 |
Forum na temat przemocy w rodzinie Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP www.niebieskalinia.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rosa
Dołączył: 16 Paź 2006 Posty: 4 Skąd: warszawa
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 3:45 Temat postu: |
|
|
cdn ....... zaufalam podpisalam to ..... nastepnie on wplacil pierwsza rate pieniezna deweloperowi po wplacie umowa zostaje wazna i niema juz tych 3 dni na wycofanie . wycofalam sie na drugi dzien .......... jak chcialam wykorzystac taki zapis w umowie ze mozemy odsprzedac komus go fakt ze tracimy 5% 20 tys wtedy ale zawsze jest to jakies wyjscie to powiedzial ze sie rozwiedzie ze mna jak tak zrobimy ....
jak chcialam sie zabezpieczyc ze bede wspolwascicielka mieszkania jego i zwroce mu ta wspolwlasnosc jakk sprzedamy segment i splacimy kredyt w tym momencie bym podpisala kredyt mu na 400 tys przeszlo to powiedzial sluchaj ja wolestracic te 40 tys ta pierwsza rate i sie wyrwac z tego bagna......... nie chcial zeby sytuacja stala sie jak przed podpisaniem tej umowy i wlaceniempierwszej raty. terazmowi mi to wprost krzyczy wasciwie ze teraz jest on silniesza strona ze ja dzialam na szkode zwiazku bo straci ta pieniadze 4o tys bo kredytu balam sie podpisac w pelnym zaufaniu do niego |
|
Powrót do góry |
|
 |
dynamika Wolontariusz NL

Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 741
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 4:53 Temat postu: |
|
|
Do rosa:
Uciekaj i nim sie zupelnie nie przejmuj,
pozdrawiam,
P. _________________ "Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr.
Ostatnio zmieniony przez dynamika dnia Pon Paź 16, 2006 5:17, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
 |
dynamika Wolontariusz NL

Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 741
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 5:16 Temat postu: Re: to znowu ja.. |
|
|
graffiti napisał: | Boję sie że zmięknę znowu. Nie jestem taka silna...nie potrafię, a tak bardzo bym chciała. Czy to normalne?
Powiedzcie mi proszę czy ja będę wiedziała kiedy przyjdzie ten właściwy moment? Czy będzie taka chwila że będę przekonana że właśnie teraz nalezy podjąć tą decyzję? |
Hej,
To normalne, kazda z was przechodzi przez ta faze.
Jasne, ze taka chwia nadejdzie, poznasz ja po tym, ze kiedy bedzie mily to bedziesz w srodku wiedziala, ze to tyko wyrafinowana gra - manipulacja. Ta chwila nadejdzie szybciej im wiecej nauczysz sie o przemocy, przeczytaj ksiazki o przemocy, poczytaj stare watki na forum, edukuj sie edukuj sie!
Postaraj sie zrozumiec, ze jego najwiekszym strachem i obawa jest to, ze Ty odejdziesz, i wlasnie ze strachu przed tym, jest mily. W momencie gdy odlozysz pistolet od jego glowy i zmienisz zdanie, on zaatakuje. To co obserwujesz to tylko fasada, za ktora on sie czai i planuje jak tu Ciebie uderzyc. Mowiac brutalnie, on Ci klamie, bedziesz gotowa na odejscie jak zobaczysz jego klamstwa. _________________ "Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr. |
|
Powrót do góry |
|
 |
wrzos
Dołączył: 13 Wrz 2006 Posty: 80 Skąd: opole
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 10:32 Temat postu: |
|
|
Witaj Rosa!
Uciekaj od niego i tylko tyle.Tacy faceci nie sa nic warci i wcale nie jest powiedziane,ze musza byc glupkami i prostakami.Pozdrawiam i trzymam kciuki!  |
|
Powrót do góry |
|
 |
stupefied Gość
|
Wysłany: Pon Paź 16, 2006 20:25 Temat postu: |
|
|
może to, co napiszę, będzie też pomocne dla Ciebie. nie ukrywam, że bardzo bym chciała. mężczyzna, z którym byłam do niedawna też nadużywał alkoholu. nigdy nie był wobec mnie agresywny w sensie fizycznym. ale wiele przykrych słów zdarzyło mi się usłyszeć. z nim dzieje się coś takiego po alkoholu, że nawet jeśli jestem obok, przystawia się do innych kobiet. i on nad tym nie panuje. podobnie, jak nie jest w stanie zapanować nad sobą na tyle, żeby nie przekroczyć granicy, ile może wypić. odbyliśmy wiele rozmów na ten temat. na temat tego, że zbyt wiele pije. za każdym razem obiecywał poprawe. i na słowach się kończyło. po kolejnej "wpadce" znowu były płomienne deklaracje, znowu były przeprosiny, zapewnienia jak okropnie mu wstyd i jak mu ciężko z tym, ze rani swoich bliskich. i ja wierzyłam w to wszystko, ufałam i wybaczałam. w swojej naiwności przy okazji ostatniej takiej rozmowy powiedziałam mu, że to jest ostatni kredyt zaufania, jaki mu daję. że więcej nie zniosę. chcę tu zaznaczyć, że przy okazji każdej z naszych dyskusji sygnalizowałam mu, że jego picie zaczyna stanowić problem. ale na niewiele się to zdało oczywiście. po tym "ostatnim kredycie zaufania", jakieś 1,5 tygodnia później, wrócił do domu tak pijany, że nie tylko nie był w stanie sam wejść do mieszkania, ale nawet nie był w stanie zdjąć z siebie spodni. spojrzałam na niego, na jego nieprzytomne oczy, płonące policzki. to był już tak znajomy widok, a mimo tego przeraził mnie. zaczął bełkotać, że znowu mnie zawiódł, że tak bardzo mnie kocha, że on nie jest pijakiem, itd. rano wyszłam do pracy bez pożegnania i postanowiłam sobie, że przez cały dzień nie pomyślę o tym, co zrobić, tylko poczekam. aż moje myśli same się uspokoją i dadzą mi odpowiedź. my kobiety mamy skłonność do analizowania wszystkiego w sposób bardzo głęboki. taką mamy psychikę. tego w soboe bardzo nie lubię w większości sytuacji. dlatego właśnie założyłam sobie taką "blokadę". wsiadłam po pracy w autobus i pojechałam prosto do niego (po ostatnich "ekscesach" przestaliśmy mieszkać razem). weszłam na górę, a on był taki skruszony. zatrzęsłam się cała, bo poczułam, że moje myśli dają mi właśnie odpowiedź podaną na srebrnej tacy. powiedziałam do niego "ty mnie wczoraj zostawiłeś. zostawiłeś mnie przez to, co zrobiłeś". i wyszłam. był tak zaksoczony, tak zdumiony, że nawet nie bardzo starał się mnie zatrzymać. a ja słyszałam wokół siebie jego ciężki oddech, przyspieszone bicie jego serca. on zwyczajnie się nie spodziewał. wyszłam na zewnątrz i dopiero dotarło do mnie to, co przed chwilą zrobiłam. rozpłakałam się a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. usłyszałam kroki za sobą. dogonił mnie, płakał. błagał żebym nie odchodziła, że to nie może się tak skończyć. i cały się trząsł ze zdenerwowania. i tak- zaczęłam się wahać. był taki bezbronny, taki przekonujący... wzięło mnie to. kogo by nie wzięło?... w głowie tłukło mi się milion sprzecznych myśli. i na ustach miałam już słowa rezygnacji. i choć może to zabrzmieć głupio... wiecie co mnie od tego odwiodło? pomyślałam o mojej siostrze, która zawsze zarzucała mi niekonsekwencje. pomyślałam o tym, że powiem jej o tym wszystkim, a ona odpowie: "wiedziałam, że tak zrobisz, zawsze odpuszczasz takie rzeczy". i to, właśnie to, w tym pędzie myśli przeważyło szalę. wyrwałam się z jego uścisku i kazałam wracać do domu, bo nas już nie ma i decyzji nie zmienię. nie powiem, że nie płakałam, że przespałam noc spokojnie, że następne dni upłynęły mi normalnie. ale przynajmniej wiem, że wyrwałam się z chorego układu, w którym tkwiłam również z lęku że zostanę sama, że tak wiele mamy wspólnych spraw, że nagle zostanę bez najbliższej osoby, do której obecności jestem przyzwyczajona. że okaże się, że będę tak tęsknić, że stanie się to nie do zniesienia, a wtedy on powie, że już nie chce do mnie wracać, itd. przegryzłam w sobie to wszystko. dziś ten oto facet nie pije alkoholu w ogóle. kiedy rozmawialiśmy o tym kilka dni temu, o całej tej sprawie, powiedział, że nigdy nie zdawał sobie sprawy, że może mnie stracić, że mogę od niego odejść. i gdy stało się to realne, on nie potrafi się odnaleźć. że nie widzi sensu w tym, żeby rano wstać, zjeść śniadanie, zrobić cokolwiek. jeśli ma świadomość, że mnie już nie ma w jego życiu. po raz pierwszy mówił o całej tej sprawie w inny sposób niż zwykle. pierwszy raz zauważył problem w swoim piciu. pierwszy raz powiedział, że zdaja sobie sprawe z tego, że pije za dużo. a to już wielki krok. powiedział też, że jeśli teraz nie uda mu się samemu tego pokonać, to zwróci się po pomoc. jesteśmy przyjaciółmi. bo nie zdążyliśmy siebie znienawidzić. być może będziemy razem, nie ukrywam, że bardzo bym chciała, bo zawsze myślałam o nim, jako o mężczyźnie, z którym mogłabym się zestarzeć.
wiem, że Twoją i moją historię wiele różni. Ty wątpisz w swoje uczucia, ja jestem ich pewna. Ty byłaś ofiarą agresji fizycznej, ja nie. wy jesteście małżeństwem, my nie, itd. ale decyzja o odejściu jest zawsze taka sama. zawsze się jej boimy, i zawsze pociąga za sobą "jakieś" konsekwencje. jedyną kwestią jest to, czy mamy siły, żeby się zmierzyć ze sobą, z samym sobą. gdy waham się, co zrobić zawsze przypomina mi się cytat z Coelho: "zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracimy radość i sens tego, co przed nami." życzę Tobie powodzenia, trzymaj się i nie przestawaj wierzyć w swoją wartość, w lepsze jutro i w to, że masz jeszcze mnóstwo życia przed sobą. i do Ciebie zależy, jaki będzie miało ono wymiar. pozdrawiam  |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Wto Paź 17, 2006 1:20 Temat postu: Witam ponownie |
|
|
Na początku jeszcze raz bardzo Wam dziękuję że mogę tutaj z Wami być - mam takie wrażenie że jestem jaby silniejsza dzięki temu że się tu znalazłam, że nie tylko ja przechodzę przez taki tunel życiowy.
Wczoraj wieczorem postanowiłam z Nim porozmawiać. Wiem że to nie jest żadne rozwiązanie, bo nic sie nie zmieni....rozmawiamy ze sobą na ten temat (a raczej próbujemy rozmawiać) już nie pierwszy raz.
Po raz kolejny patrząc mu prosto w oczy powiedziałam o tym że moje uczucie do Niego wygasło, wypaliło się.
Mam jednak wrażenie że On w to nie wierzy, owszem zdaje sobie sprawę że jestem coraz bliżej podjęcia takiej decyzji więc stara się być miły,sympatyczny...
Z jakimś takim niespokojnym uśmiechem na twarzy bardzo często zadaje pytanie: " i jak tam Twoje decyzje Skarbie?" czy "Czy mojej żonce już przeszło czy jeszcze się gniewa?". Zastanawiam sie czy te pytania nie są rzucane tylko po to aby w nadziei usłyszeć "że już wszystko ok".
Kiedy wczoraj usłyszałam kilka razy z rzędu "jak bardzo mnie kocha" odpowiedziałam tylko tyle że czas na wyznania miłosne miał przez całe 11 lat, a teraz poprostu juz tego nie potrzebuję.
W zasadzie podchodzi spokojnie do każdej rozmowy o odejsciu. Jest jednak jeden temat, który nie schodzi mu z ust: "czy kogoś mam?" "czy chce odejść żeby z kimś zamieszkać?" "czy zdaję sobie sprawę że jestem TYLKO JEGO i nawet jeśli odejdę to dla nikogo już mnie nie będzie?"
Nie ukrywam że poprostu tego tematu nie mogę już nawet słuchać.
A jeśli chodzi o moje odczucia w tej chwili:
Może jestem już tak dziwnie skonstruowana ale jakoś nie potrafię nienawidzieć. Mimo tylu doznanych krzywd nadal uważam że zwyczajnie lubię tego człowieka. Wiem że jako kolega, znajomy, byłby naprawdę wartościowym człowiekiem. Ale napewno nie jako ojciec i mąż.
Dlatego nie chciałabym odchodzić w najbardziej gorący sposób. Chciałabym móc pożegnać się z Nim tak poprostu. Mam nadzieję że mi sie to uda.
Wiem też jedno. Zanim podejmę ten krok muszę poczuć stablizację i pełną niezależność. Wiem że jest grono ludzi w tym rodzina na których mogę liczyć i jeśli zajdzie taka potrzeba i decyzja zostanie podjęta nagle skorzystam z tej pomocy i będę im za to wdzięczna. Ale na chwilę obecną wiem że muszę czuć się niezależna (i dążę do tego cały czas) aby wychodząc z domu poczuć się pewnie, poczuć że jestem sama dla siebie , ze nie muszę korzystać z pomocy innych osób, że to że jego już nie ma nie ma tez wpływu na mój byt, na życie mojej córki, muszę wiedzieć że teraz moje życie jest w moich rękach i jestem w pełni samodzielna.
Mam jeszcze tylko jedno, może dwa pytania:
Czy to że po raz pierwszy nie myślę o rozstaniu kierując sie emocjami (jak to zazwyczaj bywało po kolejnych awanturach), a analizuje to już przez jakiś dłuższy okres czasu w sposób bardzo spokojny, czy to że potrafię patrząc człowiekowi z którym przeżyłam 11 lat powiedzieć że go już praktycznie nie kocham a jedynie lubię i że zawsze może liczyć na moją pomoc kiedy tylko będzie tego potrzebował - czy to jest jakaś oznaka tego że powoli dojrzewam do tej myśli... do tej chwili?
I jeszcze jedno:
Był czas kiedy nie przemoc psychiczna, a fizyczna gościła u mnie w domu. Wstydziłam sie tego bardzo. Nigdy nikomu nie zwierzałam się - poprostu zżeral mnie wstyd. Jak to jest że dzisiaj mówię o tym głośno, nie ukrywam sie z tym, nie odczuwam żadnej blokady...to jak mówienie o tym że miałam urodziny. Dlaczego kiedyś nie potrafiłam, milczałam, maskowałam siniaki i zadrapania...a teraz kiedy od dwóch lat nie jestem workiem treningowym z taką łatwością przychodzi mi o tym mówić?
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę uśmiechu i samego słońca. |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Wto Paź 17, 2006 1:26 Temat postu: do rosa |
|
|
Nie możesz sie załamywać przede wszystkim.
Musisz pamiętać że Słońce świeci dla wszystkich równo i nikt nie ma prawa zabierać Ci jego promieni.
Pozdrawiam Cię Serdecznie.
Bądź Silna. |
|
Powrót do góry |
|
 |
wrzos
Dołączył: 13 Wrz 2006 Posty: 80 Skąd: opole
|
Wysłany: Wto Paź 17, 2006 10:05 Temat postu: |
|
|
hej graffiti!
Pomalu dojzewasz do tego aby odejsc ja tez tak na poczatku wszystko analizowalam.Stanelam na wlasne nogi ,stalam sie silna i niezalezna od nikogo.Mialam tylko wsparcie psychiczne ze strony rodzicow i przyjaciol.Co do drugiego pytania,to jest normalne.Na poczatku zawsze jest wstyd ja tez nikomu o tym n ie mowilam.Czasami moja mama widziala siniaki i pytala co mi sie styalo(dobrze wyczowala co to bylo)ale ja jej odpowiadalam ze sie uderzylam.Teraz brzmi to smiesznie ale kiedys takie nie bylo ja go upiekszalam w oczach innych paplalam jaki to on dobry i kochany.W koncu przelamalam wstyd i zaczelam o tym mowic to przychodzi z czasem.Najpierw z mama a pozniej z przyjaciolmi i innymi.Chociaz chcialabym to wszystko zapomniec ale niestety sie nie da.To bedzie zawsze bolec wiesz ze to zostanie we mnie na dlugo.A wiesz co moj maz tez sie mnie ciagle pytal czy mam innego,czy odchodze do innego,to bylo takie zalosne.Jak sie go zapytalam dlaczego sie tak boi,ze mam kogos innego odpowiedzial"Wiesz musze sie jeszcze o ciebie starac,bo mi kumple pozniej zarzuca,ze mi ciebie jakis gowniaz odbil"a pozniej dodal,ze mnie i tak nikt nie bedzie chcial i jeszcze inne bzdury.Wiec jak widzisz to normalne on sie tego boja.Ktos bedzie od nich lepszy dla nas.To tego sie boja lub wykozystali by takie sytuacje do szantazu przy rozwodzie np.ja cie bilem a ty mnie zdradzalas.Tak to mniejwiecej wyglada wedlog mnie jesli chodzi o mojego juz niedlugo ex.Trzymaj sie cieplo.Pozdrawiam
Musze uciekac do pracy |
|
Powrót do góry |
|
 |
dynamika Wolontariusz NL

Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 741
|
Wysłany: Wto Paź 17, 2006 16:10 Temat postu: Re: Witam ponownie |
|
|
Graffiti,
Przeanalizuj to co on mowi, wezmy przyklad:
"Czy mojej żonce już przeszło czy jeszcze się gniewa?".
On przez to mowi:
1. Ty sie na niego gniewasz, i Ci przejdzie - dla niego nie ma problemu
2. Problem nie jest powazny i sam sie rozwiaze - jestes zbyt wrazliwa
3. To twoje kobiece dasy, kiedys Ci to przejdzie
4. Zartobliwa forma odpowiedzi uzyta zeby zminimalizowac twoje prawdziwe uczucia.
Tak wlasnie wyglada jego manipulacja. W rzeczywistosci problem jest smiertenie powazny i sam sie nie rozwiaze, ani on go nie potraf rozwiazac.
Takie teksty zmieniaja uczucia prawda ? Myslisz sobie, no moze to ja przesadzam ? Pamietaj, ze to jest wlasnie przyklad na subtelne klamstwo.
pozdrawiam,
P. _________________ "Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr. |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Wto Paź 17, 2006 18:02 Temat postu: Witam ponownie |
|
|
Jesteście Wyjątkowe - dziękuję.
Na początku...dynamika...masz świętą rację...bardzo często w "takich" sytuacjach zaczynam zastanawiać sie czy nie przesadzam?, czy nie robię przysłowiowej "igły" z widły. Czasami wydaje mi się że bezsensownie wyolbrzymiam problem. Hmm...zaskoczyły mnie Twoje słowa...dziekuję.
A teraz kolejny obrazek z "życia wzięty"
Wczoraj wieczorem po raz kolejny zostałam poproszona o przytulenie. Powiedziałam że jestem zmęczona, że ma dać mi święty spokój.
Obraził się bardzo i kiedy 10 minut później odruchowo dotknęłam jego ramienia usłyszałam: "...nie dotykaj mnie".
Dzisiaj zadzwonił do mnie do pracy (musimy załatwić wspólną sprawę urzędową więc umawialiśmy się na ten telefon).
Był bardzo hmm..poważny..mogę powiedzieć że oschły. Na koniec konkretnej rozmowy, kiedy zapadła cisza...zaptał tylko..."coś jeszcze?, no chcesz coś jeszcze powiedzieć?" Nie wiem na co liczył? Odpowiedziałam że to wszystko i że nie mam nic już więcej do powiedzenia.
Czy to jest jakaś nowa taktyka? 2 dni temu wylewny, czuły aż do przesady? a teraz? Może zrozumiał?
Tylko ja chyba zbzikuję z tą swoją huśtawką emocjonalną.
Temat odejścia przyszedł tak nagle (mimo że wcześniej przeciez myślałam o tym) i tak szybko sie rozwija. Jestem trochę..chyba nie tak trochę, a znacznie bardziej przerażona...chyba dobrze robię?
Pozdrawiam Was Gorąco.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
dynamika Wolontariusz NL

Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 741
|
Wysłany: Wto Paź 17, 2006 20:38 Temat postu: Re: Witam ponownie |
|
|
-"Na koniec konkretnej rozmowy, kiedy zapadła cisza...zaptał tylko..."coś jeszcze?, no chcesz coś jeszcze powiedzieć?" Nie wiem na co liczył? Odpowiedziałam że to wszystko i że nie mam nic już więcej do powiedzenia. "
Na co liczyl, ze zaglebisz sie w siebie, ze zaczniesz o tym myslec, moze cos powinnam powiedziec itp, zamiast tego pokazalas swoja sile osobista, gratuluje To ich skutecznie odstrasza.
-"Czy to jest jakaś nowa taktyka? 2 dni temu wylewny, czuły aż do
przesady? a teraz? Może zrozumiał?"
Oczywiscie, wszystko co on robi i mowi ma na celu wytracenie Ciebie z rownowagi, stare sposoby nie dzialaja, trzeba wymyslec nowe.
"Tylko ja chyba zbzikuję z tą swoją huśtawką emocjonalną.
Temat odejścia przyszedł tak nagle (mimo że wcześniej przeciez myślałam o tym) i tak szybko sie rozwija. Jestem trochę..chyba nie tak trochę, a znacznie bardziej przerażona...chyba dobrze robię? "
Robisz bardzo dobrze, wyczuj tylko swoje wlasne tempo, ani za szybko ani za wolno, kierunek jest wlasciwy.
Czy on zrozumial... hmm... byc moze zrozumie, ze to koniec, jezeli tak sie stanie, to na koniec Ci ludzie sa bardzo bardzo nieprzyjemni. Upewnij sie, ze nie musisz go o nic wiecej prosic, wszystko zabezpiecz i po wszytskim najlepiej calkowite zerwanie kontaktu. Naucz sie tez o tym jak dziala przemoc psychiczna, jak tego nie zrobisz, to jest szansza, ze trafisz na drugiego takiego samego, jak sie nauczysz, to bedziesz w stanie szybko rozpoznac ten sam charakter u nowo poznanych ludzi.
pozdrawiam,
P. _________________ "Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr. |
|
Powrót do góry |
|
 |
Agata24
Dołączył: 27 Wrz 2006 Posty: 147
|
Wysłany: Sro Paź 18, 2006 22:18 Temat postu: mistrzowie manipulacji |
|
|
Nadejdzie taki moment, ze spakujesz walichy i wyjdziesz, albo wyjdziesz, jak ja, bez walizek, bo juz nawet na nich nie bedzie zalezec. A skad wiesz ze on bedzie blagal? a moze wlasnie sie wscieknie i tak Ci zatruje zycie, ze watpliwosci prysna? Nie wiem wlasciwie, czy ONI pamietaja czy udaja ze nie pamietaja albo moze wierza w to co mowia, nie wiem. Moj maz klamie w sadzie, ale mowi to tak przekonywujaco, ze sadze, ze wierzy, ze naprawde wycielam mu numer i robie z niego sprawce. Dla mnie on nie jest juz mezem, jest SPRAWCA PRZEMOCY i tak na niego patrze, jak na gatunek, kategorie, nie mysle o jego uczuciach, nie analizuje bo to strata czasu. Ale to tez nauka z dnia na dzien. Pozdrawiam _________________ Agata |
|
Powrót do góry |
|
 |
wrzos
Dołączył: 13 Wrz 2006 Posty: 80 Skąd: opole
|
Wysłany: Czw Paź 19, 2006 9:14 Temat postu: |
|
|
Witam!
Jest dokladnie tak jak mowi Agata 24.Musisz na niego patrzec jak na sprawce przemocy i nie analizowac.Apropo tego co mowia,to mysle ze oni w to gleboko wierza.Oni tylko udaja ze nie pamietaja.Moj maz powiedzial do mnie,ze jest wyjatkowy i lepszy niz inni faceci ,bo ma poukladane w glowie i troszczy sie o rodzine i wogole.On w to naprawde wierzy,ze taki jest.To scielo mnie z nog.A jak wyrzekl,ze on by nie zniosl gdyby ktos mi robil krzywde,to mialam ochote mu czyms ciezkim przywalic w leb.No ale widzicie on tak naprawde mysli i jest przekonany,ze on jest cudowny.I nie obchodzi go to,ze on mi ta krzywde wyzadzil i urzadzal mi pieklo przez prawie 9 lat.Pozdrawiam serdecznie.Trzymajcie sie!
"Zawsze trzeba wiedziec,kiedy konczy sie jakis etap w zyciu,jesli uparcie chcemy w nim trwac dluzej niz to konieczne,tracimy radosc i sens tego co przed nami!" |
|
Powrót do góry |
|
 |
graffiti
Dołączył: 14 Paź 2006 Posty: 21
|
Wysłany: Czw Paź 19, 2006 14:14 Temat postu: to jest coraz trudniejsze |
|
|
Powiedziałam mu że musimy się rozstać i że to nieodwracalna decyzja z mojej strony. Przedwczoraj przyszedł z pracy i już na wejściu zakomunikował: "konkretnie chcę wiedzieć...rozstajemy sie czy nie...jesteś tego pewna?. Nie będę z siebie głupka robił i prosił, postanów coś wreszcie nie będziemy sie wkur...ć na siebie żyjąc pod jednym dachem przecież". Odpowiedziałam że: "tak rozstajemy się i że jestem tego pewna". Później trwała niekończąca się rozmowa: dlaczego? Pytał: "kiedy zmieniłam zdanie?, dlaczego tak bardzo tego chcę?, czy ktoś trzeci miał na to wpływ?" Później powiedział że mam mu spojrzeć prosto w oczy i powiedzieć że już go nie kocham. Powiedziałam tylko tyle: " nie wiem jak to jest, nie wiem czy kocham jeszcze czy juz nie, gdybym nie kochała nie byłoby tej rozmowy i moich wahań, poprostu mnie już by tu nie było. Ale bez względu na to jedno wiem nie chcę i nie umiem z Tobą żyć, daj mi proszę święty spokój i pozwól poprostu odejść. Przecież mi też nie jest łatwo." Kiedy położyłam się spać przyszedł do mnie do pokoju i klęczał przed łóżkiem pół nocy nic nie mówiąc tylko trzymając mnie za rękę. Myślałam że się własnymi łzami uduszę.Poprosiłam żeby poszedł spać bo moja decyzja jest nieodwracalna.Powiedział: "niewyobrażam sobie życia bez Ciebie" i wyszedł z pokoju.
Wczoraj było jeszcze gorzej.
Po powrocie do domu błagał, obwiniał siebie, za wszystko przepraszał. Obiecywał to czego nigdy nie usłyszałam z jego ust. Prosił żebym znowu spróbowała go pokochać. Prosił o tą jedną ostatnią szansę.
Nie wiem skąd we mnie tyle upartości, tyle wytrwałości. Po raz kolejny powiedziałam że nie, że nie potrafię że to koniec.
Zapytał czy kiedyś uda nam się jeszcze razem być. Powiedziałam że mam pustkę w głowie. Stwierdził że On wie że ja już nigdy nie będę chciała do niego wrócić. On zawsze (mimo że do tej pory uważał że jeśli dojdzie do rozstania to będzie definitywny koniec i nie będzie żadnego powrotu). Na koniec stwierdził że jego życie straciło sens, że już nie ma dla kogo żyć i że zrozumiał może zbyt późno jak bardzo mnie kocha. Poszłam spać. Nie mogę tego słuchać. Nie mogę się złamać. Boję się że to może mi się nie udać. Wiem że wówczas będę zwykłą idiotką. Jedyna decyzja w moim życiu, którą podjęłam sama. Muszę walczyć. Tej nocy juz nie przyszedł. Było mi jakby lżej.
Dzisiaj musiałam odebrać córkę ze szkoły (źle się poczuła). Więc kiedy zwolniłam sie z pracy i wróciłam do domu był jeszcze. Było między nami jakoś tak...tępo, dziwnie, inaczej. Nie było proszenia, łez, błagania. Mogę powiedzieć że był miły ale wyciszony. Cała nasza uwaga zresztą skupiła sie na dziecku. Sam uszykował sobie śniadanie do pracy. Zrobił mi kawę i podał ją w taki "sympatyczny" sposób - nie umiem określić. Ale mimo wszystko nie mogliśmy patrzeć sobie w oczy. Rozmowa jakaś taka...jak z kolegą. Kiedy wychodził nie wiedziałam jak się zachować. Ucałował córkę. Kamień spadł mi z serca kiedy zamykając drzwi usłyszałam: "Idę, narazie. Trzymaj się. Zadzwonię potem jak mała się czuje. Cześć". I tylko tyle.
Nie wiem jak to będzie. Czy On bedzie potrafił zrozumieć że tak będzie lepiej. Czy skończą sie te nocne szopki z błaganiem, łzami, prośbami?
Czy to co czuję jeszcze to jednak "jakaś" miłość czy to już litość? Przecież żyć z drugim człowiekiem z litości to żyć dla Niego nie dla siebie. Ale jeśli jeszcze kocham to dlaczego nie chcę z Nim juz być? To dlaczego marzę o tym aby Bóg sprawił aby On kogoś poznał i był z tym kimś szczęśliwy, a ja będę miała ten swój upragniony święty spokój. To chyba juz nie jest miłość? Jesli sie kogoś kocha to pragnie sie z Nim być. A ja już nic chcę. Nie chcę już tego nawet jeżeli wszystko miałoby sie zmienić - ale dlaczego?
Co będzie dzisiaj? Staram sie nie myśleć. Nie mam już siły. Czuję się zmęczona. Mam wrażenie że ta moja bezsilność sprawi że uwierzę że jednak kocham, że to było 11 wspólnych lat, że dziecko, że to jednak mój mąż i popchnie mnie to spowrotem w jego kierunku, a potem będę żałować. Nie chcę tego.
Wiem że życie pod jednym dachem utrudnia cała sytuację. Czy kiedy On bądź ja się wyprowadzę to coś pomoże? Czy i jemu opadną emocje? Może wówczas przeanalizuje na zimno całą sytuację i dojdzie do wniosku że On jednak juz mnie nie kocha...tak bardzo bym tego chciała.
Nie mam już siły. W głowie mam pustę. Zaczynam tracić nadzieję na cokolwiek. Czuję się bezsilna, zmeczona, wyczerpana życiem. W kółko mogę płakać i więcej nic. Szukam odpowiedzi wśród innych ludzi. Boję sie że nie dam rady, że zmiękne a potem poczuje do sibie obrzydzenie i wstręt. A On uzyska tą pewnośc że jednak dałam sie przekonać więc mimo wszystko nie mam swojego zdania i nadal chcę przy nim być. Będzie żyło mi sie coraz gorzej, aż pewnego dnia znienawidze zarówno jego jak i siebie. Teraz jeszcze darze go sympatią, mimo że kiedy mu to mówię, On odpowiada że "mam skończyć z tym lubieniem".
Czy ktoś może mi powiedzieć czy ja jeszcze kocham? Czy dobrze robie? Czy tego chcę? |
|
Powrót do góry |
|
 |
goga
Dołączył: 30 Wrz 2006 Posty: 10 Skąd: dolnośląskie
|
Wysłany: Czw Paź 19, 2006 19:15 Temat postu: |
|
|
Witaj Graffiti
Jak czytam to co napisałas to tak się czuję jakbym była w drugim życiu ja właśnie jakieś trzy miesiące temu mówiłam do męża że mam już dość takiego życia że może lepiej jak się rozstaniemy i wiesz reakcja była taka sama płacz proszenie i ciągłe pytanie dlaczego ?dlaczego? dlaczego?
Teraz czy ja go kocham tak samo jak ty nie wiem chwilami myślę że to jest litość. Gdyby to była miłość to napewno nie powinnyśmy mieć tyle nerwów i żalu a tak właśnie jest. Ja czuję że mój żal przeradza się w dziwną nienawiść. Moja córcia (ma 4 latka ) Tatusiu jak kogoś się kocha to się na niego nie krzyczy j wiesz ja w to wierze dlatego też miłość trzeba pielęgnowć dbać o nią jak tego nie ma to ona się wypala i przychodzi najpierw zobojętnienie litość a później nienawiść. Nie dajmy się zwodzić bo o to właśnie chodzi zmylić i otumanić[/code] |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|