychczas.
Ale zdaję sobie sprawę z tego że będę mogła wrócić po pracy do domu i poprostu zrobić to na co mam ochotę. Niekoniecznie wtargać na II piętro siatek wypchanych zakupami, po których odłożeniu natychmiast rzucę się w kierunku kuchni...bo Panu trzeba przygotować konkretny obiad (który i tak zazwyczaj jest krytykowany).
I nigdy nie usłyszę już na zadane pytanie: "dlaczego tak mnie tresujesz?" odpowiedzi w stylu: "nie muszę Kochanie, Ty już jesteś wytresowana"
Boję się również reakcji rodziny. Wiem że nie słuszenie bo wiem że spotkam się mimo wszystko ze zrozumieniem. Ale przecież wszyscy byli przyzwyczajeni do tego że jesteśmy razem, wspólne święta, uroczystości rodzinne...
I boję się jeszcze jednego. Czy żyjac osobno otrzymam ten święty spokój. Czy nie będzie tak, że nie raz, nie dwa On stanie pod moimi drzwiami? Jak zareaguję? Czy będzie miły? Czy będę sie bać?
Dziękuję Wam Bardzo za to ze mogę tu być z Wami. |
|
Powrót do góry |
|
 |
wrzos
Dołączył: 13 Wrz 2006 Posty: 80 Skąd: opole
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 19:11 Temat postu: |
|
|
Witam cie ponownie.Ciesze sie,ze moje doswiadczenia moga choc odrobine pomoc.Mowisz,ze nie wiesz jaki bedzie ten pierwszy dzien bez niego.Ja ci powiem NAPEWNO lepszy,pozniej przyjda chwile zalamania i zalu i takiej jakby bezradnosci.To wszystko minie i poczujesz sie lepiej.Przede wszystkim musisz zrozumiec,ze nie ty tu jestes winna i nie ty jestes oprawca.Jestes jego ofiara.Faceci tyacy jak oni sa pasozytami,ktorzy z nas wysysaja energie i checi do zycia.Wszystko musi sie krecic wokol nich oni swietnie nami manipuluja.Zastanawiasz sie czy przyjdzie pod twoje drzwi jak odejdziesz,przyjdzie owszem ale tylko po to aby sie pozalic jaki to on jest nieszczesliwy.Pewnie bedzie rozmawiac z twoimi rodzicami(w moim przybadku tak bylo)ale jesli twoi rodzice znaja twoja sytuacje nie przekona ich.Moj moich nie przekonal.Moi rodzice nie byli slepi i tylko czekali na wlasciwy moment aby wkroczyc i mi pomoc.Z twoimi tez tak bedzie.Glowa do gory,trzymam za ciebie kciuki!!!
PS.Jesli masz jescze jakies pytania to smialo pytaj. |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 20:38 Temat postu: to znowu ja.. |
|
|
Dziękuję Ci Wrzos za te słowa...Wam wszystkim.
Jakieś 3 godziny temu mój małzonek wstał po odespaniu nocnej imprezy.
Usłyszałam chyba z tysiąc razy jak bardzo mnie Kocha, że nie pamięta niestety powrotu do domu ani tego jak mnie potraktował.
Powiedziałam że ja juz mimo wszystko nie czuje raczej już nic do niego i że nie jestem w stanie nic zmienić w sobie ani w swoich odczuciach.
Powiedział tylko tyle że będzie sie starał, że chce żebym go Kochała tak jak kiedyś. Nie moge tego słuchać!
Wyszłam do drugiego pokoju. Nie poskutkowało. Właśnie otrzymuje sms-y z wyznaniami miłosnymi i zapewnieniami o jego uczuciach względem mnie.
Boję sie że zmięknę znowu. Nie jestem taka silna...nie potrafię, a tak bardzo bym chciała. Czy to normalne?
Powiedzcie mi proszę czy ja będę wiedziała kiedy przyjdzie ten właściwy moment? Czy będzie taka chwila że będę przekonana że właśnie teraz nalezy podjąć tą decyzję? |
|
Powrót do góry |
|
 |
wrzos
Dołączył: 13 Wrz 2006 Posty: 80 Skąd: opole
|
Wysłany: Nie Paź 15, 2006 21:16 Temat postu: |
|
|
Nie martw sie to normalne.Ktos bardzo madry,kto mi kiedys pomogl powiedzial,ze ja nie jestem miekka tylko to on tak doskonale mna manipuluje.Mial racje niestety.Widzisz ja tez znam te wyznania milosne.Kiedys moj maz na imprezie potrafil patrzec mi czule w oczy i mowic jak to on mnie bardzo kocha,po imoprezie niestety nagle jego milosc wygasla i wlaczyl sie agresor obijal mna o sciane budynku jakbym byla pileczka,szarpal za wlosy i wyzywal od szmat i ku...w.A rano na drugi dzien nic nie pamietal i byl jak aniolek.Aja znowusz poddalam sie jego manipulacja.Oni doskonale wszystko pamietaja!!!!To tylko jeden przyklad a moge ich przytaczec tysiace.Ja meczylam sie tak przez dziewiec lat.Jesli chodzi o moment odejscia,no coz.Chyba juz to czujesz,wiesz ,ze chcesz odejsc i ze musisz odejs.Przemysl wszystko dokladnie,zastanow sie gdzie pojdziesz z dzieckiem.Czy rodzice ci pomoga w trudnych chwilach?A przede wszystkim otaczaj sie przyjaciolmi,ktorzy znaja twoja sytuacje i w razie czego podniosa cie na duch jak to forum!No i jeszcze zacznij byc totalna egoistka i mysl tylko o sobie i coreczce.Po pewnym czasie sama poczujesz sie pewnij i bezpieczniej.To ty musisz zrobic ten wielki krok a jak maluczki.Trzymaj sie!  |
|
Powrót do góry |
|
 |
rosa
Dołączył: 16 Paź 2006 Posty: 4 Skąd: warszawa
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 3:28 Temat postu: |
|
|
witam , jestem tu pierwszy raz. Ciezko sie tego wszystkiego czyta , ja jestem na biezaco z tym tematem niestety. chce odejsc wiem ze ten zwiazek nie rokuje dobrze a jednoczesnie boje sie .
Jestem ponadto chora na SM ( stwardnienie rozsiane ) , klopoty w domu i zmiana meza nastapila jakies pol roku po wiadomosci o chorobie ( chodz wczesniej tez sie zdarzaly jakies pobicia ,ale sporadycznie ) teraz jest ostentacyjne lekcewazenie obrazanie nieszanowanie bicie tez .
Ale najbardziej mnie bola slowa i tjakim okazalsie czlowiekiem a nie to jak mnie kopnie . On potrafi powiedziec :" zrob lodzika i za 10 sekund trzymam cie z powodu choroby". Jest to dla mnie nie dopomyslenia dla moich znajomych rodziny tez on jest wyksztalconym czlowiekiem robi doktorat nie jest to margines spoleczenstwa i jakos w glowie mi si e nie miesci ze on taki jest . Ja sama go tlumacze rozmawiam z nim pozniej wile razy przepraszal kupil dwa pierscionki z brylantem. Robil mi hustawke emocjonalna w koncu raz powiedzial ze robil to bo nie mial wyjscia bo nie chce placic na alimenty "a co mam bulic na alimenty?" i ze chce byc szczesliwy ( teraz juz wiem ze w przypadku mojej choroby nieuleczalnej sad moglby orzec alimenty na mnie )
nawet sie nei klocilam slabo nmis ie wtedy zrobilo zreszta nie wiem po co to pisze....
nadal z nim bylam kupil w przeprosiny yorka potem nadal czulam sie fatalnie nie moglam wielu slow zapomniec nie czulam sie chciana ..... cdn _________________ dorota |
|
Powrót do góry |
|
 |
rosa
Dołączył: 16 Paź 2006 Posty: 4 Skąd: warszawa
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 3:36 Temat postu: |
|
|
pytalam co on na to czy chce byc ze mna czy nie zmienial zdanie 4 razy w ciagu dnia wkoncu ja powiedzialam to ja bioreto na siebie i wystapieo rozwod bo ja sie wykanczam czuje sie zle w tym. nastepnego dnia kupil bukiet roz wlasciwie kosz roz zze 100 ich bylo byl milutki kochany jak bardzo dawno temu i chcial koniecznie kupic segment powiedzial ze znalazl cos ciekawego bylo w tym tyle entuzjazmu nakrecania mnie . w pierwszej chwili bylam sceptyczna potem jakos uleglam tej atmosferze optymistycznej...... teraz wiem od prawikow ze bal sie ze ja odejde i bezi emusial placic alimenty bo zarabia sporo jakies 9 tys chcial mnie zatrzymac kredytem by muc mnie pozniej nim szantazowac bo kredyt bierze sie razem pomimo ze ja nie pracuje. mowlilam mu o swoich obawach caly czas wierzac w jego nawrocenie i jego dobr einntencje powiedzialam ze sie wacham zeby dal mi 2miesiace bo nie wiem czy moge mu wybaczyc to co sie dzialo do tej pory a kupno segmentu skomplikuje tylko rozwod powiedzial podpisz tylko umowe przedwstepna bedziesz sie mogla wycofac w 3 dni zastanowisz sie nie rob teraz pod gore _________________ dorota |
|
Powrót do góry |
|
 |
rosa
Dołączył: 16 Paź 2006 Posty: 4 Skąd: warszawa
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 3:44 Temat postu: |
|
|
cdn ....... zaufalam podpisalam to ..... nastepnie on wplacil pierwsza rate pieniezna deweloperowi po wplacie umowa zostaje wazna i niema juz tych 3 dni na wycofanie . wycofalam sie na drugi dzien .......... jak chcialam wykorzystac taki zapis w umowie ze mozemy odsprzedac komus go fakt ze tracimy 5% 20 tys wtedy ale zawsze jest to jakies wyjscie to powiedzial ze sie rozwiedzie ze mna jak tak zrobimy ....
jak chcialam sie zabezpieczyc ze bede wspolwascicielka mieszkania jego i zwroce mu ta wspolwlasnosc jakk sprzedamy segment i splacimy kredyt w tym momencie bym podpisala kredyt mu na 400 tys przeszlo to powiedzial sluchaj ja wolestracic te 40 tys ta pierwsza rate i sie wyrwac z tego bagna......... nie chcial zeby sytuacja stala sie jak przed podpisaniem tej umowy i wlaceniempierwszej raty. terazmowi mi to wprost krzyczy wasciwie ze teraz jest on silniesza strona ze ja dzialam na szkode zwiazku bo straci ta pieniadze 4o tys bo kredytu balam sie podpisac w pelnym zaufaniu do niego _________________ dorota |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|