Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Chcę odejść i nie chcę..dlaczego tak się waham?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wrzos



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 80
Skąd: opole

PostWysłany: Czw Paź 19, 2006 20:11    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Moja droga graffiti.
Targaja toba mieszane uczucia ale to jest normalne nie ma w tym nic zlego.Ze mna tez tak bylo,Moj maz tez plakal,lamentowal i byl milutki.To jest wszystko do czasu.Widzisz on tez wylewal lzy ale wystarczylo ,ze odpowiedzialam nie po jego mysli i dalej zmienial sie w potwora.Czy go kochasz trudno powiedziec ja w tym okresie czasu,gdy zdecydowalam sie odejsc nie kochalam mojego meza,juz nie.Czulam do niego tylko litosc.I to jest tak jak napisalas byc z kim tylko z litosci,to nie ma sensu.Nie zapominaj,ze ten facet cie krzywdzil.On wie,ze twoja decyzja jest nieodwolalna i jeszcze proboje,a moze sie nad nim jeszcze ulitujesz.Badz silna i sie nie poddawaj.Na pytanie czy tego naprawde chcesz musisz niestety sama sobie odpowiedziec.Nie zapominaj,ze on nadal bedzie toba manipulowal.Glowa do gory.Trzymaj sie cieplo.Pozdrawiam Laughing



"Zawsze trzeba wiedziec,kiedy konczy sie jakis etap w zyciu,jesli uparcie chcemy w nim trwac dluzej niz to konieczne,tracimy radosc i sens tego co przed nami."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
akacja



Dołączył: 06 Sty 2006
Posty: 88

PostWysłany: Pią Paź 20, 2006 21:30    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Większość naszych opowieści ma podobny schemat. Gdy nałożymy na to fazy przemocy rozróżnimy czas narastania napięcia, czas ataku i potem czas tzw. miodowego miesiąca-kwiaty i przepraszanie i obiecanki cacanki-a często już w tym okresie zaczyna narastać napięcie u przemocowca.
I nie tylko bicie jest przemocą. Jest też przemoc psychiczna, ekonomiczna, seksualna.
Aby się wyrwać z kręgu przemocy należy albo iść za instynktem-jest mi źle-uciekam-i nie liczyć na zmiany-bo my nie możemy zmienić innej osoby!!!albo zdobyć wiedzę i pomóc sobie poprzez stosowne instytucje.
Dopóki będziemy podatne na ułudę miodowego miesiąca, dopóki będziemy liczyć, że to przejdzie, minie jak zeszłoroczny śnieg-będziemy tkwić w tym.
Mnie wydawało sie, że tego wymaga dobro dzieci, bo dla nich ojciec był dobry...a to najwieksza głupota jaką sobie wymyśliłam. Teraz widzę jak tkwienie w chorym związku odbiło się na dorosłych już dzieciach.

Jeżeli do tego dochodzi nadużywanie alkoholu, częste, a może nawet zespół uzależnienia alkoholowego to zmiany jakie powstają w naszej psychice, w naszym życiu utrudniają przywrócenie normalności.
Pomocna jest terapia dla współuzależnionych.

Pomyślcie dziewczyny o Waszych dzieciach, skupcie się na sobie, nie na przemocowcach, dajcie sobie prawa!! I małymi kroczkami wyjdziecie z tego zakletego kręgu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Agata24



Dołączył: 27 Wrz 2006
Posty: 147

PostWysłany: Sob Paź 21, 2006 9:39    Temat postu: odejscie Odpowiedz z cytatem

Graffiti, tez myslalam tak jak Ty. U mnie nie bylo lez i blagania, bo moj maz czul i czuje sie bezkarnie i ma mnie w dupie, ale bylo to o czym piszesz, dlugo dlugo prosilam Boga, zeby toon mnie wyrzucil z domu (mieszkalismy u jego tesciow) zeby nastapil jakis kataklizm, zeby to on kogos poznal i odszedl do innej baby.... ale nic z tych rzeczy nie nastapilo, wiesz dlaczego? bo Bog chyba czekal az nastapi taki moment, ze ja sama SAMA mimo wymiotow, strachu i marazmu wyjde stamtad i nie wroce. To byla najwazniejsza decyzja w moim zyciu, musialo tak by, nikt mi tego nie ulatwil, nikt tego za mnie nie zrobil. A wdawanie sie w dyskusje z NIMI uwazam za strate czasu, oni maja swoja wizje rzeczywistosci, cokolwiek zrobisz to jest zle. Herbata zimna - miala byc ciepla, herbata ciepla - miala byc zimna i tak dalej. Chodzi o to, zebys zrozumiala - ale to dlugi zi zmudny proces - ze zaden kataklizm sie nie wydarzy, ze musisz sama podjac te dezyzje i musi byc to decyzja dla CIEBIE, nie dla niego lub kogos innego, bo TY bierzesz odpowiedzialnosc za swoje czyny. Wyprowadzka by wiele zmienila, zobaczylabys jaki bylby NORMALNY dzien. Nie da sie odejsc od nich bedac pod jednym dachem. Zycze duzo sily!
_________________
Agata
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
graffiti



Dołączył: 14 Paź 2006
Posty: 21

PostWysłany: Nie Paź 22, 2006 17:09    Temat postu: Dzisiaj się boję jego Agresji Odpowiedz z cytatem

Dzisiaj tylko tak na chwilkę...nie mogę napisać więcej.
Było już niby ok. Rozchodzimy się w zgodzie, bez kłótni...
A dzisiaj.
Jestem dziwką, ostatnim dnem...mam wypiera... z domu juz dzisiaj bo te moje odejścia to jest zwykły szantaż...TYLE AGRESJI..jak się skończy dzisiejszy dzień??? To ja mam się zmienić. Dzisiaj się boję, bardzo się boję...napisze później.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dorissima



Dołączył: 26 Paź 2006
Posty: 14
Skąd: śląskie

PostWysłany: Czw Paź 26, 2006 22:43    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witam!
Jestem tutaj pierwszy raz.Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo moja sytuacja jest podobna do Waszej.
Chciałabym podzielić się z Wami moimi przeżyciami i.....może uzyskam od Was wsparcie psychiczne.Sama już nie wiem jak dalej mam żyć.
Jestem mężatką od 11 lat.Mam dwie cudowne córki 11lat i 6lat. Za mąż wyszłam bo....wpadłam.Kochałam mojego męża , jednak chyba byłam za młoda (miałam 20 lat). Przez pierwsze lata naszego małżeństwa było nawet dobrze - były kłótnie , ale to przecież normalne - każde młode małżeństwo musi się dotrzeć. Starałam się być tolerancyjna kiedy przychodził po tzw. "kielichu" , czy po piwku z kolegami. Było mi ciężko , bo całe dnie spędzałam najpierw z jednym dzieckiem , potem z obiema córami - czułam się samotna czekając do wieczora kiedy mój mąż wróci z pracy , aby z nim porozmawiać - a on raz , drugi , trzeci - przychodził po pracy "wstawiony". Tłumaczył , że to normalne w pracy (ja przed ślubem nie pracowałam-byłam po szkole).Były "ciche dni" , potem brak chęci na seks - w końcu się zaczęło. Nie wiem kiedy zaczął od obrażania słownego , potem zaczęlo się popychanie mnie , w końcu rzucanie na ściany. Pierwszy raz rzucił mną o ścianę 5 lat po ślubie - byłam wtedy 4 tygodnie po drugim porodzie.Wściekł się , kiedy zrobiłam mu wymówki , że do naszego mieszkania sprowadził prostytutki na wieczór kawalerski mojego brata (potem dowiedziałam się , że mnie zdradził z jedną w pokoju naszego dziecka).Byłam w szoku.Siniaki , które miałam (m in. na rękach i nogach - bo się o meble poobijałam) tłumaczyłam innym ludziom ,że upadłam wnosząc wózek na 2 piętro.Oczywiście przepraszał , błagał o przebaczenie , obiecywał , że nigdy więcej krzywdy mi nie zrobi.Rok później kolejny raz po alkoholu rzucił mną o ścianę, kiedy wieczorem nachylałam się nad łóżkiem dziecka , które płakało słysząć krzyki. Odepchnął mnie wtedy twierdząc , że on lepiej się dzieckiem zajmie.Upadająć na meble skaleczyłam sobie dosyć paskudnie rękę (mam pamiątkę z tamtego czasu - bliznę).Wystraszyłam się i tak jak stałam zabrałam dzieci i pojechałam do moich rodziców - na dodatek oni o niczym nie wiedzieli , bo ja uważałam ,że sprawy rodzinne powinno się załatwiać w czterech ścianach.Moi rodzice byli w szoku bo bardzo go lubili.Na drugi dzień przyjechał z kwiatami , przepraszał i znowu prosił o przebaczenie.Uległam i wróciłam do domu.Jakiś czas był spokój , jednak kiedy dochodziło do jakiejkolwiek sprzeczki straszył mnie , że odbierze mi dzieci bo ja nie pracuję i nie mam środków na życie.Poza tym mówił mi , że ma znajomości i może mnie ubezwłasnowolnić i zamknąć w zakładzie psychiatrycznym.Nie mogłam mieć własnego zdania , bo od razu byłam dziwką , ku....wą , szmatą.Z żadnym mężczyzną nie mogłam na luzie pożartować bo od razu byłam oskarżana o zdradę.Najgorzej było , kiedy zaczęlam się odchudzać (po drugim porodzie bardzo przytyłam i było mi z tym bardzo źle) - wtedy zaczęło się śledzenie mnie (teraz chce mi się z tego śmiać - ale wtedy był to koszmar). Z żadną koleżanką nie mogłam się umówić na kawę , bo wtedy byłam złą matką , która nie ineresuje się dziećmi tylko kur.....nie w głowie. Trzy lata temu znowu użył siły fizycznej wobec mnie.Wieczorem chciałam jedynie aby przyciszył telewizor bo chciałam spać.Kiedy brałam pilota , żeby przyciszyć tv zostałam popychana w kierunku drzwi wyjściowych - bo miałam wypier.......ać jak mi się nie podoba.Potargał nawet na mnie koszulę.I znowu dorobiłam się siniaków na rękach.Obudziły się dzieci i starsza córka pobiegła do zaprzyjaźnionej sąsiadki.Ja miałam zabraną komórkę - bo on za nią płacił - nie miałam możliwości do nikogo zadzwonić. Na szczęście przyszła sąsiadka i pomogła mi spakować rzeczy.Zawiozła mnie do rodziców. Całą noc rozmawiałam z mamą - nigdy się nie wtrącała , ale wtedy prawie kazała mi podjąć mi jakąś decyzję - co mam zamiar z taką sytuacją zrobić. Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Z jednej strony kochałam go - nie wiem dlaczego , chciałam mieć rodzinę , ale wiedziałam , że dłużej tego nie zniosę. Moi rodzice rozmawiali z moim mężem - przyznał on , że to wszystko przez alkohol , że się zmieni.Przez półtora roku był spokój - dostaliśmy wreszcie upragnione mieszkanie (TBS).W czerwcu zeszłego roku znowu po alkoholu zacząl mną rzucać po mieszkaniu (miesiąc wcześnie poszłam wreszcie do pracy - z czym on nie mógł się pogodzić).Podczas tej awantury zdążyłam zadzwonić do brata (zanim mąż zabrał mi komórkę).Przyjechali moi rodzice z bratem a mój mąż dalej mi ubliżał i nie zwracał na nic uwagi.Brat podał mi telefon i zadzwoniłam na policję.Mąż chciał uciekać - ale brat mu to uniemożliwił.Po przyjeździe policji została sporządzona niebieska karta , chcieli zabrać go na izbę wytrzeźwień , ale wiedziałam że to jest drogie i to ja z dziećmi wyszłam z domu i pojechałam na pogotowie , gdzie lekarz sporządził kartę informacyjną .W lipcu zeszłego roku zostałam przez niego prawie skatowana.Kiedy uciekałam przez okno (mieszkam obecnie na parterze) złapał mnie u uderzał głową o schody.W szpitalu kiedy czekałam na opis słyszałam jak lekarz mówił do pielęgniarki , że niezły wpierdal dostałam. Byłam na L-4 12 dni . Złożyłam do prokuratury zawiadomienie o znęcaniu się nade mną.Jednak na prośbę córki wycofałam ją , bo dziecko miało takie życzenie urodzinowe , kiedy dmuchał świeczki na torcie. Byłam załamana.Dwa tygodnie zmagałam się z tym co mam zrobić - tym bardziej , że mąż bardzo się uspokoił , zrobił się miły itd. Prokurator prosił mnie , abym nie wycofywała pozwu , że to jest tzw "miesiąc miodowy" , że on znowu zacznie się nade mną znęcać , ale wycofałam sprawę - teraz żałuję jak niczego na świecie. Przez ostatni rok mój mąż nie użył siły fizycznej , ale psychicznie mnie wykończył.We wrześniu złożyłam pozew o rozwód - dłużej takiej sytuacji nie mogę znieść.Mąż dalej pije , prawie codziennie słyszę , że jestem skur....., dziadem , nierobem , na którego on zapier......ał 10 lat,nie daje pieniędzy na dzieci - w ogóle na nic nie daje (niedługo odetną nam gaz a za niepłacenie czynszu grozi nam eksmisja).Ja zarabiam w sklepie niecałe 600zł - na niezbyt wiele mnie stać.On jedynie pije - czy pracuje to nie wiem , bo od 2 lat pracował na czarno.Cały czas słyszę , że on będzie utrudniał mi uzyskanie rozwodu , nie chce odebrać awizo z wezwaniem (już mamy termin na 15.01.2007), przyszło też awizo z zabezpieczeniem alimentów na czas procesu - też nie odebrał twierdząc , że on nie ma kluczyka do skrzynki - a kiedy awizo wyjęłam i położyłam na szafce to twierdzi , że on niczego nie dostał (totalna paranoja).W jeden dzień jest miły , w drugi się nie odzywa a na kolejny wyzywa mnie od najgorszych.Jestem wykończona.Kiedy włączam internet jestem od razu posądzana o zdradę , że szukam sobie facetów w sieci (dzisiaj jest pijany więc mam spokój - nie słyszy klikania w klawiaturę).Przepraszam , że się tak rozpisałam , ale może ktoś mi doradzi jak mam z nim postępować - bo ja już nie mam sił , po prostu siadam psychicznie!!!!!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dynamika
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 741

PostWysłany: Pią Paź 27, 2006 2:08    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Co do wycofywanego pozwu, to przestepstwo pewnie jeszcze sie nie przedawnilo, i mozna chyba wniesc pozew spowrotem prawda ? Porozmawiaj z prokuratorem o tym.

pozdrawiam,
P.
_________________
"Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dorissima



Dołączył: 26 Paź 2006
Posty: 14
Skąd: śląskie

PostWysłany: Pią Paź 27, 2006 10:51    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wycofując sprawę o znęcanie zostałam poinformowana , że za to co mi zrobił nie będę mogła go więcej oskarżać. Mogę jedynie "zbierać" kolejne dowody znęcania i skarżyć go za nowe krzywdy. Tylko , że teraz on od tamtego czasu fizycznie mnie skrzywdził.Policja musiała go nieźle nastraszyć na przesłuchaniu.Obecnie wysłuchuję "jedynie" obraźliwie słowa , które bardziej bolą i pamięta się to cały czas.Czasami myślę , że lepiej byłoby dostać fizycznie , bo siniaki schodzą po ok. 2 tygodniach.Tylko jak mam udowodnić przed sądem , że on mnie notorycznie obraża i poniża?Przecież to są tylko moje słowa przeciwko jego słowom. Dowiedziałam się , że nawet gdybym nagrała te jego obelgi to sąd nie weźmie je pod uwagę.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dynamika
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 741

PostWysłany: Pią Paź 27, 2006 16:35    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witaj,

Poczytaj poprzednie watki na forum, jest tu duzo o tym jak sobie radzic w takiej sytuacji. Im wiecej sie o przemocy nauczysz tym lepiej, on postepuje wedug stalego schematu. Poczytaj watek o tym jak radzic sobie ze sprawcami przemocy w zwiazkach.

pozdr
P
_________________
"Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Agata24



Dołączył: 27 Wrz 2006
Posty: 147

PostWysłany: Sob Paź 28, 2006 11:57    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kup koniecznie dyktafon albo pozycz, nagrywaj jak Cie obraza i wyzywa, to najbarziej relane dowody w sprawie o znecanie. Skontaktuj sie z jakims osrodkiem pomocy rodzinie, z centrum interwencji kryzysowej Tam Cie pokieruja jak dzialac, jakie dowody zbierac. Z prokuratura tak jest, ze jak wycofujesz skarge, to jakby jej nie bylo - niestety, wiele kobiet tak robi, nie analizuj juz tego, pomysl jak zbierac dowody do tego, co jest teraz. Pamietaj, ze dzieci zasluguja na matke, ktora sie szanuje, a nie na matke, ktora ktos rzuca po scianach. Zycze duzo sily!
_________________
Agata
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dorissima



Dołączył: 26 Paź 2006
Posty: 14
Skąd: śląskie

PostWysłany: Sob Paź 28, 2006 23:28    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witam!
Dziękuję za Wasze podpowiedzi. Jak to miło człowiekowi się robi , kiedy może podzielić się z kimś swoimi przeżyciami. Postaram się przeczytać wcześniejsze wątki , może znajdę złoty środek (będzie trudne to czytanie bo w soboty i niedziele też muszę pracować).Pozdrawiam wszystkich !!!!!!!!!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Agata24



Dołączył: 27 Wrz 2006
Posty: 147

PostWysłany: Nie Paź 29, 2006 14:39    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

czy nie ma takiej mozliwosci zebys z nim nie musiala mieszkac?
_________________
Agata
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
graffiti



Dołączył: 14 Paź 2006
Posty: 21

PostWysłany: Nie Paź 29, 2006 15:28    Temat postu: Witam ponownie - Witaj Dorissima Odpowiedz z cytatem

Witaj Dorissima, życzę Ci wytrwałości i wiary w siebie.
To cudownie że trafiłaś na to forum. Mi ono pomogło bardzo, mam nadzieję że również Tobie pomoże.

Ja z mężem mieszkamy jeszcze pod jednym dachem.
To taki układ..hmm..koleżeński.
To moja decyzja.
Nie poradziłabym sobie sama finansowo przede wszystkim. Teraz staram się o uzyskanie stablilizacji, która pomoże mi podjać tą decyzję ostatecznie, bez strachu.
Ja wygląda to na dzień dzisiejszy?
Gotuję kiedy mam na to ochotę..ale nie podgrzewam już Panu obiadków.
Śniadanie do pracy i owszem zrobię ale tylko wtedy kiedy ja mam czas i On o to poprosi.
On jest teraz miły, grzeczny, żeby nie powiedzieć kochający, czuły...a taki stara się być..to jest walka o to co traci.
Mimo tego samą mnie dziwi jedno. Mimo sentymentu jakiegoś, mimo uczuć które żywię..hmm.. czysto przyjacielskich nie wierzę już i przede
wszystkim nie chcę wierzyć że mogłoby być dobrze.
Moge powiedzieć otwarcie że bardzo go lubię..aż mnie to dziwi samą?
Oczywiście bywają dni rozmyślań, pojawia się poczucie winy że burzę coś co budowaliśmy wspólnie przez 11 lat...przepraszam co ja budowałam.
Są dni kiedy płaczę bez końca. Jest jakiś żal, nawet litość patrząc na Niego.
Myślę..a może to "miłość?", ale po krótkiej analizie wiem że nie, że to tylko taki sentyment, taki żal nad drugim człowiekiem.
Tym bardziej że jego zachowanie jest teraz idealne, wzorcowe.
Stało się tak że kiedy On chce mnie przytulić to ja sztywnieję, prośby o to byśmy spali razem ucinam krótkim NIE mimo że najzwyczajniej w świecie żal mi go.
Oczywiście zdaję sobie sprawę że On podchodzi do tego wszystkiego w troszkę inny sposób: interpretuje to jako kryzys małżeński, moje dąsy..i czeka aż sytuacja się unormuje.
Czasmi powie że jesli jednak TAK sie stanie to nie pozwoli mi żyć dalej przy boku innej osoby, innym razem mówi że jeśli TAKA decyzję podejmę to powrotów już nie będzie. To jakby szantaż? Tyle tylko że ja już tego nie słucham. Jestem obojętna na to co mówi, co myśli o życiu kiedy będziemy osobno.
Ale każde chociaz najmniejsze jego słowo, jego ruch nie po mojej myśli stawiają mnie do pionu.
Chyba uczę się "odkochania" oraz jak "przerwać toksyczny zwiazek" .
Nie ukrywam że mimo tych wahań i huśtawki emocjonalnej (która bywa coraz rzadziej) jestem z siebie dumna. Jeszcze nigdy nie potrafiłam patrzeć na to wszystko takim chłodnym okiem. I dużo zawdzięczam temu że trafiłam właśnie na to forum.
Kiedyś lgnęłam do Niego jak rzep, na każde podanie ręki czy uśmiech (nawet po burzy) gotowa byłam się przytulać i łasić jak kotka. A dzisiaj już NIE. Sam lód. Ewentualnie pogłaskam go po ramieniu - tyle tylko zrobić dla Niego mogę.
Wiem jedno znalazłam (zgodnie z tym co pisała dynamika) swoje tempo. Wszystko powoli gaśnie, wypala się...a jeśli przyjdzie dzień burzy, awantura...to skończy się to szybciej niż myślałam. Jeśli natomiast nie będzie awantur (co jest chyba rzeczą niemożliwą bo człowieka zmienić nie można przez dzień, miesiąc- skoro nie zmieniło sie go przez 11 lat) to to poprostu umrze śmiercią naturalną.
Ja już najzwyczajniej w świecie nie chcę nic naprawiać, nie chcę by On coś naprawiał, nie chcę odwracać się za siebie i idealizować tego co było złe. Już mi się nie chce.
Nawet wizyta teścia który wyraził swoje zrozumienie i stwierdził że nie dziwi mi się, a jednak może warto spróbować nie podziałała. Powiedziałam że to nie jest zabawa, ze On we mnie zabił uczucia..to już jest nie żaden płomień, a tylko malutki żar który gaśnie i którego ja wzniecać już nie chcę.
Codziennie rano powtarzam sobie że nie można żyć tylko dla kogoś, podporządkowywać sie komuś...należy żyć dla siebie. Nikt nie ma prawa mnie karcić i upominać ani mi ubliżać. Nikt. Mimo papierka podpisanego 11 lat temu i wspólnie przeżytych chwil - ja jestem odpowiedzialna sama za siebie. To ja decyduję. Nie jestem osobą ubezwłasnowolnioną, nikt nie może mówić mi co mam robić, a czego mi nie wolno.
Mam nadzieję ze wytrwam, staram się coraz bardziej...i nawet nieźle mi to wychodzi:).

Jedno mnie tylko zastanawia czy tak wiele zrozumiałam, czy poprostu przestałam kochać?

Dziekuję Wam za to że moge tu być i za to że wiele się nauczyłam.

Pozdrawiam.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Agata24



Dołączył: 27 Wrz 2006
Posty: 147

PostWysłany: Nie Paź 29, 2006 16:16    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Podziwiam Cie Graffiti. Ja chyba bym sie nie uwolnila bedac z nim pod jednym dachem, jedyna droga zeby nie zwariowac to nie miec z nim kontaktu, nie patrzec na niego. Gdyby byl mily i "wzorcowy" to prawdopdobnie bym ulegla, wierzac w tym jednym momencie, ze sie zmieni, ze mnie jednak kocha i rozumie .... To jest ich pulapka. POdziwiam Cie za sile i konsekwencje, trzymaj sie cieplo.
_________________
Agata
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dynamika
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 741

PostWysłany: Nie Paź 29, 2006 18:04    Temat postu: Re: Witam ponownie - Witaj Dorissima Odpowiedz z cytatem

Grafitti,

Kiedy poczujesz, ze zbliza sie koniec, badz pewna, ze zabezpieczysz siebie i dziecko. Wiem, ze teraz masz, ze swoim mezem uklad kolezenski, ale kiedy przyjdzie do rozwodu, to gwarantuje, ze on uzyje wszystkiego co jest mozliwe, zeby Ci to utrudnic, wlacznie z proba odebrania Ci dziecka.
To jest moje otrzezenie dla Ciebie, jakby przyszo do rozwodu, to postaraj sie o tymczasowe zabezpieczenie pobytu dziecka przy Tobie do czasu zakonczenia rozwodu. Nie uprzedaj go o niczym, dzialaj z zaskoczenia, najlepiej kiedy go nie bedzie w domu.

Wiem, ze masz do niego jeszcze pozytywne uczucia, ale prawda jest taka, ze to jest twoj najgorszy wrog jakiego masz w zyciu, wiem, ze w to trudno teraz uwierzyc, wiem, ale czas Ci to pokaze, badz na to gotowa.

pozdrawiam,
P.
_________________
"Sukces mierzy sie tym jak wysoko dolecisz kiedy odbijesz sie od dna" General George Patton Jr.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
dorissima



Dołączył: 26 Paź 2006
Posty: 14
Skąd: śląskie

PostWysłany: Nie Paź 29, 2006 19:43    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witam!
W odpowiedzi do Agaty24 - na razie jestem zmuszona mieszkać z mężem pod jednym dachem. Dzieci chodzą do szkoły a moi rodzice mieszkają w innej dzielnicy (muszę do nich jeździć 2 autobusami).Ja pracuję na dwie zmiany : 6-14 lub 14-22. Nie wyobrażam sobie aby moje dzieci jeździły 45min. do szkoły a przepisanie ich do szkoły na osiedlu moich rodziców na pewno odbiłoby się na ich psychice negatywnie (już i tak mają zbyt wiele stresu).Starsza córka chodzi do 5 klasy i bardzo lubi tą szkołę , młodsza chodzi co prawda do zerówki ale też zaaklimatyzowała się w tej szkole. Już i tak mam wyrzuty sumienia bo starsza córka musi rano wstawać i odprowadzam młodszą do szkoły , nieraz siedzieć na świetlicy bo później zaczyna lekcje. Jednak przeprowadzka będzie nieunikniona bo TBS ma wystąpić o eksmisję z powodu niepłacenia czynszu. Nie jestem w stanie płacić 487zł czynszu kiedy zarabiam trochę ponad 500zł. Mój szanowny małżonek nie daje mi w ogóle pieniędzy na życie (ale pić ma za co) , jest na tyle bezczelny , że nie kupuje nic do jedzenia - ale to co ja kupię to on zjada. Jestem w takim stanie psychicznym , że nie potrafię już logicznie myśleć , często zapominam o różnych sprawach , cierpię na bezsenność - przez 2 m-ce schudłam 3 kg , jestem znerwicowana i boję się , że w końcu popadnę w jakąś depresję a w pracy muszę być zawsze miła i uśmiechnięta.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group